W Warszawie przedstawiono raport na temat reparacji za straty wojenne poniesione przez Polskę w wyniku niemieckiej agresji w II wojnie światowej. - Chodzi o to, by być może w długim i trudnym procesie, uzyskać odszkodowania za to wszystko, co Niemcy, co państwo niemieckie, co naród niemiecki uczynił Polsce w latach 1939-1945 - mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński.
W czwartek na Zamku Królewskim w Warszawie zorganizowana została prezentacja raportu o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej. - Dzień przedstawiania raportu jest nie tylko aktem prezentacji pewnej pracy, pewnej dokumentacji. Jest także decyzją, decyzją podjęcia tej sprawy na forum międzynarodowym a w szczególności w relacjach polsko-niemieckich - mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Jak dodał, "chodzi o to, by być może w długim i trudnym procesie, uzyskać odszkodowania za to wszystko, co Niemcy, co państwo niemieckie, co naród niemiecki uczynił Polsce w latach 1939-1945". - Taki jest nasz cel i to jest cel wpisujący się w całą koncepcję odbudowy normalności. Normalności, jeśli chodzi o funkcjonowanie państwa polskiego. Dziesiątki państw na świecie, oczywiście w bardzo różnym wymiarze, uzyskały odszkodowania od Niemiec. Natomiast Polska nie uzyskała - powiedział Kaczyński.
- To był pewien brak. Ten brak inicjatywy w tej sprawie był luką w tej sferze działalności, którą każde państwo powinno, musi podjąć, jeżeli ma być państwem poważnym, państwem chroniącym swoich obywateli, państwem dbającym o swoje interesy - podkreślał.
Kaczyński: to może być tylko podstawa drogi ku nowemu zniewoleniu
Jak wskazał, w relacjach międzynarodowych jest tak, że jeśli jedno państwo drugiemu uczyni wielkie szkody, to później, po ewentualnej porażce wojennej czy w innych okolicznościach zmieniających sytuację, musi te szkody wyrównać. - I nie ma żadnego powodu, żeby Polska była wyłączona z działania tej zasady - podkreślał.
- Przyjęcie takiego stanowiska oznacza przyjęcie takiej postawy, którą można określić jako wyraz pewnego, bardzo daleko idącego, chorobliwego wręcz kompleksu - kompleksu niższości. Kompleksu, który z natury rzeczy nie może być podstawą żadnej dobrej polityki państwowej, żadnej dobrej polityki narodowej, nie może stanowić czegoś, co buduje. To może być tylko podstawa drogi ku nowemu zniewoleniu, ku nowym stratom - mówił Kaczyński.
Prezes PiS wskazał także, że ten obowiązek powinien być już dawno zrealizowany przez Polskę niepodległą po roku 1989.
Kaczyński: choć droga będzie długa, to któregoś dnia odniesiemy sukces
- Niemcy napadli na Polskę i uczynili nam ogromne szkody. Okupacja miała charakter niebywale zbrodniczy, niesłychanie okrutny i spowodowała efekty, które w wielu wypadkach trwają po dziś dzień - powiedział prezes PiS, wskazując, że jest to pierwsza przesłanka, z powodu której Polska będzie występować o reparacje wojenne.
- Nie możemy przechodzić nad tym do porządku dziennego, tylko dlatego, że komuś się wydaje, iż Polska jest w jakiejś szczególnej, radykalnie niższej pozycji niż inne kraje, a Polacy niż inne narody. Bo tylko z takiej przesłanki może wynikać rezygnacja z podjęcia tego przedsięwzięcia. My zawsze odrzucaliśmy taką postawę i w dalszym ciągu ją odsuwamy - oświadczył prezes PiS.
Przyznał, że jest świadomy, że Polska wchodzi na drogę, która będzie długo trwała i nie będzie łatwa. - Nie zapowiadamy jakichś bardzo szybkich sukcesów. Słyszałem już od bardzo ważnego polityka niemieckiego, że żaden rząd niemiecki się na to nie zgodzi - powiedział Kaczyński.
- Choć droga będzie długa, to jesteśmy przeświadczeni, że któregoś dnia odniesiemy tutaj sukces i żadne propozycje, które już padają, jakichś wspólnych, niewielkich w skali naszych strat przedsięwzięć, które miałyby być przeprowadzone z niemieckim udziałem, nie mogą być tutaj przyjmowane - oświadczył szef PiS
"Niemcy nigdy tak naprawdę nie rozliczyły się ze swoich zbrodni wobec Polski"
- Niemcy nigdy tak naprawdę nie rozliczyły się ze swoich zbrodni wobec Polski - mówił podczas wydarzenia Kaczyński. Ocenił też, że "mieliśmy z jednej strony abolicję dla zbrodniarzy", bo - jak mówił - "tak to trzeba określić, nigdy takiego aktu wprost sformułowanego nie było, ale różnego rodzaju akty w gruncie rzeczy tworzyły system abolicyjny".
Jak dodał, ludzie mający na sumieniu nawet dziesiątki tysięcy ludzi spokojnie funkcjonowali w Niemczech, a niekiedy nawet dochodzili do różnych stanowisk państwowych. - Nigdy też niemiecka pedagogika i niemiecki polityka historyczna zbrodni wobec Polski, wobec narodu polskiego nie podejmowała, nie stały się one częścią niemieckiej świadomości, może wyjąwszy świadomość pewnych środowisk, pewnej części elit - powiedział prezes PiS.
Kaczyński podkreślił, że to nie jest pierwszorzędny powodów polskich działań ws. reparacji, ale ma też pewne znaczenia. - Bo jeżeli chcemy zabezpieczyć i nasze państwo, i nasz naród przed takimi wydarzeniami, o których tutaj mowa, wydarzeniami z lat 1939-1945 na przyszłość, to musimy także dążyć do naprawdę głębokiej przebudowy świadomości narodu niemieckiego, bo ta przebudowa niestety, jeśli chodzi o te sprawy, nie nastąpiła - stwierdził prezes PiS.
Kaczyński o szacowanej sumie reparacji
- Suma, która została przedstawiona jako wartość poniesionych strat, została przyjęta najbardziej ograniczoną, można powiedzieć konserwatywną metodą. Można by ją zwiększyć - powiedział prezes PiS.
Podkreślił, że jest to suma bardzo poważna - ponad 6 bilionów 200 miliardów złotych. - Ale to jest suma z punktu widzenia Niemiec i biorąc pod uwagę, że tego rodzaju odszkodowania płaci się przez dziesięciolecia - odszkodowania za I wojnę światową były płacone Francji, jeszcze nie tak dawno, badajże około 10 lat temu to się skończyło - to jest to suma dla gospodarki niemieckiej całkowicie możliwa do udźwignięcia i nie obciążająca jej w żaden nadmierny sposób - powiedział Kaczyński.
I dlatego - jak dodał - "można ją uznać za całkowicie realistyczną". - Ale w tej sumie bardzo poważną część stanowi odszkodowanie za śmierć przeszło 5 milionów 200 tysięcy polskich obywateli. Nie wzięto w tym obliczeniu pod uwagę zbrodni popełnionych przez Rosjan. To też dodatkowe co najmniej kilkaset tysięcy strat w czasie II wojny światowej. Ale to jest jakby inny problem - zaznaczył prezes PiS.
Zaznaczył, że "bardzo poważna część tej grupy, to obywatele polscy narodowości żydowskiej albo Polacy pochodzenia żydowskiego". - Nie mogliśmy - i to jest zupełnie oczywiste - przyjąć w tych rachunkach reguły etnicznej, byłby to element działań o charakterze rasistowskim i dlatego odrzuciliśmy to zdecydowanie - powiedział Kaczyński.
Witek: Sejm i jego ogrody są miejscem kaźni
Marszałek Sejmu Elżbieta Witek mówiła, że "we wrześniu 1939 roku na skutek bombardowań i ostrzału artyleryjskiego zburzony został Zamek Królewski, a w czasie Powstania Warszawskiego Niemcy wysadzili także jego ruiny". - Dlatego dziś zamek jest swojego rodzaju symbolem, symbolem strat wojennych poniesionych przez Polskę w latach 1939-45 - podkreśliła marszałek Witek, która wspierała prace nad raportem. Witek przypomniała, że ostatnie posiedzenie Sejmu II RP odbyło się 2 września 1939 roku, "już wtedy, kiedy na Warszawę spadały bomby". - Posłowie wysłuchali wówczas przemówienia premiera Sławoja Składkowskiego, zaniepokojeni byli tym, co się dzieje, ale jeszcze mieli wiarę i nadzieję, że wojna skończy się szybko. Ale wyrazili także chęć wstąpienia do Wojska Polskiego i wyrazili chęć walki - zaznaczyła. Zwróciła uwagę, że "wtedy podjęto uchwały, zmieniono ordynację wyborczą w taki sposób, żeby posłowie i senatorowie, którzy chcą walczyć na froncie, nie musieli zrzekać się mandatu poselskiego".
Następny Sejm, jak mówiła marszałek, miał się odbyć 60 dni od zakończenia wojny. - Wszyscy myśleli, że nastąpi to szybko. Niestety wojna trwała prawie 6 lat - mówiła. Witek zaznaczyła ponadto, że Sejm i jego ogrody "są miejscem kaźni". - W związku z tym, że stacjonowały tam zmilitaryzowane oddziały niemieckie, które współpracowały z policją porządkową, a właściwie były jej częścią, to właśnie tam na przełomie listopada i grudnia (1939 r.) odbyły się pierwsze egzekucje polskiej inteligencji, a na przełomie 1939 i 1940 roku, kiedy Niemcy organizowali systematyczne łapanki i codziennie po 20-30 i więcej osób przywożono właśnie tam - powiedziała.
Marszałek Sejmu wskazała, że w ogrodach dzisiejszego Sejmu, na terenie oddalonym od budynków mieszkalnych wykonywano bez wyroku, bez sądu wyroki śmierci. - Tam ginęli ludzie. To jest właściwie jeden potężny grób - oceniła.
Przypomniała także, że Sejm został zniszczony, a szczególnie obecna sala obrad, której odbudowa trwała kilka lat. - W 1952 roku, 22 lipca odbyło się posiedzenie Sejmu wyremontowanej sali plenarnej - przypomniała.
Według marszałek Sejmu, mimo że od zakończenia wojny minęły 83 lata, to oprócz strat materialnych i ludnościowych, pozostają na zdjęciach straszne obrazy, "które muszą przemawiać do nas wszystkich, ale one muszą przemówić także do Niemców". Nawiązując do wcześniejszego przemówienia prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, Witek oświadczyła, że "my też mamy takie przekonanie rozmawiając z parlamentarzystami niemieckimi, że nie do końca mają świadomość, jak wyglądała II wojna światowa i co czynili Niemcy w Polsce, tutaj, Polakom podczas II wojny światowej.
"Powszechne było traktowanie ich, jak gdyby nic się nie stało"
Premier Mateusz Morawiecki oceniał, że "warto się zastanowić nad powszechnym także i dziś tłumaczeniem: to byli tylko rządzący, ewentualnie jeszcze jakaś grupa tych, którzy uczestniczyli w zbrodniach na zasadzie wykonywania rozkazów".
Dodał, że "powszechne było traktowanie ich, jak gdyby nic się nie stało".
Premier przytoczył m.in. przykłady SS-manów, którzy robili kariery w powojennej RFN. Przypomniał postacie sprawcy zbrodni przy tłumieniu Powstania Warszawskiego Heinza Reinefartha, po wojnie burmistrza miasta na wyspie Sylt, oraz Ottona von Fircksa, uczestnika brutalnych wysiedleń Polaków z Kraju Warty i Zamojszczyzny, w tym porwań i germanizacji dzieci, który po wojnie został posłem do Bundestagu i "miał czelność oskarżać Polaków o zbrodnie na Niemcach".
Morawiecki: jesteśmy zobowiązani, aby te straty w dokładny sposób policzyć
Szef rządu powiedział, że w latach 90. XX w. "okazywało się, że Polacy byli współsprawcami a później, że Polscy są współwinni - może w ogóle całej II wojnie światowej, a już na pewno zbrodniom tam popełnianym". - Czelność, czy niebywała bezczelność ze strony niektórych Niemców i wielu innych komentatorów z całego świata była pewnego rodzaju szokiem dla ogromnej większości Polaków - powiedział. Jak dodał, to "pomieszanie pojęć, nieprawda, fałsz i kłamstwo, któremu musimy dać odpór, któremu daje odpór ten raport".
Szef rządu zwrócił uwagę, że obok bezpośrednich strat, Polska w wyniku II wojny światowej straciła także szanse rozwojowe. Dla zobrazowania strat premier przywołał raport Angusa Maddisona, jednego z najsłynniejszych ekonomistów i ekonometryków, mierzący produkt krajowy brutto w dolarach międzynarodowych, porównujący Hiszpanię i Polskę w roku 1951 i 1991 r.
- Według tego raportu - w roku 1951 zniszczona wojną Polska - na głowę jednego mieszkańca miała średnio 113 proc. dochodu w porównaniu do dochodu per capita mieszkańca Hiszpanii. Czterdzieści lat później wynosił on 38 proc. Niebywała utrata wielkich szans rozwojowych daje się mocno odczuć także dziś - powiedział premier.
Wspomniał także o elitach, które Polska straciła w wyniku wojny. - Inżynierowie, którzy nie wynaleźli swoich wspaniałych wynalazków; naukowcy, którzy nie byli w stanie przekuć swoich myśli w czyn, bo zostali zamordowani - wymieniał Morawiecki.
Jak zaznaczył, "cała gospodarka, całe państwo Polskie nie mogło się normalnie rozwijać" i musimy o tym wiedzieć, bo strata ponad 5 mln 200 tys. ludzi to pewnego rodzaju liczba, której nie jesteśmy w stanie sobie w ogóle wyobrazić. - Nikt przecież takiej straty rodzinom, ich bliskim - nie jest w stanie nigdy zrekompensować. Nikt nijak nie jest w stanie przywrócić im życia, a więc jest to problem egzystencjalny, wręcz metafizyczny - ocenił.
- Jesteśmy zobowiązani, aby te straty w dokładny sposób policzyć i w oparciu o te wyliczenia przedstawić, tak jak powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński - tym, którzy są tego winni - podkreślił premier Morawiecki.
"Niemiecki przemysł odnosił wiele korzyści z pracy przymusowej"
Raport ws. reparacji był przygotowywany przez działającą w poprzedniej kadencji parlamentu - od września 2017 r. - Parlamentarny Zespół ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce od Niemiec za Szkody Wyrządzone w trakcie II wojny światowej. Zespołem kierował poseł PiS Arkadiusz Mularczyk. Nad raportem pracowało ok. 30 naukowców - historyków, ekonomistów, rzeczoznawców majątkowych - oraz 10 recenzentów.
Jak podkreślał podczas prezentacji Arkadiusz Mularczyk, "wskutek wojny i przesunięcia granic państwo polskie w ciągu 7 lat utraciło ok. 11,2 mln obywateli".
Poinformował, że podczas II wojny światowej do niewolniczej pracy wywieziono ponad 2 mln 100 tys. polskich obywateli. Przepracowano 4 miliony 881 tys. roboczolat. - Każdy z tych robotników przymusowych pracował średnio 2 lata i 9 miesięcy - podkreślił poseł.
- Niemiecki przemysł odnosił wiele korzyści z pracy przymusowej - zaznaczył Mularczyk.
Mularczyk przekazał, że podczas wojny Niemcy zabrali Polakom i przekazali do zgermanizowania ok. 196 tys. polskich dzieci, z których udało się odzyskać jedynie 30 tysięcy. - Zostały zabrane tylko dlatego, że były zdrowe i ładne, według chorych niemieckich kryteriów czyste rasowo - na tym polegała ich wina - powiedział.
- Masowe odbieranie dzieci przez Niemców nie było wynikiem chwilowego szaleństwa, ale starannie, systemowo zaplanowaną akcją, w której małe dziecko traktowano jak przedmiot, który można przełożyć z jednego domu do drugiego - mówił Mularczyk.
- Podczas wojny 590 tys. polskich obywateli zostało inwalidami, nie tylko w wyniku bezpośrednich działań wojennych, ale także z powodu eksperymentów pseudomedycznych i przetrzymywania w obozach koncentracyjnych- mówił Mularczyk .Zaznaczył, że ponad milion osób zapadło na gruźlicę głównie ze względu na długotrwałe niedożywienie w czasie okupacji.
Jak mówił Mularczyk, oszacowano kwotę ok. 4 bilionów 330 miliardów złotych z tytułu ofiar śmiertelnych. - To jest czysto ekonomiczna wycena życia ludzkiego, wyłącznie przez pryzmat utraty PKB – nie uwzględnia cierpienia i rozbitych rodzin czy urazów psychicznych - powiedział.
Mularczyk tłumaczył, że średnie utracone wynagrodzenie jednej ofiary śmiertelnej oszacowano na ponad 800 tys. zł, czyli ok. 200 tys. dolarów amerykańskich w cenach z 2021 r.
Źródło: PAP, TVN24