Rektorzy publicznych uczelni chcą, by każdy student płacił za swoją naukę - twierdzi "Dziennik". Studenci odpowiadają, że konstytucja gwarantuje bezpłatną edukację.
Stanowisko rektorów jest jasne: uczelnie nie mają pieniędzy, z budżetu państwa pieniędzy nie dostaną, dlatego z własnych kieszeni powinni dołożyć się studenci. Taką wizję szkolnictwa wyższego przedstawia Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Szefuje jej prof. Tadeusz Luty, rektor Politechniki Wrocławskiej.
Ale jak tu zmusić do płacenia żaków, którzy w zdecydowanej większości groszem nie śmierdzą? - Byłyby tanie kredyty i stypendia dla tych, którzy potrzebują pomocy materialnej. Powszechna odpłatność to wyrównanie szans, a nie pogłębianie różnic - argumentuje "Dziennikowi" prof. Karol Musioł, wiceprzewodniczący KRASP, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Rektorów wspierają akademiccy nauczyciele: - Przecież już teraz 60 proc. studentów w Polsce płaci za naukę - zauważa prof. Edmund Wittbrodt, były minister edukacji i były rektor Politechniki Gdańskiej. - Bezpłatne szkolnictwo publiczne to oszukańcza fikcja - demaskuje obecny system prof. Marcin Król, dziekan Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego.
O niesprawiedliwości obecnego systemu pobierania od studentów opłat przekonuje również na łamach "Dziennika" socjolog prof. Janusz Czapiński: - Największe szanse na darmową naukę mają dzieci z najlepszych szkół średnich, najlepszych domów, które przechodzą przez ucho igielne rekrutacji. Zasady odpłatności muszą być jednolite. Albo wszyscy, albo nikt. Tylko czy państwo byłoby stać na utrzymanie uczelni, jeżeli przyjmiemy, że nie płaci nikt?
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: TVN24