|

Półtora miliona i będzie więcej. Kumulacja, która nikogo nie cieszy

Ponad pół miliona nowych uczniów po wakacjach zacznie naukę w liceach, technikach i szkołach branżowych. Jednak wielu z nich nadal nie wie gdzie, bo tzw. kumulacja roczników sprawiła, że wciąż nie dostali się do żadnej szkoły. Jest źle, a za rok będzie jeszcze gorzej.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Warszawa: prawie 2,4 tys. absolwentów podstawówek dowiedziało się, że brakuje dla nich miejsca w liceach, technikach i szkołach branżowych.

Poznań: po pierwszym etapie rekrutacji miejsca w szkole ponadpodstawowej nie miało prawie 4 tys. uczniów (miasto od kilku lat prowadzi nabór z okolicznymi miejscowościami z powiatu poznańskiego).

Kraków: do wybranych przez siebie szkół nie dostało się ponad 2,6 tys. uczniów.

Trójmiasto: bez miejsca w szkole średniej pozostało ponad 2 tysiące uczniów.

Wrocław: 1,3 tys. absolwentów nie dostało się do żadnej klasy.

Są łzy złości, smutku i rozgoryczenia. A tego typu wiadomości płyną z największych polskich miast. Dlaczego? Bo w tym roku mamy do czynienia z tzw. kumulacją roczników.

W uproszczeniu: w typowym szkolnym roczniku jest ok. 350 tysięcy uczniów i uczennic. W tym roku jednak ósme klasy ukończyło aż 510 tysięcy nastolatków.

I to dlatego tysiące dzieci w różnych zakątkach Polski wciąż nie wie, gdzie będzie się uczyć i do końca wakacji będzie trwało w zawieszeniu edukacji uzupełniającej. Do tego gdy już po wakacjach w końcu pójdą do jakiejś szkoły, czekają ich wszystkich: ścisk na korytarzach, lekcje do wieczora i najpewniej plaga zastępstw. A sytuacja, jeśli się poprawi, to najwcześniej w 2027 roku.

Jak do tego doszło i czy dało się tego uniknąć?

Dlaczego to spotyka właśnie wasze dzieci?

Szczególnie często to drugie pytanie zadają tego lata rodzice, którzy nie kryją rozgoryczenia tym, że ich dzieci są ofiarami reform edukacyjnych.

"Reform" w liczbie mnogiej, bo to, co spotyka tegorocznych absolwentów podstawówek, a co nazywane jest kumulacją roczników, to tak naprawdę kumulacja nieszczęść wynikających z reformatorskich zapędów zarówno rządów PO-PSL, jak i PiS.

●      pierwsza reforma - obniżenie wieku szkolnego

Posłanie sześciolatków do szkół miało być jedną ze sztandarowych reform rządu Donalda Tuska. W pierwszej wersji plan był prawdziwie radykalny: już od września 2009 roku do pierwszych klas miały iść nie siedmio-, ale sześciolatki. Rządzący tłumaczyli to wyrównywaniem szans, nazywali cywilizacyjną zmianą, ale pomysł spotkał się z nieoczekiwanym dla rządzących protestem. Minister Katarzyna Hall była zaskoczona, gdy rodzice w czasie majowego Warszawskiego Forum Oświatowego mówili: "To tak, jakbyśmy chcieli zrobić Euro 2012 za miesiąc i liczyli na to, że kibice jakoś dojadą i gdzieś się prześpią".

Wskutek protestów, których twarzą byli rodzice Tomasz i Karolina Elbanowscy, twórcy ruchu “Ratuj Maluchy” reforma zaczęła się oddalać.

Jeszcze w 2010 roku rodzice mieli wybór. Kto chciał, mógł posłać dziecko do szkoły wcześniej. Ale ostatecznie we wrześniu 2014 roku do klas pierwszych poszły wszystkie dzieci siedmioletnie (urodzone w 2007 roku) i pół rocznika sześciolatków (z pierwszej połowy 2008). To właśnie tegoroczni absolwenci podstawówek.

justyna
Rekrutacja do liceów i techników. Dlaczego w 2022 roku będzie trudna?

Od początku było wiadomo, że będzie im trudniej, bo będzie ich więcej niż zazwyczaj - to zresztą był jeden z argumentów przeciwników reformy.

Kolejne ministry edukacji - po Katarzynie Hall - Krystyna Szumilas i Joanna Kluzik-Rostkowska zapewniały rodziców jednak, że samorządy sobie poradzą, bo mają dziewięć lat (podstawówkę i gimnazjum), nim te dzieci pomaszerują do liceów, i do wszystkiego będzie można się przygotować.

Nie przewidziały jednego: że PO przegra w 2015 roku wybory, a PiS zabierze się nie tylko za cofnięcie sześciolatków do przedszkoli, ale i likwidację gimnazjów.

Ekspresowa jak Anna Zalewska

Anna Zalewska ministrą edukacji została w październiku 2015 roku, a już w grudniu PiS zdecydował, że miejsce sześciolatków jest w przedszkolach. To jednak nie miało jeszcze żadnego wpływu na tegoroczny rekrutacyjny chaos. Decyzja kluczowa z dzisiejszego punktu widzenia zapadła w czerwcu 2016 roku, gdy w Toruniu Zalewska ogłosiła swoje dalsze edukacyjne plany.

●      druga reforma - likwidacja gimnazjów

Proces likwidacji gimnazjów rozpoczął się 1 września 2017 roku. Dzieci, które miały iść do gimnazjów, zostały w swoich szkołach i rozpoczęły naukę w siódmych klasach ośmioletnich podstawówek. Do liceów poszły we wrześniu 2019 roku i, co ważne, jako pierwsze doświadczyły kumulacji. Wtedy do szkół ponadpodstawowych szli równocześnie ostatni absolwenci gimnazjów i pierwsi wydłużonych podstawówek. Razem: ponad 700 tysięcy dzieci.

Morawiecki: nie będzie problemu z kumulacją roczników w szkołach
Morawiecki: nie będzie problemu z kumulacją roczników w szkołach (2018)
Źródło: tvn24

Pisaliśmy wtedy: "Wielki zawód i wielkie nerwy w Olsztynie, Białymstoku i Szczecinie - wszędzie tam są uczniowie z podwójnego rocznika, którzy nie dostali się do żadnej z wybranych szkół. Lista miast, które muszą uporać się ze skutkami reformy edukacji, jest coraz dłuższa".

Było ciężko, bo licea, od 2005 roku funkcjonujące jako szkoły trzyletnie, nagle (na przygotowanie się były dwa lata, co w edukacji jest czasem naprawdę krótkim) stały się czteroletnie.

We wrześniu 2019 roku w "Faktach" TVN pokazywaliśmy tego efekty: 40-osobowe klasy, ścisk na korytarzach, długie kolejki do łazienki i stołówki.

Tłok na korytarzach pełne klasy i lekcje do wieczora. Uczniowie narzekają że są już zmęczeni o tej godzinie
Tłok na korytarzach, pełne klasy i lekcje do wieczora. Uczniowie "narzekają, że są już zmęczeni o tej godzinie"
Źródło: Fakty TVN

Mało kto wtedy myślał jednak o tym, że w 2022 roku też będzie strasznie, a w 2023 jeszcze gorzej.

Skupmy się najpierw na tym, co dzieję się teraz i dlaczego sytuacja się nie poprawia.

Licea są już czteroletnie, ale...

Mogłoby się wydawać, że sytuacja powoli będzie się normalizować. W maju tego roku do matury podeszli ostatni absolwenci gimnazjów. A licea już na stałe będą czteroletnie. Ale to teoria.

Praktyka zaś wygląda tak, że od września licea (to ich przede wszystkim dotyka problem kumulacji, bo od lat są bardziej oblegane niż technika i branżówki) nie będą czteroletnie. Będą musiały pomieścić cztery i pół rocznika.

Dlaczego? Najłatwiej prześledzić to na przykładzie Warszawy, ale w mniejszej skali dotyczy to wszystkich samorządów.

Otóż o miejsca w szkołach ponadpodstawowych w stolicy ubiegało się w tym roku ok. 30 tys. nastolatków (te słynne półtora rocznika). Tymczasem w tym roku szkoły ukończyło tylko ok. 19,4 tys. nastolatków. To właśnie ostatni absolwenci gimnazjów.

Kumulacja roczników i rekrutacyjny tłok
Źródło: TVN24

W całym kraju w szkołach ponadpodstawowych (liceach, technikach i branżówkach) będzie od września około 1,5 miliona nastolatków. Po ok. 300-350 tysięcy w klasach drugich, trzecich i czwartych i ponad pół miliona w klasach pierwszych.

Zimą Renata Kaznowska, wiceprezydentka Warszawy odpowiedzialna za edukację, przyznawała:  - Wiele już zrobić nie możemy. Każdą wolną powierzchnię w szkole przeznaczyliśmy na salę lekcyjną. Przeprowadziliśmy olbrzymie remonty, na które wydaliśmy ponad 10 mln zł. Dzisiaj możemy już tylko wydłużać lekcje i niewiele więcej. W pojedynczych przypadkach mamy takie możliwości, będziemy wynajmować dodatkowe powierzchnie i tworzyć oddziały blisko szkół.

W grudniu 2021 roku napisała list do samorządowców z gmin tzw. wianuszka warszawskiego. Apelowała do nich, by otworzyli u siebie więcej klas pierwszych w szkołach ponadpodstawowych. I już zimą przestrzegała, że w warszawskich liceach będzie ciasno, lekcje na dwie zmiany od siódmej do dwudziestej i brak nauczycieli.

W tym miejscu warto pamiętać, że szkoły ponadpodstawowe nie podlegają rejonizacji, a to oznacza, że choć w teorii Kaznowska powinna zapewnić miejsca uczniom z Warszawy, w rekrutacji nie mają oni żadnej przewagi nad dziećmi z innych miejscowości. To zresztą nie tylko problem stolicy. Np. w Gdańsku aż 34 procent ubiegających się o miejsca w tamtejszych placówkach to uczniowie spoza miasta.

Najgorsze przed szkołami

I o ile rok szkolny 2022/23 już będzie naprawdę trudny, to kolejny - 2023/24 - organizacyjnie będzie jeszcze trudniejszy.

1 września 2023 roku w szkołach ponadpodstawowych znów naukę rozpocznie półtora rocznika rocznika - cały rocznik sześciolatków (ur. 2009) i pół rocznika siedmiolatków (2008), którzy zaczynali naukę 1 września 2015 roku.

A tak naprawdę dzieci będzie jeszcze więcej, bo tu znów dają o sobie dać znać reformy. W 2014 roku była grupa sześciolatków, których nauka na wniosek rodziców została odroczona. W Warszawie szacują, że za rok o miejsca w szkołach ponadpodstawowych będzie starało się około 35 tys. uczniów.

W do niedawna trzyletnich liceach będą musieli pomieścić się uczniowie pięciu roczników - po półtora w klasie pierwszej i drugiej oraz po standardowym roczniku w klasie trzeciej i czwartej. A ta sytuacja będzie się utrzymywała aż do momentu, gdy dzisiejsi ósmoklasiści zdadzą maturę. "Normalna" liczebność czteroletnich liceów będzie wtedy, gdy szkoły ukończą ubiegłoroczni siódmoklasiści, czyli w 2027 roku.

Ale co teraz?

O tym wszystkim samorządowcy nawet boją się myśleć, na razie głowią się wciąż, jak znaleźć miejsca dla tych tysięcy uczniów, którzy ich na razie nie znaleźli i biorą właśnie udział w rekrutacji uzupełniającej (w każdym mieście odbywa się ona w innych terminach i na innych zasadach).

W Warszawie do 3 sierpnia uczniowie, którzy chcieli przystąpić do rekrutacji uzupełniającej, składali bezpośrednio w szkołach wnioski wraz z kopią świadectwa oraz kopią zaświadczenia o wynikach egzaminu. Samorząd z góry zakładał, że część z tych 2,4 tys., którzy jeszcze nie znaleźli miejsc, w tym etapie rekrutacji udziału nie weźmie - niektórzy pójdą do szkół niepublicznych, które w miejskiej rekrutacji nie biorą udziału, inni ostatecznie zostaną w liceach i technikach w swoich podwarszawskich miejscowościach, np. w Piasecznie czy Milanówku.

Na przykład w Poznaniu w latach ubiegłych ok. 10 proc. kandydatów zakwalifikowanych do liceów i ok. 20 proc. kandydatów zakwalifikowanych do techników i szkół branżowych nie potwierdziło chęci przyjęcia. Zwalniali tym samym miejsca kolejnym uczniom.

W Warszawie ostateczne wyniki tego etapu rekrutacji zakończą się 12 sierpnia. Jeśli ktoś nadal nie będzie miał miejsca, czeka go dogrywka i poszukiwanie szkół, w których jeszcze jakieś miejsca się znajdą. Nie będą to jednak raczej licea, a szkoły branżowe i mniej oblegane technika.

Widać to już w Krakowie, gdzie z ponad 800 wolnych miejsc tylko kilkadziesiąt było w liceach, a blisko 500 w szkołach branżowych.

Przemysław Foligowski, szef wydziału oświaty w Poznaniu, 2 sierpnia lokalnej "Wyborczej" mówił: - Jeśli okaże się, że miejsc w Poznaniu jest za mało, wówczas stworzymy nowe miejsca w szkołach ponadpodstawowych. Rezerwy miasta na ten moment wynoszą ok. 2500 miejsc. Natomiast już poprosiliśmy władze powiatu o wzięcie części odpowiedzialności i partycypowanie w tym procesie.

Czyli? Otwieranie klas pod Poznaniem lub dokładanie się do kosztów działania szkół w mieście.

Piontkowski do dziennikarki: chaos to jest może w pani głowie
Piontkowski do dziennikarki: chaos to jest może w pani głowie
Źródło: tvn24

Posłowie pytają

Jeszcze przed publikacją wszystkich list rekrutacyjnych w pierwszym naborze z interpelacją na ten temat do MEiN zwróciła się posłanka Hanna Gill-Piątek z klubu parlamentarnego Polska 2050.

W jej piśmie mogliśmy przeczytać: "Jak zgłaszają mi rodzice, po upłynięciu terminu składania wniosków okazało się, że np. w województwie śląskim w liceach ogólnokształcących liczba wniosków z tzw. pierwszej preferencji wynosi 151 na 100 miejsc dostępnych. Mamy zatem ok. 51 proc. nadwyżkę chętnych ponad poziom możliwości kształcenia przez licea ogólnokształcące. Z powyższego wynika, że ok. 1/3 chętnych do nauki w liceum ogólnokształcącym może zostać tej możliwości pozbawiona".

20 lipca odpowiedział jej wiceminister Dariusz Piontkowski, który przekazał posłance cały wykaz obowiązujących przepisów. A swoje pismo zakończył:

Reasumując, obowiązek zapewnienia miejsca realizacji obowiązku nauki przez powiat, nieletnim mieszkańcom powiatu dotyczy: - absolwenta szkoły podstawowej, któremu nie udało się zrekrutować do żadnej szkoły ponadpodstawowej, - innego ucznia – mieszkańca powiatu, który ubiega się o przyjęcie do dowolnej klasy w szkole ponadpodstawowej na przykład po powrocie z zagranicy lub z uwagi na zmianę miejsca zamieszkania w kraju.
Dariusz Piontkowski

Czytaj: samorząd, a dokładniej powiat, ma znaleźć miejsce. I już.

Koniec roku szkolnego w cieniu spadającej liczby nauczycieli
Źródło: TVN24

A po wakacjach

Ale już wkrótce samorządowym kłopotem będą nie tylko miejsca w ławkach. Już wiadomo, że wiele szkół będzie miało problemy kadrowe, które odbiją się na uczniach - czekają ich zastępstwa i podobnie jak w 2019 roku lekcje wieczorami.

Dyrektorzy szczególnie miejskich szkół będą zmuszeni układać plany lekcji pod nauczycieli, którzy pracują na półtora etatu lub w kilku różnych szkołach i będą musieli mieć czas na dojazd ze szkoły do szkoły. To nie zawsze będzie spełniało oczekiwania uczniów i ich rodziców.

Problemy kadrowe dotyczą placówek oświatowych wszystkich typów.

26 lipca w bazach ofert pracy na stronach 16 kuratoriów oświaty pękła bariera 20 tys. ofert pracy (dane kuratoryjne podsumował portal Dealerzy Wiedzy). Tak wielu propozycji zatrudnienia dla nauczycieli nie było w nich jeszcze nigdy. Najwięcej ofert dotyczy nauczycieli przedszkolnych, anglistów i szkolnych psychologów.

Minister Przemysław Czarnek jest jednak spokojny: - Nie ma żadnego dramatu kadrowego wśród nauczycieli. Ruch kadrowy okołooświatowy jest na takim samym poziomie jak w zeszłym roku czy dwa lata temu. Różni się może jakąś częścią procenta. Podburzanie społeczeństwa w czasie wojny, niepokoju, w czasie "putinflacji", drożyzny (…) jest po prostu draństwem - oświadczył.

rp 1
Nauczyciel Roku 2021 odchodzi ze szkoły publicznej. Dariusz Martynowicz: polityki i ideologii w szkole jest więcej
Źródło: TVN24

Tymczasem z danych MEiN opublikowanych przez "Dziennik Gazetę Prawną" wynika, że przybywa nauczycieli, którzy uczą mimo osiągnięcia wieku emerytalnego. W zakończonym roku szkolnym było ich ponad 45 tysięcy. To już niemal o 13 proc. więcej niż przed rokiem i o 24 proc. więcej niż w 2019 r.

Czytaj także: