Została pokazana pewna patologia. Muszą być kary i one będą. Wczoraj zarząd PO jednoznacznie to potwierdził - powiedział we "Wstajesz i Wiesz" Ireneusz Raś, były szef małopolskiej PO odnosząc się do decyzji o zawieszeniu członków partii zamieszanych w aferę taśmową na Dolnym Śląsku. Dodał, że sprawa musi zostać wyjaśniona, a partia polityczna musi łączyć ludzi.
Zarząd krajowy PO zdecydował w środę, że nie będzie powtórnych wyborów władz PO na Dolnym Śląsku.
Ireneusz Raś zapytany, czy nie ma wrażenia, że sprawa została zamieciona pod dywan odpowiedział, że "kilku kolegów zapomniało, że takie sytuacje incydentalne związane z konkretnymi osobami muszą być kierowane do instytucji, która jest w Platformie powołana poprzez status tej partii, a są to sądy koleżeńskie".
- Oczywiście można pewne sprawy oddawać do prokuratury, ale według mnie kilku kolegów nie zauważyło, że był start i meta w wyborach wewnętrznych i że przekroczyli tę metę" - powiedział Raś. I dodał: - Po tej linii należy trochę ochłonąć, porozglądać się. W polityce cierpliwość, umiar, pokora jest potrzebne. I nie raz porażka uczy więcej niż zwycięstwo.
"Partia musi łączyć"
Dodał, że trzeba wyjaśnić sprawę. Według byłego szefa małopolskiej PO, "Polacy nie są w stanie zrozumieć niektórych postaw naszych kolegów".
-Jest czas walki, ale po nim jest czas wspólnej pracy. Partia polityczna musi ludzi łączyć. Tym ludziom coś się poprzestawiało. Jeśli w partii nie ma części wspólnej to te osoby nie nadają się do wspólnoty - mówił polityk PO.
"Muszą być kary i one będą"
Jak powiedział, została pokazana pewna patologia. - Muszą być kary i one będą. Wczoraj zarząd PO jednoznacznie to potwierdził. Konkretne osoby stoją za tymi bulwersującymi, nie tylko opinię publiczną, ale i mnie, polityka Platformy Obywatelskiej, który pracuje na wynik tej partii, obrazami. Ja oczekuję ukarania tych osób. Wszystkie osoby, które są związane z tymi zdarzeniami, są dzisiaj zawieszone na trzy miesiące - mówił Raś. Dodał, że na kongresie będzie wybrany sąd koleżeński. - Pierwszą rzeczą, którą się zajmie to wyjaśnienie tej sprawy i ukaranie winnych - mówił. Pytany czy nie chciałby powtórnych wyborów na Dolnym Śląsku, powiedział, że nic one by nie dały.
- Oczyszczenie polega na tym, że dzisiaj z jednej strony konkretne osoby odpowiedzą za to, że obarczyły Platformę złym wizerunkiem. Z drugiej strony zarząd jasno wczoraj powiedział, że trzeba rozmawiać - dodał Ireneusz Raś.
"Lepiej, żebyśmy się nie wyzywali"
Waldy Dzikowski stwierdził na antenie TVN24, że PO straciła wizerunkowo po ujawnieniu nagrań ukazujących walkę o głosy przed dolnośląskim zjazdem PO i zostały przekroczone granice emocji. - Smuci mnie, że musimy odbudowywać zaufanie wobec siebie. Nagrywanie kolegi przez kolegę jest katastrofalne - powiedział Dzikowski.
Wyraził jednocześnie nadzieję, iż sprawa zostanie wyjaśniona. W jego opinii, PO powinna już przestać zajmować się sobą, bo ma o wiele więcej problemów np. tych związanych z rządzeniem.
- Dziś musimy być jednym zespołem, taki jest czas. Musimy to zrozumieć - powiedział Dzikowski.
- Każdy ma trudne chwile. Mam nadzieję, że wyciągniemy z tego wnioski i będziemy fajną drużyną, bo mamy przed sobą wiele gigantycznych wyzwań. Lepiej żebyśmy siebie nawzajem nie wyzywali, bo to szkodzi, a myślę, że Polsce nadal jesteśmy potrzebni - dodał.
Zawieszeni w prawach członków
W środę zarząd krajowy PO podjął decyzję o zawieszeniu w prawach członków partii na trzy miesiące osób, które zostały nagrane i te, które nagrywały kulisy dolnośląskiego zjazdu (nagrania upublicznił "Newsweek"). Zajmie się też nimi sąd partyjny. Zawieszeni zostali: Edward Klimka, Paweł Frost, Norbert Wojnarowski, Michał Jaros i Tomasz Borkowski.
Przypomnijmy, w poniedziałek "Newsweek" opublikował nagranie rozmowy z kulisów zjazdu PO na Dolnym Śląsku. Wynika z niego, że poseł Norbert Wojnarowski, zwolennik Jacka Protasiewicza, obiecywał jednemu z delegatów, Edwardowi Klimce załatwienie stanowiska w KGHM - w zamian za oddanie głosu na Protasiewicza.
Wojnarowski zaprzeczył w środę, by proponował pracę Klimce, powołując się na wpływy Protasiewicza. Jak twierdził, opublikowany tekst został "wyrwany z kontekstu". W środę "Newsweek" opublikował kolejne nagranie, tym razem film. Ma z niego wynikać, że poseł Michał Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski mieli namawiać delegata do głosowania na Protasiewicza, a w zamian sugerować, że działacz mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek.
Według "Newsweeka" delegatem, którego namawiano do poparcia Protasiewicza, jest Paweł Frost, szef koła PO w Legnicy i tamtejszy radny, z zawodu tłumacz przysięgły, zwolennik Schetyny.
Autor: js/jk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24