Polski żołnierz, który został ciężko ranny podczas misji w Afganistanie, od prawie dwóch lat stara się o wózek inwalidzki. Niestety bezskutecznie. - Jestem odsyłany od Annasza do Kajfasza – mówi "Rzeczpospolitej" starszy plutonowy Mariusz Saczek.
Saczek - jak przypomina "Rz" - został ranny w wybuchu miny w Afganistanie 27 lipca 2010 roku. Wraz z innymi żołnierzami wyjechał wtedy na patrol z bazy Warrior transporterem opancerzonym Rosomak. Nagle doszło do potężnej eksplozji miny pułapki.
Saczek przeszedł kilka operacji. Lekarze orzekli u niego niedowład kończyn dolnych jako rezultat uszkodzenia rdzenia kręgowego, ponadto m.in. uszkodzenie śledziony i wątroby, a także słuchu.
Obecnie jest w stanie o kulach przejść kilkadziesiąt metrów. - Są jednak takie dni, gdy nie jestem w stanie przejść ani kroku z powodu skurczy. Mieszkam sam, nikt nie może mi pomóc, dlatego potrzebuję wózka - mówi żołnierz.
Kilka miesięcy po wypadku w Afganistanie Saczek wystąpił do szefa Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia o zakup wózka inwalidzkiego i chodzika.
Czekają na opinię
Odpowiedź była jednak odmowna, gdyż szef Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia stwierdził, że "stan sprawności pacjenta ulega poprawie".
Sprawę skierowano do konsultanta wojskowej służby zdrowia, który ma wybrać dla żołnierza odpowiedni sprzęt. Do dzisiaj tak się jednak nie stało.
Ppłk Joanna Klejszmit-Bodziuch z Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia powiedział "Rz", że instytucja ta może sfinansować zakup wózka inwalidzkiego dla weterana.
Decyzja o ewentualnym zakupie sprzętu medycznego dla Saczka będzie możliwa po otrzymaniu opinii konsultanta w dziedzinie rehabilitacji.
Autor: MAC/tr/k / Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: Combat Camera (Artur Weber)