Nieodebrany list polecony był najprawdopodobniej powodem, dla którego białoruski aktywista Raman Pratasiewicz nie dostał prawnej ochrony w Polsce - pisze "Gazeta Wyborcza". Jak piszą dziennikarze "GW", takie wnioski płyną z kontroli poselskiej przeprowadzonej przez parlamentarzystów Koalicji Obywatelskiej Michała Szczerbę i Kamilę Gasiuk-Pihowicz.
"Gazeta Wyborcza" w piątkowej publikacji napisała, że posłowie Koalicji Obywatelskiej zbadali, jak Urząd do Spraw Cudzoziemców, do którego zwrócił się Raman Pratasiewicz, współtwórca opozycyjnego kanału NEXTA, miał potraktować jego wniosek o nadanie mu międzynarodowej ochrony prawnej.
Jak podała "Wyborcza", Pratasiewicz przyjechał do Polski 8 stycznia 2020 roku, a dwa tygodnie później złożył wniosek i zdeponował swój paszport. Jak czytamy, z tego okresu pochodzi najczęściej publikowane w polskich mediach zdjęcie aktywisty, na którym widać go, gdy stoi przed Urzędem do Spraw Cudzoziemców, a w dłoni trzyma dokument z widocznym polskim godłem. "GW" napisała, że to Tymczasowe Zaświadczenie Tożsamości Cudzoziemca, jakie zwyczajowo obcokrajowcy otrzymują w zamian za zdeponowany paszport na czas rozpatrzenia decyzji przez urzędników.
- We wniosku Roman Pratasiewicz szczegółowo opisał, czym zajmował się na Białorusi, i wyraźnie zaznaczył, że jeśli tam wróci, grozi mu niebezpieczeństwo. Był przestraszony, o czym świadczą jego słowa, że wszędzie mogą ich znaleźć, nawet pod ziemią – powiedział cytowany przez "Wyborczą" poseł Szczerba.
Sprawa umorzona
Według "Gazety Wyborczej", 5 lutego ubiegłego roku UdSC wysłał list polecony na adres korespondencyjny wskazany przez Pratasiewicza, z nakazem stawienia się 3 marca. Dziennik przypomniał, że w Polsce zaczęła się wtedy pandemia COVID-19, a rząd ogłosił stan zagrożenia epidemicznego. "GW" napisała, że ponieważ pisma nikt nie odebrał, sprawa została umorzona 30 kwietnia. Jak relacjonuje dziennik, kilka dni później Pratasiewicz miał ponownie odwiedzić urząd, by uzyskać przedłużenie pobytu w Polsce. "Urzędnicy nie informują go o umorzeniu jego sprawy" – czytamy.
Aktywista, napisała "GW", raz jeszcze miał pojawić się 1 lipca, informując o zmianie adresu, jednak, jak dodał dziennik, i tym razem nikt go nie informował o przebiegu jego sprawy. "Decyzja o nieprzedłużeniu pobytu zostaje wysłana do niego dopiero osiem dni później, tyle że na stary adres, pod którym już nie mieszka" – podała "Wyborcza".
Dziennik napisał, że 23 września 2020, po siedmiu miesiącach oczekiwania, Pratasiewicz poszedł do urzędu, by odebrać swój paszport. Miał być "przekonany, że wciąż trwa rozpatrywanie jego wniosku". "Jednak od urzędniczki słyszy zaskoczony, że jego sprawa została umorzona. Prosi jeszcze o uzasadnienie decyzji, ale jej nie dostaje" – czytamy.
CZYTAJ NA KONKRECIE 24: "Raman Pratasiewicz ma azyl polityczny w Polsce"? Nie. Pozostaje nacisk dyplomatyczny
- Podczas całej tej procedury nie odebraliśmy żadnej korespondencji z urzędu, mimo że mieszkaliśmy pod podanymi adresami. Nie trafiła ona później również do właścicielki mieszkania. Nie dostaliśmy żadnego telefonu z urzędu ani informacji drogą elektroniczną, choć podaliśmy numer telefonu komórkowego i adres e-mail – mówiła w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Katarzyna Jerozolimska, ówczesna partnerka Pratasiewicza, która pomagała mu załatwiać sprawy w polskim urzędzie.
Odpowiedź urzędu
Rzecznik Urzędu do Spraw Cudzoziemców Jakub Dudziak powiedział "GW", że przepisy nie pozwalają mu na odniesienie się do konkretnej sprawy, dlatego nie może powiedzieć, czy rzeczywiście Pratasiewicz podał urzędnikom inną możliwość kontaktu i pozostawił im swój numer telefonu komórkowego lub adres e-mail. Jak dodał dziennik, Dudziak przekazał, że nawet jeśliby to zrobił, to urząd nie ma obowiązku kontaktowania się przez telefon lub e-mail z zainteresowanym, gdyż "decyzje, wezwania, zawiadomienia bądź inne pisma przesyłane są za pośrednictwem poczty na wskazany przez te osoby adres".
Dudziak, dodała "Wyborcza", stwierdził również, że przepisy obligują urząd do automatycznego umorzenia sprawy cudzoziemca, który nie stawi się na rozmowę z urzędnikiem i nie przedstawi usprawiedliwienia swojej nieobecności. Dziennik napisał też, że Dudziak nie odpowiedział na pytanie, czy UdSC posiada bazę danych osób, które mogą być prześladowane przez władze swojego kraju, zanim te jeszcze zwrócą się o ochronę międzynarodową lub azyl polityczny w Polsce.
"Wyborcza" podała, że jesienią Pratasiewicz zdecydował się ostatecznie na wyjazd na Litwę, ale urząd miał dalej prowadzić z nim korespondencję. Czytamy, że według relacji posła Szczerby, w październiku 2020 roku urząd miał wysłać Pratasiewiczowi pismo, "informując go, że nie wyda mu uzasadnienia decyzji o odmowie przyznania mu ochrony międzynarodowej, jeśli ten nie uiści opłaty administracyjnej w wysokości 5 zł za każdą stronę".
Źródło: Gazeta Wyborcza