Radosław Sikorski podczas wizyty w Waszyngtonie wystąpił z przemówieniem w Radzie Atlantyckiej (Atlantic Council). - Moja żona, jak niektórzy z was wiedzą, jest Amerykanką. Natomiast większość z was może nie wiedzieć, że nasz syn jest amerykańskim żołnierzem - powiedział. Wskazywał, że jego "serce i obowiązek" są przy Polsce, ale jego interesy "również związane są z tym, żeby Ameryka była krajem pełnym dobrobytu". Szef polskiej dyplomacji mówił też, że "tylko trzy kroki dzielą nas od bardziej bezpiecznego i stabilnego świata".
Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski wystąpił w poniedziałek w think tanku Atlantic Council (Rada Atlantycka) w Waszyngtonie.
- Będę mówić o tematach dotyczących interesów narodowych, sojuszów międzynarodowych, tego, w jaki sposób pokonać dyktatora, w jaki sposób odzyskać wolność, stabilność oraz siłę. Ale chciałbym rozpocząć od osobistej uwagi - powiedział na wstępie wykładu szef polskiej dyplomacji.
- Chociaż jestem ministrem spraw zagranicznych Polski, moja żona, jak niektórzy z was wiedzą, jest Amerykanką. Natomiast większość z was może nie wiedzieć, że nasz syn jest amerykańskim żołnierzem - powiedział. - Moje serce i obowiązek zatem leżą przy Polsce. Ale moje interesy również związane są z tym, żeby Ameryka była krajem pełnym dobrobytu i pewnym siebie, by pozostała bardzo lojalna wobec swoich sojuszników - podkreślił.
Sikorski: musimy podjąć te kroki, żeby zapobiec jeszcze większemu globalnemu konfliktowi
Szef polskiej dyplomacji przekonywał też, że "tylko trzy kroki dzielą nas od bardziej bezpiecznego i stabilnego świata".
- Jakie są zatem te trzy kroki? Po pierwsze, wesprzeć Ukraińców bronią, która jest im pilnie potrzebna. Po drugie, inwestujcie w nasze bezpieczeństwo po to, żeby stworzyć odstraszanie. Odstraszanie tak mocne, by doprowadziło do tego, żeby Putin oraz jego ludzie "byli mali". Po trzecie, należy wzmocnić nasze sojusze po to, żeby zabezpieczyć pozycję naszej siły - wyliczał.
Według niego "musimy podjąć te kroki nie po to, żeby eskalować wojnę w Ukrainie, ale po to, żeby zapobiec jeszcze większemu globalnemu konfliktowi, który obecnie coraz bardziej zbliża się do naszych granic".
- Nawet jeżeli będziecie kontestować niektóre z moich argumentów, które przedstawiam jako polityk, to bardzo proszę, żebyście nie wątpili, że ja również nie chcę, żeby mój syn został przerzucony do tego, żeby walczyć przeciwko agresji Putina. Ja chcę odstraszać i zapobiegać takiej sytuacji - podkreślał.
ZOBACZ TEŻ: Sikorski "z dnia na dzień stał się sensacją"
"Pokonanie Putina to słuszna rzecz w jak najszerszym sensie tego słowa"
Minister odniósł się też do kwestii wsparcia Ukrainy. - Zdaję sobie sprawę, że appeasement (polityka ustępstw, łagodzenia - przyp. red.) może wydawać się łatwiejszą ścieżką. Ale obawiam się, (...) że jeśli Ameryka nie zbierze się wspólnie z Europą, by umożliwić ukraińskie zwycięstwo, nasza wspólnota państw demokratycznych zacznie się rozłamywać. Sojusznicy zaczną rozglądać się za innymi sposobami na zapewnienie sobie bezpieczeństwa, a niektórzy z nich będą sięgać po broń ostateczną - powiedział Sikorski podczas wykładu.
Ocenił, że jeśli Rosja nie zostanie powstrzymana na Ukrainie, posunie się dalej i ruszy bliżej granic NATO. Według niego dobrą wiadomością jest jednak to, że Władimir Putin zdecyduje się na takie kroki, "tylko jeśli będzie myślał, że ujdzie mu to na sucho".
- Do nas należy wybór, czy chcemy kształtować historię sami, czy pozwolić, by była kształtowana przez innych w Moskwie, Teheranie, Pekinie. Pokonanie Putina to słuszna rzecz w jak najszerszym sensie tego słowa. To moralnie ugruntowane, strategicznie mądre, wojskowo uzasadnione i ekonomicznie korzystne. To przeważa nad polityką i jest ważniejsze niż partyjniactwo - podkreślał.
Po raz kolejny wezwał Kongres USA i spikera Izby Reprezentantów do uchwalenia pakietu pomocowego dla Ukrainy. Sikorski stwierdził, że pakiet jest w istocie inwestycją w amerykański przemysł, bo 90 proc. środków zostanie wydanych w kraju, a z zestawienia think tanku American Enterprise Institute wynika, że fundusze zasilą zakłady zbrojeniowe w 31 stanach, zarówno tych, gdzie rządzą demokraci, jak i tam, gdzie panują republikanie.
Sikorski: myślę, że to są w większości puste groźby
Szef MSZ został zapytany przez byłą specjalną wysłanniczkę USA do Irlandii Północnej Paulę Dobriansky i członkinię zarządu Rady Atlantyckiej, która prowadziła panel, czy Zachód przecenia zagrożenie płynące z eskalacji konfliktu na Ukrainie.
Sikorski wyraził przekonanie, iż rosyjski prezydent "odkrył, że użycie broni jądrowej jest w rzeczywistości dość trudne". Wskazywał, że użycie jej wiąże się nie tylko z ryzykiem silnej odpowiedzi międzynarodowej, ale także z problemami takimi jak skażenie radioaktywne na polu bitwy i ryzyka dla własnych sił.
- Myślę więc, że to są w większości puste groźby i nie powinny nas prowadzić do odstraszenia nas od zrobienia słusznej rzeczy - podkreślił Sikorski.
Sikorski o proteście na granicy, negocjacjach z Putinem i Ukrainie w NATO
Szef polskiej dyplomacji był pytany również o protest rolników na granicy polsko-ukraińskiej i jego konsekwencje dla dalszego wsparcia Kijowa. Oznajmił, że rozwiązanie problemu jest konieczne, by kontynuować pomoc i przypomniał, że Europa otworzyła granice dla ukraińskiego zboża w geście solidarności mimo braku równych zasad i norm po obu stronach granicy.
- Ale to było wtedy, kiedy Ukraina nie mogła eksportować swojego zboża (drogą morską - przyp. red.). Teraz znów może (...) i powinniśmy wrócić do przedwojennych zasad handlu - ocenił. - Mamy też swoją politykę i polscy rolnicy nie mogą ponosić głównego ciężaru naszej solidarności. Zgadzam się, że optyka tego nie jest dobra, więc musimy to rozwiązać i dalej wspierać Ukrainę - dodał.
Szef MSZ mówił też o perspektywach zakończenia wojny i negocjacji z Rosją. Pytany o definicję ukraińskiego zwycięstwa, stwierdził, że jedynym stabilnym rozwiązaniem jest powrót do międzynarodowo uznanych granic Ukrainy, bo inne scenariusze to przepis na zamrożony konflikt i niestabilność. Stwierdził też, że negocjacje z Putinem nie są praktycznie możliwe, bo brakuje mu wiarygodności.
Odnosząc się zaś do perspektyw wejścia Ukrainy do NATO, minister przyznał, że sprawa jest skomplikowana, bo o ile sercem jest za Kijowem, to jego przyjęcie w obecnym momencie musiałoby oznaczać gotowość do wojny z Rosją za Ukrainę. - Więc musimy zadać sobie pytanie: czy jesteśmy skłonni pójść na wojnę z Rosją za Ukrainę? Obawiam się, że wiele obecnych krajów członkowskich odpowiada na to pytanie: jeszcze nie - powiedział.
Spotkanie z Jake'm Sullivanem i rozmowa o "najważniejszych strategicznych sprawach"
Wcześniej w poniedziałek - jak informował korespondent "Faktów" TVN Marcin Wrona - Sikorski został przyjęty w Białym Domu przez Jake'a Sullivana, doradcę prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego.
W rozmowie z Wroną polski minister poinformował, że ich rozmowa dotyczyła "najważniejszych strategicznych spraw". Wymieniał, że były to tematy, takie jak "Ukraina, stosunki polsko-amerykańskie, przyszłość Sojuszu Północnoatlantyckiego, wizyta prezydenta, premiera, szczyt NATO".
Mówił też, że wizyta Andrzeja Dudy i Donalda Tuska w Białym Domu "to będzie okazja do spotkania się całej (polskiej - red.) władzy wykonawczej z władzą wykonawczą tutejszą".
- Mam nadzieję, że (moje - przyp. red.) rozmowy i z doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego, i dzisiaj później jeszcze z sekretarzem stanu, i z szefową społeczności wywiadowczej pomogą stronie amerykańskiej przygotować się do tych rozmów - dodał.
Na pytanie, czy w rozmowach z amerykańskimi oficjelami mówi o tym, że groźby Putina należy traktować poważnie, odparł, że "na szczeblach decyzyjnych rozmawiamy o tym, co w tej sprawie trzeba zrobić". Pytany o szczegóły, przekazał, że najpierw "napisze depesze do prezydenta i premiera", a później podzieli się tym z opinią publiczną.
Sikorski był także pytany o jego spotkania z kongresmenami i czy ma możliwość wpłynięcia na sytuację pakietu pomocowego dla Ukrainy, który znajduje się w Izbie Reprezentantów. - Spotykam się z ważnymi senatorami, szefem komisji wywiadu na przykład, ale to są senatorowie, a Senat zrobił, co do niego należy. Problem właśnie polega na tym, że Izba Reprezentantów zamiast zrobić to, co trzeba, pojechała na kilkunastodniowy urlop - dodał.
Około godziny 22 czasu polskiego szef resortu dyplomacji spotka się z amerykańskim sekretarzem stanu Antonym Blinkenem.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Konrad Laskowski/MSZ