Ochroniarz, który w sobotę na szczecińskim lotnisku przeszukał prymasa kard. Józefa Glempa, stracił pracę.
Pracownik, który dokonywał kontroli, został oddany do dyspozycji firmie zewnętrznej, z którą port ma umowę. Mężczyzna ma zakaz wstępu na lotnisko.
Z kolei wobec dowódcy zmiany Straży Ochrony Lotniska toczy się postępowanie. Jeśli okaże się, że dopuścił się zaniedbania obowiązków, może stracić pracę. Według zarządu lotniska obaj zachowali się nadgorliwie i podeszli do swoich obowiązków bezkrytycznie.
Jak wyjaśnia Jarmusz, pracowników ochrony nie tłumaczy fakt, że uregulowania "Krajowego programu ochrony lotnictwa cywilnego" nie obejmują pewnych osób, m. in. hierarchów. - Konieczny jest jeszcze rozsądek - tłumaczył prezes lotniska mówiąc, że takim osobom zwyczajowo na lotniskach przysługuje status VIP-a.
W sobotę prymas Glemp znalazł się na szczecińskim lotnisku. W pewnym momencie ochroniarze zaprosili kardynała do specjalnej kabiny na kontrolę osobistą. Wypuścili go jednak po kilkunastu sekundach. Po całym zajściu dyrekcja lotniska wysłała do kardynała list z przeprosinami, choć duchowny nie skarżył się. - Prymas się nie skarżył, wręcz przeciwnie dziękował za sprawnie przeprowadzoną kontrolę - rzecznik portu Krzysztof Domagalski. - Na sposób przeprowadzenia kontroli skarżyły się wyłącznie osoby towarzyszące prymasowi - dodał.
Źródło: Dziennik.pl, PAP