Sędziowie zaangażowani w hejt umawiali się na przekazywanie pieniędzy "Emi", która organizowała akcję oczerniania osób krytykujących reformy Zbigniewa Ziobry - napisała w środę wieczorem "Gazeta Wyborcza". Dziennik dotarł do zapisu prywatnego czatu Emilii z Arkadiuszem Cichockim z czasów, gdy był prezesem Sądu Okręgowego w Gliwicach. "Podajesz tylko kwotę. To żadne poświęcenie, Polska jest tego warta" - pisał Cichocki.
W środę "Gazeta Wyborcza" przedstawiła nowe informacje dotyczące powiązań Emilii z sędziami związanymi z Ministerstwem Sprawiedliwości. Dziennik stwierdza, że "sędziowie zaangażowani w internetowy hejt umawiali się na przekazywanie pieniędzy 'Emi', która organizowała akcję oczerniania osób krytykujących reformy Zbigniewa Ziobry".
"Wyborcza" donosi, że wpadła na trop wskazujący na opłacanie Emilii na podstawie zapisu jej prywatnego czatu z Arkadiuszem Cichockim, który był w tym czasie prezesem Sądu Okręgowego w Gliwicach.
To właśnie Cichocki, wspólnie z pracującym w resorcie sprawiedliwości Jakubem Iwańcem, miał przekazywać "Emi" informacje z teczek personalnych sędziów, którzy krytykowali tzw. reformę wymiaru sprawiedliwości, wprowadzoną przez rząd Prawa i Sprawiedliwości.
"Podajesz tylko kwotę. Polska jest tego warta"
Dziennik przytacza treść rozmowy między Emilią a Cichockim. Miała się ona odbyć 20 lipca 2018 roku. Cichocki przedstawia się jako "Arek Sędzia GLIWICE", a Emilia jako "Emi". W rozmowie przytoczonej przez dziennik padają także inne personalia: "Tomasz" to mąż "Emi" i sędzia zatrudniony w nowej Krajowej Radzie Sądownictwa, "Łukasz" to były już wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak. W rozmowie występuje jeszcze niezidentyfikowany "Andrzej" (pisownia czatu w oryginale).
Emi: To na drobiazgi dla dziennikarzy.
Arek Sędzia GLIWICE: Oczywiście, bez zbędnych pytań. Konto?
Arek Sędzia GLIWICE: Zostawia ślad?
Arek Sędzia GLIWICE: Mogę wysłać np. Andrzejowi, składka na parapetówkę czy coś. Albo Tomkowi – zrzutka na race na 11.11?
Emi: To na drobiazgi dla dziennikarzy. A warto niektórym podziękować.
Arek Sędzia GLIWICE: Emi, zarabiam w tej chwili naprawdę dobrze. Umówmy się, że w tego typu sprawach podajesz tylko kwotę. Ale przelewy idą do Tomka. Nie zostawiamy śladów, a Ciebie przecież nie znam. Łukasz dał mi dodatkowe zadania. Wchodzę w to. Z czasem, zaangażowaniem i portfelem. To żadne poświęcenie, Polska jest tego warta. Dawaj znać co potrzeba i działamy.
Emi: Dziękuję. Tak jak mówiłam to na drobiazgi w podziękowaniu dla kilku dziennikarzy.
"GW" napisała, że Cichocki jest od wybuchu afery nieosiągalny, a resort sprawiedliwości od dwóch dni nie odpowiada na pytania o jego zaangażowanie w internetowo-medialną akcję oczerniania sędziów.
W środę 21 sierpnia minister Zbigniew Ziobro podjął decyzję o skróceniu delegacji sędziego Jakuba Iwańca do Ministerstwa Sprawiedliwości. Oznacza to, że przestał on pracować w resorcie. Według informacji portalu Onet, sędzia Iwaniec, od trzech lat pracujący w Ministerstwie Sprawiedliwości, "dostarczał internetowej hejterce Emilii haki na Krystiana Markiewicza, szefa stowarzyszenia Iustitia".
Iwaniec - jak podaje Onet - był "prawą ręką Piebiaka".
"Gazeta Wyborcza" napisała, że prawniczka "Emi" twierdzi, że jej klientka dostawała kwoty od 100 do 1 tys. zł, formalnie na ubrania lub kosmetyki.
Nagroda dla Emilii za szkalowanie sędziów
Na podstawce widoczny jest napis: "Mała Emi, zachowałaś się jak trzeba! Od Herszta i jego żołnierzy". Dedykacja nawiązuje do cytatu z bohaterki podziemia niepodległościowego po II wojnie światowej Danuty Siedzikówny "Inki". Niedługo przed tym, jak została zamordowana przez UB, przekazała ona z więzienia gryps ze słowami: "powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba".
Z dwóch źródeł "Wyborcza" ma informacje, że resort sprawiedliwości lub któraś z jego agend podpisała z kobietą umowę na świadczenie "usług internetowych".
"Ministerstwo Sprawiedliwości stanowczo dementuje informacje podawane przez niektóre media, jakoby opisana przez portal Onet internetowa hejterka była zatrudniona w MS lub współpracowała z ministerstwem w jakiejkolwiek formie. Nie pobierała również żadnego wynagrodzenia z Ministerstwa Sprawiedliwości" - napisał na Twitterze rzecznik resortu Jan Kanthak.
Nie wiadomo jednak, dla których dziennikarzy miały być "drobiazgi", o których Emilia pisała w konwersacji z Cichockim. Z jej korespondencji wynika, że miała kontakt z dziennikarzami TVP i portalu wPolityce.pl. "Temu ostatniemu wysłała otrzymane z ministerstwa akta o wypadku jednego z sędziów, a dziennikarz wPolityce.pl przed publikacją przesłał jej tekst do wglądu" - czytamy w "Wyborczej".
Ministerstwo Sprawiedliwości stanowczo dementuje informacje podawane przez niektóre media,jakoby opisana przez portal Onet internetowa hejterka była zatrudniona w MS lub współpracowała z ministerstwem w jakiejkolwiek formie.Nie pobierała również żadnego wynagrodzenia z @MS_GOV_PL
— Jan Kanthak (@JanKanthak) 20 sierpnia 2019
Kolejny wątek dotyczący dziennikarzy
W opisywanym dialogu pomiędzy "Emi" a Cichockim pojawia się jeszcze jeden wątek dotyczący dziennikarzy. Sędzia narzeka na biuro prasowe resortu sprawiedliwości, pisząc, że jest "amatorskie". Dlatego "potrzebna jest jeszcze grupa profesjonalnych ludzi z doświadczeniem. Najlepiej niezwiązanych instytucjonalnie" - pisze "GW".
Cichocki - jak ustaliła "Wyborcza" - miał poinformować "Emi", że ma pomysł "pozyskiwania dziennikarzy". Tłumaczy, że "za zgodą premiera można nawiązywać tajną współpracę z dziennikarzami".
Pomysł sędzia uzasadnia nadzwyczajną sytuacją w kraju: "Słuchaj, toczy się regularna wojna (…). Nie możemy bawić się w amatorskie komunikaty medialne MS" - napisała gazeta.
Według portalu za rozsyłanie kompromitujących materiałów odpowiedzialna była współpracująca z Piebiakiem kobieta o imieniu Emilia (redakcja Onetu zna jej nazwisko, jednak go nie publikuje). We wtorek portal ujawnił więcej szczegółów, dotyczących udziału w tej akcji sędziego Jakuba Iwańca, pracującego w resorcie.
Autor: mjz,kb//plw / Źródło: Gazeta Wyborcza, TVN24