Policjanci już nie tylko odmawiają wystawiania mandatów, ale zaczynają masowo chodzić na zwolnienia lekarskie. Inaczej niż w przypadku "psiej grypy" sprzed trzech lat, związek zawodowy nie kontroluje protestu, a wręcz oskarżany jest o zdradę interesów mundurowych. Za "strajkiem" stoi tajemnicza grupa, która używa kanałów na Telegramie, do których zapisanych są już tysiące policjantów.
Pierwszym etapem protestu policjantów ma być niewystawianie mandatów. Interwencje funkcjonariuszy mają kończyć się wyłącznie pouczeniem obwinionych, na co zezwala prawo.
Jak jednak sprawdzili dziennikarze tvn24.pl, od czwartku policjanci zaostrzają protest i zaczynają w coraz większej liczbie korzystać ze zwolnień lekarskich. Policja oficjalnie nie informuje ilu policjantów jest obecnie na L4.
Policjanci chorują
- U mnie rano około 20 funkcjonariuszy przysłało L4. To przypadki na pewno w związku z protestem. Myślę, że na nocnej zmianie może być już to więcej osób – mówi komendant jednej z dużych jednostek na Śląsku, który ma pod sobą około 200 mundurowych.
- Duże jednostki jeszcze sobie poradzą przez kilka dni, bo jest kim zastąpić chorujących. Mniejsze, jak komisariaty czy posterunki, już zaczynają mieć problemy, by złożyć obsady załóg patrolowych. To rzeczywiście przypomina rok 2018, a jak się potoczy to dalej, tego nie wie nikt – mówi oficer komendy wojewódzkiej w centrum kraju.
Przypomnijmy, że trzy lata temu policjanci masowo, w skali całego kraju, zaczęli chorować, co media okrzyknęły "psią grypą". W rzeczywistości był to strajk, choć policjanci nie mają do niego prawa - nie pozwala na to ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Całe jednostki na terenie kraju były sparaliżowane liczbą "chorych" funkcjonariuszy, nawet w większych miastach nocą musiał patrolować ulice wyłącznie komendant ze swoimi zastępcami.
Związki na cenzurowanym
Jednak jest zasadnicza różnica między sytuacją sprzed trzech lat a tą z dziś. Wtedy na czele protestu stanął Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Policjantów, objął też ochroną "chorujących" funkcjonariuszy. Zorganizował także największą w historii demonstrację służb mundurowych, która na ulicach stolicy zgromadziła około 30 tysięcy policjantów, strażaków i przedstawicieli innych służb.
- W efekcie uzyskaliśmy od przerażonego ministra spraw wewnętrznych i administracji Joachima Brudzińskiego i wiceministra Jarosława Zielińskiego wszystko, co chcieliśmy. Tyle, że porozumienie nie zostało zrealizowane i nie przypilnował tego Jankowski (Rafał - red.) - tak o szefie związku mówią zarówno zwykli policjanci, jak związkowcy.
Dlatego dziś związek nie rządzi protestem, a poufne grupy dyskusyjne na Telegramie. Tylko jedna z nich w piątek liczyła niemal sześć tysięcy użytkowników – choć jeszcze 24 godziny wcześniej było to 3,5 tysiąca.
Rewolta przez Telegram
Kanały na komunikatorze zostały założone przez grupę, która się sama nazwała "Wielki Protest Mundurowych 2021", opisując się jako "doświadczeni policjanci, mundurowi innych formacji związkowców i zwykli funkcjonariusze".
- Na grupę kolejnego uczestnika może wciągnąć tylko policjant, który jest już użytkownikiem. Z pracy wiemy, że komunikator gwarantuje wystarczającą poufność, ludzie nie boją się pisać, co naprawdę myślą – tłumaczy tvn24.pl oficer policji.
Jakie tu głosy przeważają (pisownia oryginalna - red.)?
"Lucynka się rozpędza" – to jeden z wpisów. "Lucynka", czyli L4 - zwolnienie lekarskie.
"U nas 70% na zwolnieniach. Szefowie obsera**** się" - brzmi wpis policjanta jednostki z garnizonu dolnośląskiego.
"Jechać z nimi" (z rządem-red.)
"Gdy nie będzie ochrony na miesięcznicy zrozumieją".
Wojna o związki
Ogromna część komentarzy dotyczy postawy władz związku zawodowego, głównie jego przewodniczącego Rafała Jankowskiego. W licznych wpisach jest krytykowany za zbyt ugodową postawę wobec rządu.
Chodzi o deklaracje po spotkaniu z wiceministrem Maciejem Wąsikiem, które odbyło się na początku września.
- Dobiliśmy do brzegu z tym, na co czekaliśmy długo, nawet powiem: zbyt długo – powiedział wtedy przewodniczący Jankowski.
A policjanci usłyszeli, że propozycja ministra Wąsika dla nich to podwyżka w wysokości 270 złotych na każdy ze 104 tysięcy etatów, które liczy ich formacja.
- To wywołało lawinę, którą obserwujemy i nikt nie wie, czym się ona skończy – mówi tvn24.pl związkowiec, prosząc o zachowanie anonimowości.
Zdrada przewodniczącego?
Szeregi policjantów uznały, że przewodniczący Jankowski, dotąd cieszący się wielkim autorytetem, zdradził ich interesy – świadczą o tym właśnie setki, jeśli nie tysiące wpisów na grupach i forach. Minimum, czego funkcjonariusze oczekiwali, to uzyskanie od rządu zapewnienia, że zrealizowane zostanie porozumienie, które zakończyło "strajk" w 2018 roku.
- Wtedy podpisaliśmy z rządem porozumienie, które gwarantowało nam w 2019 roku podwyżkę 650 złotych, w 2020 kolejnych 500 złotych i w następnym roku nie mniej niż 500 – mówi związkowiec.
Ten trzeci warunek nie został do dziś spełniony. Podobnie jak kwestia zmiany w przepisach emerytalnych, a dokładnie w ustawie o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy Policji, art. 15a (chodzi o zaliczanie lat przepracowanych w cywilnych zawodach) czy powrót pełnopłatnego zwolnienia lekarskiego.
- O jakim więc sukcesie mówił Rafał Jankowski po tym spotkaniu? Ludzie poczuli się przez niego zdradzeni – mówi związkowiec.
Fala krytyki spowodowała, że przewodniczący Jankowski zmienił swój ton, doszło do kolejnych spotkań z wiceministrem Wąsikiem, a ostateczne propozycje mają być znane około 20 września.
Zarzuty wobec Jankowskiego
W sieci zaczęły krążyć informacje, że dotychczas szanowany związkowiec przeszedł na stronę rządu dla własnych korzyści. Policjanci przekazują sobie informacje, że jest on członkiem europejskiej rady zakładowej, za co otrzymuje ogromne apanaże, dostaje też wielotysięczne nagrody i premie, korzysta z przywilejów władzy.
Postanowiliśmy to sprawdzić. Z oficjalnych odpowiedzi, które przesłał nam Jankowski wynika, że jego udział w europejskich federacjach związków zawodowych nie wiąże się z niczym poza zwrotem kosztów wyjazdów, które mają miejsce raz do roku.
Po odpowiedzi na pytania o premie i nagrody odesłał nas do Komendy Głównej Policji.
- Aspirant sztabowy Rafał Jankowski zatrudniony jest w Komendzie Głównej Policji na stanowisku specjalisty i w związku z tym pobiera uposażenie z 6 grupy, gdzie 16 zastrzeżona dla komendanta głównego policji jest najwyższa – przekazał nam pion prasowy KGP.
To oznacza, że sytuacja Jankowskiego mieści się w policyjnej normie, bo na tej samej grupie jest ponad 13 tysięcy funkcjonariuszy.
Indywidualne studia oficerskie
Jednak centrala policji nie udzieliła nam odpowiedzi na pytanie o premie i nagrody, które od komendanta głównego policji miałby otrzymywać Jankowski.
Policja zignorowała także nasze pytania o kurs oficerski w Szczytnie, którego uczestnikiem ma być Jankowski.
- Przewodniczący wiele razy powtarzał, że jest aspirantem, czyli solą policyjnej ziemi, jednym z nas. Teraz nagle się okazuje, że trafił na kurs oficerski – przekazało nam kilku funkcjonariuszy.
Nieoficjalnie, w niezależnych źródłach, potwierdziliśmy iż Jankowski rzeczywiście w indywidualnym trybie uczęszcza na kurs oficerski.
- Normalni uczestnicy przez siedem tygodni przebywają w Szczytnie, nie mogąc nawet na miasto wyjść. Przewodniczący przyjeżdża tylko na egzaminy – mówią nasze źródła.
To wszystko spowodowało, że przed tygodniem odwołania Jankowskiego zażądały cztery duże organizacje związkowe, m.in. województwa małopolskiego czy Centrum Szkolenia Policji.
Na razie utrzymał on swoje stanowisko, ale pozostałe zarządy wojewódzkie poparły go warunkowo - został zobowiązany do wynegocjowania z rządem minimum realizacji porozumienia z 2018 roku.
Postulaty Protestu
Tymczasem na swoich grupach policjanci piszą, że od rządu spodziewają się natychmiastowej podwyżki, dalece wykraczającej nawet poza obiecane trzy lata temu 500 złotych.
Ich żądania nie zamykają się wyłącznie w kwestiach finansowych. Stworzyli postulaty "Wielkiego Manifestu Mundurowych", a wśród nich oczekiwanie, by doszło do natychmiastowego odpolitycznienia formacji – piszą tam wprost o pogarszającym się wizerunku policji w oczach obywateli.
Proponują, by stanowisko komendanta głównego policji było gwarantowane kadencją, chcą powiązania na stałe wysokości budżetu policji z budżetem państwa, jak to jest w przypadku wojska.
- Jeśli tak się nie stanie, to pewnego dnia nie będzie podczas kolejnej demonstracji żadnego radiowozu ani kordonu pod Sejmem – piszą.
To właśnie o tych samych postulatach otwarcie mówili członkowie czterech zarządów, którzy jawnie rzucili rękawicę Jankowskiemu.
- Jeśli uda im się strącić Jankowskiego, to policja z całą pewnością stanie, zastrajkuje jeszcze mocniej niż w 2018 roku – usłyszeliśmy w komendzie głównej.
Młodzi kontra starzy?
Według naszych rozmówców z policji, najbardziej zdesperowani są młodzi policjanci, mający po zaledwie kilka lat służby.
- Oni patrzą na policję jak na zwykły zakład pracy. Nie zostaną po godzinach, chyba że im ktoś dobrze zapłaci. Nie odbiorą telefonu, gdy wyjdą za próg komendy. Może zresztą mają rację, a to my się myliliśmy patrząc na policję jak na służbę – mówi jeden z aktualnych generałów.
Jak się potoczy dalej protest? Większość naszych rozmówców nie wyklucza, że dojdzie do paraliżu jak w 2018 roku.
Doświadczony urzędnik resortu spraw wewnętrznych: - Dla ministra finansów każdą jedną złotówkę podwyżki dla policjanta trzeba pomnożyć najpierw 13 razy, później 104 tysiące razy i jeszcze dodać podatek. Później to samo działanie wykonać ze Strażą Graniczną, Pożarną, etc. Nie widzę możliwości spełniania finansowych żądań, o pozostałych już nie wspominając - mówi.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 (2018 r.)