Rządowa obietnica podwyżki w wysokości około 270 złotych nie uspokoiła policjantów, którzy zaczynają organizować oddolny protest - wynika z informacji tvn24.pl. Na początek, zamiast karać sprawców wykroczeń mandatami, będą ich jedynie pouczać.
Ofertę rządu dla niemal stu tysięcy polskich policjantów przedstawił wiceminister Maciej Wąsik na piątkowym spotkaniu z Rafałem Jankowskim, przewodniczącym Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów.
To 270 złotych podwyżki, korzystniejsze zasady premiowania funkcjonariuszy, zmiany w naliczaniu emerytur i zapowiedź nakładów na modernizację całej formacji w najbliższych latach.
- Dobiliśmy do brzegu z tym, na co czekaliśmy długo, nawet powiem: zbyt długo - powiedział po tym spotkaniu zadowolony przewodniczący Jankowski.
Nawiązywał do faktu, że wprowadzenie niektórych zmian (szczególnie dotyczących rozwiązań emerytalnych) rząd obiecał już w 2018 roku, gdy policję w całym kraju sparaliżował protest nazywany "psią grypą".
Oddolny protest
Tyle że nie wszyscy policjanci podzielają zadowolenie przewodniczącego Jankowskiego. Na mundurowych forach dyskusyjnych przeważają krytyczne głosy - dokładnie tak samo, jak to miało miejsce w 2018 roku, gdy protest zaczął się niezależnie od działań związków. Inicjatorami byli sami policjanci, którzy koordynowali się za pomocą mediów społecznościowych, a związkowcy do nich "dołączyli".
Wtedy, poprzez grupy na komunikatorach internetowych, policjanci zaczęli koordynować akcję masowych zwolnień lekarskich, która paraliżowała całe jednostki.
Również teraz ogłosili nawet swoje postulaty w mediach społecznościowych, pod hasłem "Wielki Protest Mundurowych 2021". Policjanci piszą nawet o "zdradzie" przewodniczącego Jankowskiego, zapowiadając powtórzenie protestu na miarę tego z 2018 roku.
Na razie pierwszym etapem protestu ma być niewystawianie mandatów. Interwencje funkcjonariuszy mają kończyć się wyłącznie pouczeniem obwinionych, na co zezwala prawo. Z ostatniego raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że w latach 2016-2018 policjanci (to oni nakładają 95 proc. wszystkich mandatów) wypisali mandaty o wartości 2,1 miliarda złotych.
W ten sposób jednostki deklarują na forach, swoją gotowość: "Dzielnicowi KP [komisariatu policji] Poznań-Grunwald trzymają linię. Jedziemy z tematem pouczeń". "OPP [odział prewencji] Kielce trzyma linię. Ruszamy z pouczeniami".
Tylko w poniedziałek było to kilkadziesiąt jednostek z terenu całego kraju, od najmniejszych posterunków policji po spore komendy miejskie.
- To się rozlewa, podobnie jak w 2018 roku. Będzie nie do zatrzymania, jeśli kolejna runda rozmów nie przyniesie nowych propozycji rządu - uważa doświadczony policjant z województwa łódzkiego, który brał udział w organizacji protestu przed trzema laty i teraz.
Dodatkowe propozycje?
Taka ostateczna rozmowa między policyjnymi związkowcami a rządem reprezentowanym przez wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Macieja Wąsika jest zapowiedziana na 13 września. Mają podczas niej paść dalsze szczegóły dotyczące nowego programu modernizacji służb mundurowych, zawierających także podwyżki (ponad już obiecane 270) a także rozwiązania m.in. spornych punktów dotyczących emerytur mundurowych.
- Prawda jest taka, że duża część policjantów nie rozumie, dlaczego nie jest traktowana tak jak żołnierze. Młodzi chcą tych samych pensji, stabilności i przywilejów - tłumaczy związkowiec w rozmowie z tvn24.pl.
Rządową propozycję, nie czekając na zapowiedziane dalsze szczegóły, już odrzucili związkowcy z policyjnej Solidarności.
"Dzisiejsze wydarzenia ze spotkania zorganizowanego w siedzibie MSWiA oraz oddolna inicjatywa 'Wielki Protest Mundurowych 2021' w dobitny sposób pokazują, że ZG NSZZ Policjantów stracił zaufanie funkcjonariuszy Policji i obecnie nie działa na rzecz i w imieniu wszystkich funkcjonariuszy, którzy nie godzą się na coroczne pudrowanie 'trupa', ale oczekują rzeczywistej reformy finansowania służb podległych MSWiA, która stanie się gwarantem stabilności i wyznaczy nowe standardy zarządzania i modernizacji, satysfakcjonujące warunki służby, pracy i wynagradzania, a także stworzy odpowiedni system zachęt przy rekrutacji przyszłych funkcjonariuszy" - napisali związkowcy w komunikacie opublikowanym w nocy z piątku na sobotę.
Co ciekawe, Solidarność w policji działa dopiero od dwóch lat. Przez trzy dekady funkcjonowała żelazna zasada, że działalność związkowa mundurowych jest mocno ograniczona - funkcjonariusze nie mają prawa do strajku, mogli się zrzeszać tylko w jednym związku - Niezależnym Samorządnym Związku Zawodowym Policjantów.
Dopiero w 2019 roku rząd Zjednoczonej Prawicy zrewolucjonizował ustawę o policji i zezwolił na zakładanie policjantom komórek innych związków. W ocenie komentatorów decydując się na ten ruch, ówczesny szef MSWiA Joachim Brudziński chciał ograniczyć wpływy NSZZP, który wówczas mocno wsparł "psią grypę".
- Paradoksalnie teraz Solidarność szuka swojej szansy na popularność i wspiera ostry kurs wobec rządu, w kontrze do NSZZP. Politycy zaserwowali nam chaos, bo teraz już związki zawsze będą się licytować na przywileje - mówi nam oficer komendy głównej.
Związki przed wyborami
Ale również w samym NSZZP nie ma pełnej akceptacji dla oferty złożonej przez ministra Macieja Wąsika.
Jeden z dużych związków terenowych - małopolski - przypomniał postulaty policjantów już po ogłoszeniu "sukcesu" przez przewodniczącego Jankowskiego.
Funkcjonariusze domagają się sztywnego związania budżetu policji z PKB, wzorem wojska. Chcą zostać objęci bezpłatną ochroną prawną w każdej sytuacji będącej wynikiem służby - nawet gdy prokurator stawia im zarzuty. Chcą płatnych dyżurów domowych, gdy muszą być dostępni pod telefonem i znaczącego wzrostu stawek za pracę podczas weekendów oraz świąt.
- Pandemia spowodowała, że w NSZZP nie było wyborów. Przewodniczący Jankowski musi się liczyć, że konkurenci będą się chcieli pokazać rzeszom. To świetny moment - zauważają nasi rozmówcy.
Policjanci są świadomi
Kulminacją protestów była demonstracja, na którą do stolicy w październiku 2018 roku przyjechało około 30 tysięcy mundurowych: policjantów, pograniczników, strażaków. Jednak rządowi dopiero miesiąc później, na początku listopada, udało się załagodzić gniew mundurowych, gdy pojawiła się groźba, że nie będzie komu zabezpieczać demonstracji na święto niepodległości.
Rząd przystał wówczas na postulaty: podwyżki w wysokości 650 złotych, zapowiedzi podwyżki w następnych latach o 500 złotych, zmian w przepisach emerytalnych, wynagradzania godzin dodatkowych.
Tamta podwyżka tylko wyrównała lata oszczędzania na policjantach. Po drodze była inflacja, nie nastąpiły podwyżki w zapowiadanej wysokości i policjanci chcą odczuć poprawę natychmiast. Czują swoją siłę, bo wiedzą, jak bardzo rząd zależy od nich. Te kordony wokół Sejmu, domu prezesa PiS, to wszystko może się skończyć.
Praca, nie służba?
Inny z naszych rozmówców wskazuje na problem, który jest efektem zwolnienia w 2019 roku z płacenia podatku wszystkich, którzy nie przekroczyli 26. roku życia.
- Policjanci, którzy przekroczyli tę barierę wieku, nagle muszą oddać 17 procent z pensji. Generalnie jednak młodzi inaczej myślą. Przychodzą do pracy, nie służby. Nie ma szans, by się do nich dodzwonić, gdy skończą swoją dniówkę. Jeśli już odbiorą telefon, to tylko po to, by zadać pytanie: "kto mi zapłaci za nadgodziny i ile"? Nie wykluczam, że to oni mają rację, myśląc o policji jako zakładzie pracy jak każdy inny, a nie jak starsze pokolenia, które widziały w tym służbę - mówi funkcjonariusz.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 (2018 r.)