Prokuratura Rejonowa w Suwałkach sprawdza, czy w tamtejszym szpitalu nie doszło do zaniedbań w leczeniu 10-letniej Kariny. Dziewczynka trafiła tam z odmrożonymi stopami po sześciu dniach pobytu w lesie. Później trafiła do szpitala w Gdyni - tamtejsi lekarze mają wątpliwości, czy nie za późno.
Prokuratura wszczęła postępowanie po doniesieniach medialnych i wątpliwościach lekarzy z Gdyni co do sposobu leczenia dziewczynki w Szpitalu Wojewódzkim w Suwałkach.
- Przesłuchamy lekarzy z Suwałk i Gdyni. Sprawdzimy dokumentację i powołamy biegłych. Musimy wyjaśnić czy leczenie było prawidłowe - zapowiedział we wtorek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Suwałkach Ryszard Tomkiewicz.
W gdyńskim szpitalu, do którego Karinę przetransportowano z Suwałk, amputowano dziewczynce wszystkie palce stóp, w które wdała się gangrena
Pod lupą również rodzice
Prokuratura sprawdza także, w jakich okolicznościach doszło do zaginięcia dziewczynki. Dochodzenie dotyczy odpowiedzialności za narażenie 10-latki na bezpośrednie narażenie utraty życia i zdrowia, za co może grozić rodzicom do 5 lat więzienia.
Rodzice Kariny od 2002 roku mają ograniczoną przez sąd władzę rodzicielską. Nadzór nad rodziną sprawuje kurator sądowy, który złożył wniosek o zbadanie, czy rodzice mogą w ogóle opiekować się dziećmi.
Dziewczynka jest niepełnosprawna, uczy się w szkole specjalnej. Jest jednym z dziesięciorga dzieci w rodzinie.
Wyszła na grzyby
Chora na epilepsję i autyzm 10-latka ze wsi Rzepiski na Podlasiu zaginęła 5 października, gdy wyszła z domu na grzyby do pobliskiego lasu. Odnalazła się po sześciu dniach. Szła drogą krajową nr 8 w pobliżu Kolnicy - 5 km od domu.
Zauważył ją kierowca. Była bardzo brudna, wyczerpana i głodna, od razu trafiła do szpitala. Karina była odwodniona i wyziębiona, a na jej ciele lekarze znaleźli 16 kleszczy.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP