Dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat, 200 tys. zł grzywny oraz przepadku kwot z łapówek i obciążenia kosztami procesu zażądał prokurator dla oskarżonego o korupcję i mobbing dr. Mirosława G. - byłego ordynatora kardiochirurgii szpitala MSWiA. Obrona swoją mowę przedstawi jutro.
- Korupcja to patologia rzutująca na życie społeczne, polityczne i gospodarcze. Postuluje się rozszerzenie odpowiedzialności karnej za zachowania korupcyjne, które przybierają najróżniejsze postaci, również takie jak upominek czy prowizja - mówił prokurator Przemysław Nowak.
Jak podkreślił, obrona kardiochirurga powoływała się na zwyczaj, jako powód uwolnienia od odpowiedzialności karnej - że były to "upominki z wdzięczności". - To bardzo kontrowersyjne - ocenił oskarżyciel.
"Upominek demoralizuje" - Kwiaty albo bombonierka po operacji - budziłoby sprzeciw karanie za coś takiego. Ale dowód wdzięczności w publicznych placówkach opłacanych z naszych podatków w ogóle nie powinien mieć miejsca. Każdy taki upominek demoralizuje, wprowadza podział na dwie kategorie pacjentów - przekonywał prokurator. Przyznał zarazem, że podstawowym czynnikiem korupcjogennym w służbie zdrowia były niskie płace. - To dlatego pacjenci uważają, że lekarzowi należy się "coś więcej", dlatego pacjenci nie wahają się przed dawaniem lekarzom łapówek. Jest społeczne przyzwolenie na taką korupcję - także w środowiskach lekarskich - mówił prokurator. Przypomniał zeznania lekarzy, którzy twierdzili, że korupcją jest tylko uzależnianie od łapówki podjęcia działań medycznych, a już pozostawianie kopert przez pacjentów po zabiegu - za korupcję się tam nie uważa.
Śledczy wniósł o to, aby sąd warunkowo umorzył postępowanie bez wymierzania kary wobec 20 oskarżonych o wręczanie dr. G. łapówek pacjentów. Zarazem wniósł o uznanie, że oskarżony kardiochirurg popełnił zarzucane mu przestępstwa i zażądał dla niego kary łącznej: 2 lat więzienia w zawieszeniu na okres próbny 5 lat, łącznie 200 tys. zł grzywny, zwrot pieniędzy uznanych za łapówki oraz koszty czteroletniego procesu, a także orzeczenia 5-letniego zakazu zajmowania kierowniczych funkcji w publicznych placówkach. - Bezsporne jest, że dr G. jest świetnym kardiochirurgiem, jak i to, że przyjmował korzyści majątkowe od pacjentów - mówił. Wskazywał na "dwoistość natury" kardiochirurga, który równie łatwo wpadał w gniew, jak też stawał się "spokojny, a niekiedy nawet uniżony".
- Dr G. nie liczył się z pracownikami, wywoływał u nich grozę, dotkliwie komentował ich kompetencje, charakter, a nawet wygląd zewnętrzny. Doszło do dyskryminacji, naruszania praw pracowniczych - na kardiochirurgii była największa w całym szpitalu rotacja personelu" - mówił prokurator. W piątek - dalsza część mów końcowych. Głos zabiorą obrońcy lekarza i pacjentów oraz sam oskarżony.
Wdzięczność czy korupcja Trwający od listopada 2008 r. przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów proces jest precedensem, jako sprawa o granice między korupcją, a powszechnym w polskich szpitalach "okazywaniem wdzięczności" lekarzom przez pacjentów po operacjach. Pod koniec procesu sąd - na wniosek obrońcy kardiochirurga - zgodził się na zaliczenie do materiału dowodowego wniosku grupy posłów o postawienie przed Trybunałem Stanu b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, któremu zarzucono naciski na organa ścigania i media w tej sprawie. 52-letni dziś dr Mirosław G. został w spektakularny sposób zatrzymany w lutym 2007 r. przez agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego, którzy wyprowadzili go ze szpitala w kajdankach - co pokazano potem w telewizji.
- Okazało się, że pan doktor Mirosław G. jest bezwzględnym, cynicznym łapówkarzem. Zebrane w tej sprawie dowody mogą też świadczyć o tym, że mogło też dojść do zabójstwa - mówił wówczas szef CBA Mariusz Kamiński. Zaś minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro dodawał: "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Sprawa wywołała publiczną dyskusję o "teatralizacji" czynności procesowych i wykorzystywaniu ich w propagandowych celach.
Media podały, że CBA nadało jednemu z wątków sprawy kryptonim "Mengele". CBA twierdziło, że nie chciało nikogo tym piętnować. Razem z lekarzem oskarżonych jest 20 osób wręczających mu "korzyści majątkowe".
Dwa procesy Wobec G. toczą się też dwa oddzielne procesy. W 2010 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie oskarżyła go o "błąd w sztuce". W 2005 r. miał narazić pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia przez podjęcie decyzji o leczeniu zachowawczym, a według śledczych należało go zakwalifikować do zabiegu operacyjnego wymiany zastawki aortalnej. G. grozi do 5 lat więzienia. Nie przyznaje się także do tego zarzutu. Z kolei w 2011 r. prokuratura oskarżyła G. o nieumyślne narażenie pacjenta na utratę życia i nieumyślne spowodowanie jego śmierci przez pozostawienie gazy w sercu po operacji. Pozostawienie gazika G. uznał za błąd w sztuce, ale nie przestępstwo. Grozi mu za to do 5 lat więzienia.
Autor: mac//kdj/k