Szczere i serdeczne - takie życzenia najchętniej składa i otrzymuje językoznawca prof. Jerzy Bralczyk. - Przy czym wypowiadamy często te słowa bez należytej intonacji i to gdzieś tam przelatuje. Gdy pomyślimy, co te słowa znaczą, że "serdeczny" się z serca bierze - to może te życzenia zabrzmią dla nas inaczej - mówił w poniedziałek we "Wstajesz i wiesz" językoznawca.
Prof. Bralczyk zauważył, że przy składaniu życzeń nie powinno się szukać słów "specjalnie oryginalnych". - Wyszukane formuły są czasami pretensjonalne, a szczere i serdeczne życzenia, jeśli są dobrze pomyślane, dobrze wypowiedziane, to mają sens - powiedział.
Bardzo lubię słowo "bliźni"
Zapytany o to, czy Polacy dobrze sobie życzą, czy też raczej sprawdza się powiedzenie, że "Polak Polakowi wilkiem", prof. Bralczyk powiedział, że prawdą jest, iż "mamy stosunkowo negatywny autostereotyp." - Czyli (Polacy) myślą o sobie nie zawsze dobrze. "Człowiek człowiekowi wilkiem" powiedział dawno temu Terencjusz i teraz to pokutuje, a nawet znajdujemy w tym pewnego rodzaju usprawiedliwienie, że tak się zachowujemy - powiedział językoznawca.
Jak dodał, sam bardzo lubi słowo "bliźni".
- Ono jest trochę nadużywane czasami, ale pokazuje pewną bliskość. Kiedy myślę o drugim człowieku, jak o kimś takim jak ja, to powinienem do niego czuć sympatię. Dlatego nie mówmy tak, że Polak Polakowi źle życzy, bo to raczej utrwala tego rodzaju pogląd, niż pomaga z nim walczyć - dodał Bralczyk.
Zapytany, czy myśli o politykach jak o bliźnich, językoznawca odparł, że "oczywiście". - Oni są niezwykle sympatyczni. Może w masie tworzą czasami jakieś emocje negatywne, bo określają siebie względem innych - powiedział. - Kiedyś - bo już jest poza polityką - bardzo lubiłem słuchać posła Żelichowskiego, który miał bardzo dużo ciepła w sobie. Z racji wieku i doświadczenia potrafił patrzeć na rzeczy z dystansem - mówił prof. Bralczyk.
Dodał, że lubi też wystąpienia przewodniczącego PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, senatora Marka Borowskiego, który "potrafi trochę sarkastycznie, ale lapidarnie i celnie różne rzeczy poruszyć", czy Ludwika Dorna. - To są ludzie, których lubię słuchać. Jacy są poza swoimi funkcjami politycznymi, trudno powiedzieć, ale przy świętach chwalmy, znajdujmy w ludziach coś przyjemnego - powiedział.
"Przywróćmy tym słowom normalne znaczenie"
Prof. Bralczyk powiedział, że to nie jest tak, że słowa tracą na znaczeniu. - To nie jest tak, że one tracą czy zyskują. Słowa żyją, a żyjąc, coś z nami także robią. (...) Częściej powtarzane są te słowa nieprzyjemne - powiedział profesor.
Dodał, że słowa czasami się "wycierają". - Kiedy podniosłe używane są zbyt często, kiedy chcemy coś powiedzieć za bardzo - wyjaśniał.
- Dziennikarze mnie czasami pytają, co mnie zbulwersowało? Nic. Co mnie fascynuje? Nic. Coś mnie zaniepokoiło, parę rzeczy zainteresowało. Przywróćmy tym słowom normalne znaczenie. Po co od razu bulwersować i fascynować? Po co wszystko musi być takie od razu super, ekstra i mega? Spokojniej trochę, bo święta powinny być spokojne i wesołe - dodał Bralczyk.
- Chciałbym, żeby te święta były radosne. Myślę, że to słowo zawiera w sobie i spokój, i wesołość jednocześnie. Często ludzie życzą mi zdrowia. To oczywiście bardzo dobre, tylko że postrzegam w tym taką troskę o kogoś już sędziwego. Czasem się czuję staruszkiem, ale czasem nie. A może jakichś przygód by mi ktoś jeszcze pożyczył? - powiedział na koniec prof. Bralczyk.
Autor: mnd//plw / Źródło: Wstajesz i Wiesz, TVN24