- Jeśli na drzwiach urzędu byłoby "pani posłanka", już by mi to trochę przeszkadzało. Wolałbym "Pani poseł RP" - mówił w "Faktach po Faktach" profesor Jerzy Bralczyk, uznając, że w języku polskim żeńska końcówka w tym przypadku nie dodaje "jeszcze" wystarczającej powagi tej funkcji. - Czasem język ogranicza naszą wyobraźnię w bardzo wymierny sposób - tłumaczyła to, jak postrzegamy podział ról społecznych Agata Szczęśniak.
Posłanki lewicy chcą, aby na drukach sejmowych i tabliczkach przy ich miejscach w sali plenarnej Sejmu pojawiły się żeńskie końcówki wskazujące na funkcję. - Chcemy, by nazywano nas posłankami - tłumaczy posłanka elekt Małgorzata Prokop-Paczkowska, a lider partii Wiosna Robert Biedroń, który poparł te działania zauważył, że z perspektywy społecznej "każda zmiana zaczyna się od języka".
O żeńskich końcówkach w "Faktach po Faktach" rozmawiali językoznawca prof. Jerzy Bralczyk i Agata Szczęśniak, socjolożka i dziennikarka OKO.press.
"Są socjolożki i psycholożki, ale trudniej o filolożki"
Bralczyk stwierdził, że w dyskusji, czy używać damskich końcówek czy nie, dominują dwie tendencje. - Z jednej strony tradycja językowa, która jest ważna, bo to jeden z elementów, które nas otaczają w tej rzeczywistości, a z drugiej strony pewna chęć manifestowania tożsamości - wskazał.
- W słownikach są już od dawna socjolożki czy psycholożki, ale trudniej tam o filolożki, a właśnie te panie układały słowniki, czyli potrzeba identyfikacji gramatycznej nie jest tak silna u wszystkich - ocenił.
Dodał, że jeśli na tabliczkach w Sejmie pojawiłoby się określenie "posłanka", to by mu to nie przeszkadzało. - Gorzej, jeśli na drzwiach urzędu czy biura poselskiego byłaby "pani posłanka". Wolałbym "Pani poseł RP", dlatego, że to już jest urząd - wyjaśnił.
Zgodził się ze stwierdzeniem, że żeńska końcówka w tym przypadku w języku polskim nie przydaje tej funkcji odpowiedniej wagi.
"Żeńska końcówka oznacza mniej pieniędzy"
Agata Szczęśniak zaznaczyła, że jej zdaniem w kwestii męskich i żeńskich końcówek nie chodzi tylko o język. - Tu chodzi o władzę, o pieniądze, o prestiż. Mój znajomy, który wykłada na jednej z uczelni, na pierwszych zajęciach daje studentom i studentkom zadanie, żeby wypisali zawody, w których końcówka męska wydaje się być naturalna. I oni wypisują: minister, pilot, bankowiec, biznesmen - wymieniła. - A potem, żeby wypisali zawody w których naturalna wydaje się być końcówka żeńska. I co tam widzimy? Nauczycielka, sprzątaczka, pielęgniarka, prostytutka, przedszkolanka - dodała.
Jej zdaniem "od razu widać, że za tymi słowami stoi coś jeszcze". - W tabeli z męskimi formami mamy dużo władzy, dużo pieniędzy i wysoki status społeczny. Żeńska końcówka oznacza mniej pieniędzy, mniej prestiżu. Jakie jest na przykład męskie określenie słowa przedszkolanka? - argumentowała.
- Każda nauczycielka jest jednocześnie nauczycielem, ale nauczyciel nie jest nauczycielką. Tak jest od bardzo dawna - stwierdził prof. Bralczyk. - Jeśli mówię "nauczyciele polscy", to myślę również o kobietach. Natomiast jeśli mówię "nauczycielki polskie" to myślę wyłącznie o kobietach. I tego nikt nie zmieni - zaznaczył.
"Czasem język ogranicza naszą wyobraźnię"
Wyjaśnił również, że zawody o większym prestiżu historycznie były częściej wykonywane właśnie przez mężczyzn.
- Badania pokazują, że jeśli mamy zawód określany tylko formą męską, to mniej kobiet aplikuje do tego zawodu i mniej kobiet uważa, że mogłyby ten zawód wykonywać - tłumaczyła Szczęśniak.
- Stąd ta walka o prezydentkę czy prezydentę. Chodzi o to, żeby otworzyć wyobraźnię i zobaczyć kobietę na stanowisku prezydenta czy ministra. Czasem język ogranicza naszą wyobraźnię w bardzo wymierny sposób - wskazała.
Autor: MP/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24