W "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 marszałek Senatu Stanisław Karczewski przekonywał, że nie ma zasadniczych problemów w ochronie zdrowia. Jego zdaniem kolejki do leczenia skracają się, lekarze wcale nie wyjeżdżają za granicę, pielęgniarek przybywa, a rynek ratowników medycznych jest "wysycony". Reporterzy "Czarno na białym" sprawdzili jego słowa i zestawili je ze statystykami.
Marszałek Senatu Stanisław Karczewski, który jest lekarzem, był 2 października gościem "Rozmowy Piaseckiego" w TVN24. Został zapytany o działania obecnie rządzących w zakresie reform ochrony zdrowia. - Nie bądźmy naiwni. Przez cztery lata nie zmieni się systemu, wielkiego systemu - stwierdził.
Jeszcze cztery lata temu, gdy PiS walczyło o władzę, Karczewski był szefem sztabu wyborczego. Wtedy jednoznacznie diagnozował sytuację w ochronie zdrowia, twierdząc, że Platforma doprowadziła ją "do ruiny".
Składał wtedy konkretne wyborcze obietnice. - Donald Tusk i Platforma szła osiem lat temu z hasłem likwidacji Narodowego Funduszu Zdrowia. Osiem lat nie dali rady, my damy radę, na pewno to zrobimy - zapewniał w 2015 roku.
Po czterech latach, w "Rozmowie Piaseckiego" tłumaczył: - Nie zlikwidowaliśmy, uznaliśmy, że nie będziemy likwidowali.
Zdaniem Jarosława Bilińskiego, wiceprezesa Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie "to była kiełbasa wyborcza". - Ten hejtowany, nienawidzony NFZ - niesłusznie zresztą - miał być zlikwidowany. To była zachęta do oddawania głosów, po czym okazało się, że NFZ wcale nie jest taki zły i go nie likwidujemy - ocenia Biliński.
Trzy najważniejsze obszary według Karczewskiego
- Przez te cztery lata naprawdę bardzo dużo zrobiliśmy - przekonywał w "Rozmowie Piaseckiego" Karczewski. Dodał, że "służba zdrowia to są trzy obszary - kadry, pieniądze, organizacja - i w tych wszystkich trzech obszarach bardzo dużo zrobiliśmy".
Jak wygląda sytuacja w tych trzech obszarach, sprawdzili reporterzy "Czarno na białym".
Kadry: lekarze
- Mówi się, że 50 tysięcy lekarzy brakuje. To bardzo dużo, bo lekarzy w Polsce jest 170 tysięcy - twierdzi wiceprezes Naczelnej Izby Lekarskiej Krzysztof Madej.
W Polsce na 1000 pacjentów przypada 2,4 lekarza. Średnia w Unii Europejskiej jest wyższa - wynosi 3,6 lekarza na 1000 pacjentów. W tej statystyce Polska jest na samym końcu wśród państw Unii - wynika z raportu OECD z 2018 roku.
Problem braku lekarzy widać czarno na białym. Tylko w ostatnich dniach zamknięto lub zawieszono funkcjonowanie z tego powodu kilkunastu oddziałów szpitalnych w całej Polsce. Krzysztof Madej twierdzi, że "to jest sytuacja nowa i wychodząca poza wyobraźnię".
Karczewski w "Rozmowie Piaseckiego" powiedział, że "będzie większa liczba lekarzy, bo zwiększyliśmy o 50 procent limity przyjęć na studia lekarskie".
- Rzeczywiście jest duże zwiększenie naboru. Ale to nie rozwiązuje sytuacji, bo wykształcony i wyspecjalizowany lekarz to jest 13 lat. Sześć lat studiów, rok stażu podyplomowego i sześć lat standardowej specjalizacji. Więc za 13 lat będziemy mogli mówić, jak ta polityka wpłynęła - mówi Madej.
Jego zdaniem istnieje jeszcze jeden problem. - Szacuje się, że około 10 procent roczników absolwentów uczelni medycznych wyjeżdża za granicę. W tej sytuacji to jest dużo - podkreśla wiceprezes Naczelnej Izby Lekarskiej.
Jednak zdaniem marszałka Karczewskiego lekarze wcale nie wyjeżdżają. Madej jest innego zdania: - Ja wiem, że wyjeżdżają, bo przecież to widzę. Obserwuję to środowisko od środka.
- Nie ma powodu do trąbienia, że skończył się upływ krwi ze środowiska lekarskiego. Szacujemy, że cały czas trwa na takim samym mniej więcej poziomie - mówi.
By podjąć pracę w krajach Unii, lekarz powinien odebrać z Naczelnej Izby specjalne zaświadczenie potwierdzające, ze skończył studia medyczne i jest niekarany. Co roku Izba wydaje kilkaset takich dokumentów. Ich liczba utrzymuje się na podobnym poziomie - w 2015 roku było to 836, w 2016 roku 694, w 2017 roku 747, a w 2018 roku - 649.
Wbrew temu, co mówił marszałek Karczewski - problem wcale nie zniknął.
- Te zaświadczenia dotyczą tych, którzy w sposób pewny jadą, mają coś załatwione. Ale to nie jest cała prawda, bo są ludzie, którzy powtarzają matury w obcych krajach, nostryfikują dyplomy. W związku z tym, myślę, że można powiedzieć, że (w rzeczywistości - red.) to jest dwa razy więcej (osób - red.) - twierdzi Madej.
Kadry: pielęgniarki
Marszałek Karczewski stwierdził też w "Rozmowie Piaseckiego", że "jeśli chodzi o pielęgniarki, to mamy bardzo dobrą sytuację, bo zwiększa się ilość wydziałów pielęgniarskich".
Jednak zdaniem Madeja, sytuacja pielęgniarek jest "bardzo zła".
Prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Zofia Małas poinformowała reporterów "Czarno na białym", że liczba uczelni z kierunkami pielęgniarskimi rzeczywiście rośnie, ale to nie rozwiązuje problemu, bo wciąż "zdecydowanie za mało osób kończy te studia". Zdaniem prezes studia powinno kończyć około ośmiu tysięcy osób każdego roku, a dziś to pięć i pół tysiąca osób. Jej zdaniem zwiększając liczbę miejsc na studiach o 60 procent, można zahamować rosnącą średnią wieku polskiej pielęgniarki.
Dziś ta średnia to aż 52 lata.
- Okazuje się, że kryzys pielęgniarski chyba jest jeszcze przed nami, a już jest nie najlepiej - mówi Madej.
Kadry: ratownicy medyczni
Karczewski wskazywał też w TVN24, że "co ciekawe, dużo większy jest przyrost panów niż pań". To dlatego - jak mówił - że "jest już wysycony rynek ratowników medycznych i ratownicy medyczni kształcą się w kierunku pielęgniarskim".
Z kolei wiceminister Waldemar Kraska, pytany o liczbę ratowników stwierdził, że "trudno w tej chwili powiedzieć", jak wygląda rzeczywistość.
- Na dzień dzisiejszy to żadna tajemnica, że stawka zasadnicza jest 2900 złotych, a mój student, który kończy u mnie ratownictwo, ale też jest pielęgniarzem, ma 3700. Jak ja mam się czuć? - mówił Ireneusz Szafraniec z pogotowia w Nysie, który jest również wykładowcą akademickim.
Pieniądze
- W tym roku rekordowe finansowanie ze środków publicznych. Ponad 100 miliardów złotych. To olbrzymia kwota, należy się z tego cieszyć - podkreślał Karczewski w TVN24, mówiąc o wydatkach państwa na zdrowie obywateli.
- Cztery miliardy więcej na zdrowie niż zakładaliśmy. One są z różnych źródeł. Oczywiście ze składki, która wpływa do Narodowego Funduszu Zdrowia, ale też uruchomiliśmy dotacje z budżetu państwa, które były (przekazane - red.) do Narodowego Funduszu Zdrowia - mówił minister zdrowia Łukasz Szumowski.
Jak mówi Aleksandra Kurowska, redaktorka naczelna "Polityki Zdrowotnej", "słyszymy od polityków, że dzięki nim są większe nakłady na ochronę zdrowia". - Nie są większe, ponieważ my płacimy więcej składek. Nasze pensje rosną, pracodawcy opłacają za nas wyższe składki - tłumaczy.
"Niestety, pan premier Morawiecki oszukał wszystkich Polaków"
W 2017 roku protestujący lekarze rezydenci chcieli, by z budżetu państwa wydawano więcej pieniędzy na ochronę zdrowia. Rezydenci podpisali z ministrem Łukaszem Szumowskim porozumienie kończące protest. Główny punkt porozumienia zakładał, że nakłady na ochronę zdrowia będą rosnąć i w 2024 wyniosą 6 procent PKB.
- Jeśli chodzi o to 6-procentowe finansowanie, to jest to wielki sukces. To jest zakotwiczona zmiana, która zostanie zabetonowana. (...) To jest perspektywa - twierdził marszałek Karczewski.
- Niestety, pan premier Morawiecki oszukał wszystkich Polaków, wszystkich pacjentów tym, że wpisał do ustawy współczynnik sprzed dwóch lat - mówi Jarosław Biliński, lider protestu.
- To oznacza, że w roku 2024 będzie 6 procent PKB, ale z roku 2022 - tłumaczy Krzysztof Bukiel, prezes Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
- W ten sposób mamy cały czas dużo niższe pieniądze, o 7-10 miliardów złotych rocznie, co jest olbrzymią kwotą, jeśli chodzi o ochronę zdrowia. Tyle mniej pieniędzy trafia na leczenie, na refundację leków, na rehabilitację - wyjaśnia Aleksandra Kurowska.
Jak twierdzi doktor Biliński, "nigdy nie osiągniemy 6 procent PKB, jeśli taka ustawa dalej będzie miała miejsce".
Minister Szumowski jest innego zdania. - Metodologia się nie zmieniła. Jest taka sama w ustawie, 6 procent. Bardzo konkretna, bardzo twardo zapisana. Nic nie ruszamy, nic nie zmieniamy. Taka jest, a i tak wydajemy więcej - mówił minister.
Organizacja
Receptą PiS na kolejki i poprawienie sytuacji finansowej szpitali miała być tak zwana sieć szpitali, którą partia zapowiadała w programie wyborczym w 2015 roku. Także ten temat poruszył 2 października w "Rozmowie Piaseckiego" Karczewski, wskazując na zmiany w organizacji ochrony zdrowia.
Sieć szpitali weszła życie pod koniec 2017 roku. Po dwóch latach jej funkcjonowania nawet wicepremier rządu PiS Jarosław Gowin przyznaje, że sieć "w takiej wersji, w jakiej funkcjonuje obecnie, się po prostu nie sprawdza".
Nawet według państwowej instytucji - Najwyższej Izby Kontroli - sieć szpitali wcale nie skróciła kolejek. Co gorsze, większość przebadanych przez NIK szpitali, które są w sieci, przynosi straty finansowe.
- Mamy tutaj - nie bójmy się tego powiedzieć - zapaść i ja przyznam, że nie pamiętam tak złej sytuacji, jak mamy obecnie - mówi Aleksandra Kurowska z "Polityki Zdrowotnej".
Kolejki do lekarza wydłużyły się o blisko półtora miesiąca
W 2015 roku, na kilka godzin przed końcem kampanii wyborczej kandydatka na premiera Beata Szydło podkreślała, że "każda Polka, każdy Polak muszą się czuć bezpiecznie również wtedy, kiedy zachorują, kiedy potrzebują pomocy lekarskiej". System opieki zdrowotnej - podkreślała - był "priorytetem" Prawa i Sprawiedliwości.
Z badań przeprowadzonych przez fundację Watch Health Care, która od kilku lat monitoruje sytuację kolejek do lekarzy, wynika, że na koniec rządów Platformy Obywatelskiej - w listopadzie 2015 roku - Polacy w kolejkach do lekarzy specjalistów czekali średnio 2,4 miesiąca. Po blisko czterech latach rządów PiS - w sierpniu 2019 roku - czekają o niemal półtora miesiąca dłużej - średnio 3,8 miesiąca.
- To są prawdziwe statystyki, metodologia tej fundacji jest dobra - przekonuje Biliński. Podobnego zdania jest Madej: - Ja nie mam żadnych podstaw, żeby zakwestionować te dane. My się tymi danymi posługujemy.
Fundacja zbadała też czas oczekiwania na gwarantowane świadczenia zdrowotne, czyli na ważne badania, rehabilitację czy leczenie. W listopadzie 2015 trzeba było na nie poczekać średnio 3 miesiące. Po czterech latach rządów PiS - 4,3 miesiąca.
Pytany w "Rozmowie Piaseckiego" o przedstawione przez fundacje dane Karczewski odparł, że ich nie zna.
- Dramatyczny przyrost długości kolejek i czasu oczekiwania w kolejce jest kryzysem, którego ktoś nie przewidział. To jest z mojej strony oskarżenie do rządzących, że te kolejne etapy rodzą kolejne kryzysy, bo wyobraźni brakuje - twierdzi Madej.
Terlecki przekonuje, że "publiczna służba zdrowia w Polsce uchodzi za jedną z najlepszych w Europie"
Po czterech latach rządów PiS wicemarszałek Sejmu z ramienia partii rządzącej Ryszard Terlecki obarczył poprzedników winą za problemy w polskiej ochronie zdrowia. - To jest efekt rządów poprzedników, którzy w takim stanie ją zostawili - mówił Terlecki.
Przekonywał też, że "publiczna służba zdrowia w Polsce uchodzi za jedną z najlepszych w Europie".
Autor: ads/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24