Ekspert zwraca uwagę na budowę drona. "Mamy do czynienia z dużo większą anomalią"

obiekt foto
Cielma: Stawiałbym na celową prowokację. Składa się na to kilka elementów
Źródło: TVN24
- Obserwując to, co dzieje się także na naszym pograniczu ukraińsko-polskim, stawiałbym na celową prowokację Federacji Rosyjskiej - mówił Mariusz Cielma, ekspert ds. wojskowości "Nowej Techniki Wojskowej", odnosząc się do wybuchu obiektu w Osinach. Wymienił kilka spraw, na które warto zwrócić uwagę.

Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz przekazał w środę, że obiekt, który wybuchł w nocy w Osinach, to rosyjski dron wojskowy, a incydent określił "rosyjską prowokacją". Ze wstępnej oceny wynika, że obiekt, który wybuchł, to tzw. wabik - podał generał dywizji Wojska Polskiego Dariusz Malinowski.

Cielma: mamy do czynienia z dużo większą anomalią

Do sprawy odniósł się w czwartek we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 Mariusz Cielma, ekspert ds. wojskowości "Nowej Techniki Wojskowej".

- Obserwując to, co dzieje się także na naszym pograniczu ukraińsko-polskim, te wydarzenia z pociskami rakietowymi, manewrującym (...), na pierwszym miejscu stawiałbym na celową prowokację Federacji Rosyjskiej - powiedział, dodając, że "składa się na to kilka elementów".

- Jaki to był dron, o której godzinie odnotowano, że ten dron upadł na terytorium Polski, prawie 100 kilometrów od granicy, ewidentnie pokonał nasz system wczesnego wykrywania, a po drugie, jaki tej nocy był scenariusz wydarzeń w Ukrainie. Był całkiem odmienny niż na przykład tej nocy - wymieniał.

Jak mówił Cielma, "to była całkiem spokojna noc, więc kilka tych elementów jasno pokazuje, że tu mamy do czynienia z dużo większą anomalią", by móc to zrzucić "na przykład na usterkę techniczną".

Dopytywany, czy wygląda na to, że ten dron został wysłany specjalnie w naszym kierunku, odparł: "jeżeli był to dron odpalony z Federacji Rosyjskiej, to moim zdaniem tak".

Silnik o dużej mocy

Zauważył, że wojsko mówi o wabiku. - To był duży dron zasilany silnikiem o mocy blisko 50 koni mechanicznych. Nikt dla taniego drona wabika, który często jest robiony ze styropianów, nie stosuje silnika o wartości kilku, kilkunastu tysięcy dolarów, ale raptem takie o wartości kilkuset dolarów - powiedział Cielma.

Dodał, że "to jest silnik, który ma pchać dużą maszynę uzbrojoną w dużą głowicę, a jednocześnie dowiedzieliśmy się, że tam nie było głowicy bojowej".

Zwrócił też uwagę, że "taki dron miał 4-5 godzin na pokonanie terytorium Ukrainy, czyli musiał być odpalony mniej więcej w pierwszej fali startów na terytorium Rosji, czyli gdzieś około 17-18".

- Ukraińcy sami nie odnotowali, sprawdzałem to na kilku ogólnodostępnych kanałach sił powietrznych Ukrainy, że nad zachodnią Ukrainą, na drodze do Polski są rosyjskie drony. Ewidentnie leciał bardzo nisko. Czas wskazuje, że mogła to być celowa prowokacja, że leciał w stronę Polski. Po drugie: budowa tego drona - przebudowanego na wabik - mówił.

Ekspert o działaniu radarów

Cielma zaznaczył, że w związku z atakami Rosji w Ukrainie "podnosimy poziom gotowości", jeśli chodzi o wykrywanie zagrożeń. - Jestem przekonany, że uruchamiane są dodatkowe posterunki radiolokacyjne. Nie jest tak, że cały system przez całą dobę musi pracować. Z pewnością zagęszczono pole radiolokacyjne - ocenił.

Jaki zasięg mają radary? - Kiedy zejdziemy do poziomu lotu, na przykład na wysokości 100 metrów, realny zasięg pracy takiego radaru jest w granicach 40 kilometrów. Bo mamy wzniesienia, górki, wysokie budynki - tłumaczył.

Cielma zwrócił uwagę, że "te drony wykonane są w dużej mierze z kompozytów". - Najbardziej metalowy jest tam silnik - dodał. - Jeżeli zdjęcia silnika, którymi media operują od wczoraj, są prawdziwe, to jest tak naprawdę silnik o mocy dwa razy mocniejszej niż we fiacie 126p. To jest blisko 50 koni mechanicznych - podkreślił.

Czemu więc dron nie został wykryty? Ekspert mówił, że w przypadku lotu na małej wysokości "spada zasięg skutecznej pracy radarów".

- Sygnały mogą się jakieś pojawić na, nazwijmy to, pulpitach operatorów, ale na przykład mogą być błędnie zidentyfikowane, bo ten sygnał może być bardzo słaby. Dlatego pan minister i wojsko mówią o tym, że ponownie analizują sygnały, jakie uzyskano na radarach - opisał.

Mariusz Cielma o działaniu radarów
Źródło: TVN24

Przyznał, że gdyby wówczas w powietrzu był samolot AWACS, wszystkie jednostki, nawet lecące bardzo nisko, byłyby od razu wykryte.

- Wyobraźmy sobie, że ktoś z lornetką wchodzi na 30. piętro Pałacu Kultury i Nauki. Widzi zdecydowanie dalej i więcej tego, co dzieje się na Ziemi, niż jak ktoś wejdzie z lornetką na drugie piętro Pałacu Kultury i Nauki - powiedział gość TVN24.

Jak mówił, mamy dwa samoloty AWACS. - One są już w miarę operacyjne. Jesteśmy wspierani też przez sojuszników. Australijski samolot wczesnego ostrzegania, nawet większy od tych polskich maszyn, stacjonuje i wypełnia swoje zadanie w ochronie polskiej przestrzeni powietrznej - informował ekspert.

- Jest to rozwiązanie, które jest bardzo zaawansowane. W sytuacjach zagrożenia, kiedy podnosimy gotowość bojową, bo wiemy, że coś się będzie działo, taki samolot może się pojawić - zaznaczył.

OGLĄDAJ: Szef MON: kolejny raz mamy do czynienia z prowokacją, z rosyjskim dronem
kosiniak-kamysz konfa mon

Szef MON: kolejny raz mamy do czynienia z prowokacją, z rosyjskim dronem

kosiniak-kamysz konfa mon
Ten i inne materiały obejrzysz w subskrypcji
Czytaj także: