W Polsce lepiej na raka nie chorować i lekarze mówią to wprost. Kolejki są długie, a pacjentów ciągle przybywa. Z polską służbą zdrowia od miesięcy mierzą się Jan Dudziec i Agnieszka Jastrzębska-Sobolewska. Opowiadają o codziennej walce z systemem i o tym, jak upokarzająca może być dla pacjenta ta walka. Materiał magazynu "Polska i Świat" w TVN24.
Jan Dudziec z nowotworem walczy od 2018 roku. To wtedy pierwszy raz od lekarki usłyszał diagnozę. - Tę trudną wiadomość przekazała mi w pokoju zabiegowym, gdzie obok panie pielęgniarki przygotowały wózek z lekami, więc nie było to miejsce spokojne - mówi.
Jest po operacji usunięcia trzustki. Teraz drugi raz przechodzi chemioterapię. Gdy po operacji zaczął drastycznie chudnąć i z bólami brzucha zgłosił się do dużego warszawskiego szpitala, niechętnie go przyjęto, a gdy już przyjęto, zrobiono niewiele.
- Dostawałem kroplówki z glukozą, przeleżałem tam dwa tygodnie. Lekarz prowadzący nie zgadzał się na podłączenie żywienia pozajelitowego. W kiepskim stanie wyszedłem z tego szpitala. Momentalnie zostałem przyjęty na oddział żywieniowy do Centrum Onkologii - opowiada.
Jan Dudziec wciąż szuka najlepszych opcji leczenia - trzustkę usunęli mu lekarze w Niemczech, bo według statystyk mieli w tym lepsze doświadczenie. Prowadzi szczegółowe zapiski dotyczące swojego leczenia.
"Chorowanie w Polsce jest koszmarem"
Onkolog profesor Cezary Szczylik pytany o stan onkologii w Polsce, mówi wprost. - Chorowanie w Polsce na chorobę nowotworową jest koszmarem. Rozmawiam z moimi kolegami, koleżankami, które przyjmują codziennie pacjentów i nie jest czymś niezwykłym, że mają między 50 a 60 pacjentów dziennie - przyznaje specjalista.
- To jest absolutnie niedopuszczalne - podkreśla.
Problemem są za niskie stawki za leczenie onkologiczne, i to, że brakuje kadry, a pacjentów przybywa. - Przeprowadziliśmy badania we współpracy z Uniwersytetem Jagiellońskim i na grupie stu przebadanych onkologów 80 procent ma cechy zespołu wypalenia zawodowego - zwraca uwagę profesor Szczylik.
"Czułam się dramatycznie upokorzona"
To sprawia, że pacjenci w szpitalach często czują się jak petenci, którzy muszą zawalczyć o uwagę - uważa Agnieszka Jastrzębska-Sobolewska, która dwukrotnie chorowała na nowotwór piersi.
Za pierwszym razem - dziesięć lat temu, leczenie poszło sprawnie. Za drugim, w czerwcu 2017 roku, pojawiły się kłopoty, by w ogóle dostać się do onkologa przed wyznaczonym na za dwa miesiące terminem wizyty kontrolnej.
- Jeździłam, wystawałam pod gabinetem, wpychałam się, wypraszano mnie. Nie dość, że byłam przejęta tamtą sytuacją, że znowu mam guza, to jeszcze czułam się dramatycznie upokorzona tym, że ja tam muszę błagać, być namolna - mówi Agnieszka Jastrzębska-Sobolewska.
W szpitalu brakowało wolnych terminów, czas oczekiwania na USG wynosił dwa miesiące, a czas oczekiwania na operację - kolejne dwa miesiące.
- Na moje rozpaczliwe pytanie i prośbę, że to dla mnie jest naprawdę za długo, że ten guz się bardzo szybko rozwija, pani wzruszyła ramionami i powiedziała, że ona ma samych pacjentów wymagających bardzo pilnej interwencji chirurgicznej - opowiada.
Agnieszka Jastrzębska-Sobolewska w końcu zmieniła szpital i tam pomyślnie przeszła leczenie. Teraz musi się regularnie badać, w grudniu tego roku powinna zrobić rezonans. Najbliższy termin wizyty u jej onkologa wyznaczono na grudzień 2020 roku.
Autor: asty//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24