Prezydent popiera parytety na listach wyborczych. - Jeśli taka ustawa trafi na jego biurko, to Lech Kaczyński z pewnością ją podpisze - mówią organizatorki Kongresu Kobiet. Dziś do swoich racji będą przekonywać premiera Donalda Tuska.
Minister Ewa Junczyk-Ziomecka powiedziała po spotkaniu z Lechem Kaczyńskim, że zdaniem prezydenta "parytety mają szansę", ale należy zastanowić się, czy wprowadzić 50-procentową reprezentację kobiet na listach wyborczych, czy mniejszą.
Wprowadzenie parytetów dla kobiet na listach wyborczych i powołanie rzecznika ds. kobiet to najważniejsze postulaty Kongresu Kobiet, który odbył się w czerwcu w Warszawie.
PO najpierw mówiła "nie"
Dziś jego przedstawicielki spotkają się z premierem Donaldem Tuskiem, by przekonywać go do rozwiązań, jakie przedstawiły prezydentowi. - To będzie okazja do spokojnej, rzeczowej rozmowy oraz przedstawienia argumentów - powiedział rzecznik rządu Paweł Graś.
Z kolei szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak mówił wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", że - pomimo iż kiedyś był przeciwnikiem parytetu - obecnie popiera jego wprowadzenie. - Dojrzeliśmy do tego, żeby wprowadzić 50-procentowy parytet na listach wyborczych - podkreślił. Pozytywnie o wprowadzeniu parytetów wypowiadał się też szef klubu PO Zbigniew Chlebowski.
Kobiety bez wpływu na realną politykę
Według przedstawicielek Kongresu Kobiet Polskich, reprezentacja kobiet w polskim parlamencie od kilku lat utrzymuje się na 20-procentowym poziomie, a tymczasem - jak tłumaczą - z badań wynika, że to za mało, by uzyskać realny wpływ na politykę.
Jak przekonuje prof. Małgorzata Fuszara z Instytutu Socjologii UW, która jako jedyna w Polsce prowadziła badania na ten temat, aby mieć realny wpływ na podejmowane decyzje, np. w parlamencie, dana grupa społeczna powinna mieć reprezentację co najmniej 30-procentową.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP