- To była kwestia czasu, kiedy dojdzie tam do wypadku - mówi reporterce TTV były pracownik toru gokartowego w Sosnowcu, na którym doszło do poważnego wypadku 18-latki. I wylicza nieprawidłowości, związane m.in. z przerabianiem, tuningowaniem gokartów oraz niewłaściwą obsługą toru. Właściciel toru nie zgodził się na rozmowę z dziennikarzami TTV.
Około dwóch tygodni temu, w Sosnowcu, podczas jazdy gokartem osiemnastoletnia dziewczyna wypadła z toru, przebiła metalową ściankę i spadła wraz z gokartem kilka metrów w dół. Obrażenia okazały się tak poważne, że dziewczyna ledwo uszła z życiem. Reporterzy TTV dotarli do byłego pracownika tego toru gokartowego. - Kiedy tam pracowałem miało miejsce wiele nieprawidłowości, które jeżeli nie były wyeliminowane do dziś, to mogły mieć duży wpływ na ten wypadek, który się wydarzył - opowiada mężczyzna.
Seria nieprawidłowości
Jego zdaniem, wypadek jakiemu uległa 18-letnia Sandra był tylko kwestią czasu. - Patrząc, jak wyglądała tam praca, jakie było podejście do bezpieczeństwa, to była kwestia czasu. Ale nie spodziewałem się, że będzie to aż na taką skalę - mówi. Były pracownik zdradza też, że na sosnowieckim torze dochodziło już do drobnych wypadków, stłuczek. - Była też sytuacja, że jedną z klientek zabrało też pogotowie, bo dość solidnie uderzyła gokartem w opony - opowiada. Mężczyzna zarzuca właścicielom firmy, w której pracował, że nie liczy się dla nich bezpieczeństwo. - Pracowało się tam na zasadzie takiej, żeby przyjąć jak najwięcej ludzi, a nie żeby wyścigi odbywały się w sposób bezpieczny - ocenia.
Reporterzy TTV próbowali skontaktować się z właścicielami toru, ale ci odmówili rozmowy z mediami.
Autor: nsz//kdj / Źródło: TTV