Minister edukacji Przemysław Czarnek zapowiedział uruchomienie programu wsparcia psychologiczno-pedagogicznego dla uczniów i nauczycieli. - Ruszy nawet, jeśli nauka zdalna będzie się przedłużała i dzieci w kwietniu nie wrócą do szkół - zapewnił.
- Nasz projekt składa się z trzech etapów. Pierwszy to diagnoza potrzeb uczniów, drugi opracowanie modeli wsparcia i szkolenia dla nauczycieli oraz konsultacje z rodzicami. W etapie trzecim będzie miała miejsce pomoc specjalistyczna - wyliczał Czarnek na czwartkowej konferencji prasowej. Minister przyznał, że w szkołach obserwuje się pogorszenie samopoczucia i trudności w nauce. - Widzimy u uczniów też zaburzenia nastroju, zespół depresyjny, nadużywanie mediów elektronicznych, ale też przeciążenie nauczycieli - wyliczał Czarnek.
Diagnoza problemów ruszy od kwietnia
By zwalczyć te negatywne konsekwencje zdalnej, nauki resort zamierza przeznaczyć na program wsparcia 15 milionów złotych do końca 2021 roku. Koordynatorem programu będą specjaliści z Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, a wsparcia udzieli im Wyższa Szkoła Ekonomii i Innowacji w Lublinie. - Planujemy 10 tysięcy godzin szkoleń dla nauczycieli specjalistów i 100 tysięcy godzin wsparcia dla uczniów - zapowiadał Czarnek. - Wszystko po to, żebyśmy kompleksowo zdiagnozowali problem, bez względu na to, czy w kwietniu uda się powrócić do szkół innym rocznikom niż klasy 1-3. Te diagnozę będziemy prowadzić nawet, jeśli nauka zdalna się przedłuży, zgłoszeń niepokojących jest niemało - dodał.
Diagnoza ma zostać przeprowadzona w 1200 szkołach w całym kraju.
- Pomoc psychologiczna powinna być oferowana uczniom we wszystkich szkołach cały czas. Psychologowie, pedagodzy są na miejscu w szkołach i rodzice oraz uczniowie mogą się zgłosić do nich stacjonarnie - podkreślał minister.
Szumilas: góra urodziła mysz
- 100 tysięcy godzin zapowiadane przez ministra to kropla w morzu potrzeb - komentuje w rozmowie z tvn24.pl Krystyna Szumilas, była minister edukacji w rządzie PO-PSL. - Do tego nie wiemy skąd ministerstwo weźmie na to pieniądze. Przy godzinach z innego programu, czyli na dodatkowe zajęcia wyrównujące braki, jako źródło finansowania minister wskazał rezerwę subwencji, czyli samorządy same za to zapłacą, choć jeszcze o tym nie wiedzą. Tu może być podobnie. Czyli góra urodziła mysz - ocenia Szumilas.
Była minister zwróciła uwagę, że ostatnio na konferencji w Senacie politycy usłyszeli od ekspertów o znacznie większych potrzebach młodzieży niż sugerowałaby wysokość ministerialnego wsparcia. - Według specjalistów z Instytut Psychiatrii i Neurologii minimalny liczba dzieci, które będą potrzebowały pomocy, to około 20 procent, czyli nawet milion uczniów, a z tego około 350-500 tysięcy będzie wymagać większego profesjonalnego wsparcia - wylicza posłanka.
Rok temu zaczęła się zdalna szkoła
Dokładnie rok temu premier Mateusz Morawiecki ogłosił zawieszenie zajęć stacjonarnych w szkołach i przedszkolach. Po wielu tygodniach napięcia i przejściu na tak zwane kształcenie na odległość, ostatecznie matury i egzaminy ósmoklasistów przesunięto z kwietnia i maja na czerwiec.
1 września nowy rok szkolny rozpoczął się stacjonarnie, choć w reżimie sanitarnym, ale większość uczniów z normalnej nauki korzystała nie dłużej niż przez dwa miesiące. We wrześniu i październiku systematycznie przybywało placówek, które musiały przechodzić na nauczanie zdalne spowodowane ogniskami koronawirusa lub trudnościami ze skompletowaniem kadry pedagogicznej. Ostatecznie w listopadzie premier po raz kolejny zdecydował o zamknięciu wszystkich szkół. Na przełomie roku dzieci miały niemal miesięczną przerwę również od zajęć zdalnych, związaną ze świętami, a następnie feriami, które w tym roku w całej Polsce odbyły się w jednym terminie. 18 stycznia do nauki stacjonarnej wróciły tylko najmłodsze dzieci z tzw. edukacji wczesnoszkolnej, reszta ma lekcje zdalne. Na przełomie lutego i marca okazało się, że i z uczeniem najmłodszych w niektórych zakątkach Polski są problemy i premier Morawiecki zadecydował o kształceniu zdalnym na Warmii i Mazurach, a następnie również w Pomorskiem, gdzie problemy z koronawirusem są największe.
Jak e-nauka wpłynęła na dzieci?
Tak długa nauka zdalna według rodziców i nauczycieli mocno odbiła się na zdrowiu psychicznym uczniów. Kolejne raporty pokazywały, jak dotkliwy jest dla nich brak normalnego kontaktu z rówieśnikami i długie godziny spędzane przed ekranami.
Z badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że wiele kłopotów pojawiło się już zeszłej wiosny. Wtedy połowa badanych nastolatków oceniła swój dobrostan psychiczny w pierwszym okresie pandemii (w porównaniu do czasu sprzed COVID-19) jako bardzo dobry lub raczej dobry, jednak jedna trzecia oceniła go jako bardzo zły lub raczej zły. Duża grupa osób (17 proc.) nie dokonała jednoznacznej oceny.
- Uczeń, także na lekcje online, przychodzi do nas z emocjami, uczuciami, doświadczeniami, marzeniami. Przychodzi w konkretnym nastroju, w napięciu - podkreślał w rozmowie z tvn24.pl nauczyciel i terapeuta Tomasz Bilicki. - Co więcej, nasz uczeń dziś traktuje lekcje zdalne, choć to relacje zapośredniczone, jako relacje realne. Dla nich nie ma świata wirtualnego i realnego. Dla nich jest świat online i offline, a relacje w świecie online są jak najbardziej realne. To jest bardzo ważna rzecz: lekcja zdalna jest lekcją opartą na realnych relacjach! I dorośli muszą to wiedzieć.
Źródło: tvn24.pl