"Najpierw się zatrzyma, a potem znajdą się dowody" - takie polecenie miał wydać swoim podwładnym Bogdan Święczkowski, dziś szef ABW, a w przeszłości dyrektor w Prokuraturze Krajowej. Celem śledczych miał być polityk SLD Jacek Piechota, rzekomo zamieszany w aferę paliwową - podaje "Newsweek".
W połowie lutego 2006 roku Święczkowski był jeszcze dyrektorem biura przestępczości zorganizowanej w Prokuraturze Krajowej. Nadzorował pracę krakowskich śledczych, rozpracowujących mafię paliwową.
Szef Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie Józef Giemza miał od niego usłyszeć polecenie postawienia zarzutów Jackowi Piechocie z SLD. Najlepiej korupcyjnych. Giemza o sprawie powiedział szefowi grupy antymafijnej, Markowi Wełnie. Ten jednak polecenia nie wykonał - pisze "Newsweek".
"Nie mieliśmy wystarczająco mocnych dowodów, by stawiać Piechocie jakiekolwiek zarzuty" - tłumaczą prokuratorzy. Sam Wełna nie chciał mówić o naciskach, wymawiając się tajemnicą służbową. Zapowiedział, że wszystko zrelacjonuje, gdy powstanie komisja śledcza. W tym samym tonie wypowiada się kilku jego kolegów.
"Nigdy nikt z kierownictwa resortu ani też Pan Bogdan Święczkowski nie wydawali takich poleceń" - protestuje Ministerstwo Sprawiedliwości. "W Polsce nawet każde dziecko wie, że na zatrzymanie posła i na postawienie mu zarzutów musi się wcześniej zgodzić Sejm. Ustalenia „Newsweeka” są więc całkowicie chybione. Prokuratura nigdy nie wystąpiła do Sejmu z takimi wnioskami a bez tego realizacja owych rzekomych żądań nie byłaby możliwa - twierdzi ministerstwo dodając z ubolewaniem, że "artykuł Newsweeka wpisuje się w trwająca kampanię nieustannych, opartych na insynuacjach, ataków na prokuraturę i Ministerstwo Sprawiedliwości i jest elementem nierzetelnej kampanii wyborczej".
Jednak, jak pisze "Newsweek", są dokumenty, które mogą potwierdzać, że były naciski.
Źródło: Newsweek, Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: TVN24