Policja: Wyskakiwali z tłumu i robili zadymę. Zbieramy materiał z monitoringu

Policja: zbieramy materiał z monitoringu
Spalony samochód na ulicy Skorupki w Warszawie
Źródło: tvn24

- Zbieramy materiał z monitoringu, będziemy analizować zapisy z wielu kamer, po to żeby docierać do kolejnych osób, które mogły się czegoś dopuścić - zapowiedział w "Faktach po Faktach" insp. Mariusz Sokołowski, rzecznik KGP. W Warszawie, w czasie "Marszu Niepodległości" rannych zostało 7 policjantów, a ponad 50 osób zostało zatrzymanych.

Sokołowski poinformował, że wobec agresywnych osób policjanci użyli pałek, gazu pieprzowego, kul gumowych.

- To poskromiło zapędy tych, którzy przyszli wyłącznie po to, żeby się konfrontować - zaznaczył.

Jak mówił, zatrzymani podczas "Marszu Niepodległości" będą odpowiadać m.in. za naruszenie nietykalności cielesnej, za napaść na funkcjonariuszy, niszczenie mienia i podpalenie samochodu. Rzecznik potwierdził, że w stronę strażaków, którzy przyjechali na plac Zbawiciela, by ugasić kolorową tęczę, poleciały kamienie i potrzebna była interwencja policji. - Strażacy nie mogli podjeść na tyle blisko, by ją uratować - powiedział.

Sokołowski mówił także, że działania policji budziły sprzeciw niektórych osób z kamerami, które miały na kurtkach napis "organizator". Jak powiedział, osoby te utrudniały pracę funkcjonariuszom.

Wyskakiwali z tłumu

Rzecznik tłumaczył, że chuligani chronili się wśród zwykłych uczestników marszu. - To była taktyka wyskakiwania spośród uczestników marszu, robienia zadymy i potem wycofywania się - wyjaśnił. Jak jednak zaznaczył, "nie udało im się rozwinąć skrzydeł na tyle, na ile planowali."

Jak dodał, policja apelowała do organizatorów zgromadzenia, by informowali o osobach w kominiarkach. - Organizator mówił o tym, że będzie ściągał te kominiarki z głów, że będzie dążył do pełnej identyfikacji osób - powiedział rzecznik i dodał, że widział, iż ten warunek nie został spełniony.

Na pytanie, czy policja mogła dodatkowo zabezpieczyć rosyjską ambasadę, gdzie podpalono budkę strażniczą, odpowiedział: - Nie jesteśmy w stanie nigdy powiedzieć, w którym momencie, co komu przyjdzie do głowy. - Organizator nie sprawdza, co uczestnicy mają w kieszeniach czy w plecakach - powiedział.

Sokołowski dodał także, że organizatorzy, jeszcze przed 11 listopada, wyraźnie nie odżegnali się od środowiska pseudokibiców. - Gdyby organizator wyraźnie powiedział: nie chcemy was tutaj, nie widzimy was tutaj, nie idźcie z nami, to może tych ludzi by nie było - stwierdził.

- Miałem nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski z zeszłego roku i, że ten marsz będzie spokojny - powiedział Sokołowski.

Autor: db/tr / Źródło: tvn24

Czytaj także: