W zbrodniczych planach terrorystów kluczowym punktem są zakładnicy. To ich życie ma być ceną, jaką świat płaci za ignorowanie postulatów ekstremistów. W agencyjnych depeszach są anonimowymi liczbami, jednak za każdą taką liczbą kryją się najbardziej przerażające chwile w życiu. Z Polakami, którzy takie chwile przeżyli, rozmawiał reporter "Czarno na Białym" Dariusz Kubik.
Polka Teresa Borcz została porwana w Iraku w 2004 r. Stało się tak mimo, że była częścią tego społeczeństwa, bo w Bagdadzie mieszkała od 30 lat. Jednak pewnego dnia pod jej domem zjawili się terroryści.
- To był taki paniczny strach, kiedy człowiek traci możliwość ruchu i czuje taką suchość w ustach, że nie jest w stanie wykrztusić słowa - wspomina Polka. Za jej uwolnienie zażądali okupu i wycofania polskich wojsk z Iraku. Więzili ją przez trzy tygodnie.
- Byłam sama w niewielkim pomieszczeniu cztery na cztery metry z zasłoniętymi oknami. Na każdy ruch koca w oknie wpadali z pistoletami i chcieli mnie zastrzelić - wspomina Polka. Borcz przyznaje, że przez cały czas, kiedy więzili ją terroryści nie spała, nie czuła jednak zmęczenia. - W ogóle nic nie czułam - wspomina.
"Wrzaski, krzyki, groźby"
Marek Niski, kapitan statku "Sirius Star" miał z kolei do czynienia z somalijskimi piratami. W 2008 r. uprowadzili tankowiec, żądając 25 milionów dolarów okupu. To, co - jak się wydawało - zdarza się wyłącznie w sensacyjnych filmach, okazało się brutalną rzeczywistością. - Liczyłem, że mogę nie wrócić - przyznaje Niski.
Do dziś zachowuje się, jak prawdziwy kapitan, tak jakby nadal odpowiadał za swoją załogę. O własnych emocjach mówi niewiele, o swojej roli także. - Była rola do odegrania i trzeba było ją odegrać i tyle - ucina. Wspomina, że porywacze ciągle czegoś od niego chcieli, w dzień i w nocy. Dzwonili, żeby przyszedł na kapitański mostek. - Były wrzaski, krzyki, groźby. Mnie do dzisiaj zostało to, że się wzdrygam na dźwięk telefonu - przyznaje kapitan Niski.
Na emocjonalnej bombie
Los porwanego to życie na emocjonalnej bombie. - Jest to strach i metoda obronna jest taka, przynajmniej dla mnie taka była: natychmiastowy plan działania, co zrobić, żeby jak najwięcej informacji uzyskać, które mogłyby mi pomoc - mówi Teresa Borcz.
Na bieliźnie notowała nazwiska porywaczy i rysowała plan budynku, w którym ją przetrzymywali.
Do dziś nieznane są pełne okoliczności jej uwolnienia. - Pamiętam ostatnią rzecz, zobaczyłam polskiego ambasadora i straciłam przytomność - wspomina kobieta.
Już nigdy nie wróciła do Iraku mimo, że nadal ma tam dom. Do dziś toczy walkę, ale już sama ze sobą. - Walczę z wrażliwością, bo po tym, co ja przeszłam, to wyzwala tak nieziemska wrażliwość, że na niektóre rzeczy nie mogę patrzeć. Nie oglądam w ogóle filmów - mówi Borcz.
(...) - Do tej pory nie mogę normalnie spać. Siedzę do godz. 3- 4 nad ranem, kiedy już jestem strasznie zmęczona, przychodzą mi do głowy te straszne obrazy - wspomina pani Teresa.
Wszyscy mieli dość
"Sirius Star" został uwolniony, ale trzeba było zapłacić trzy miliony dolarów. Ładunek wrócił do portu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Nikomu z załogi nic poważnego się nie stało. - To nie było tak, że to były jakieś wielkie wybuchy radości. Oczywiście wszyscy się cieszyli, to było widać, ale bardziej jeszcze było widać ten stres i to zmęczenie, i to, że wszyscy mieli tego dość - wspomina kapitan Niski. Po roku znowu stanął na kapitańskim mostku, ale tamte wydarzenia - jak podkreśla - na zawsze go zmieniły. - Nie ma tak, żeby jakieś skutki nie pozostały, to po prostu niemożliwe. Ja jestem taki jakiś bardziej niecierpliwy - zaznacza.
Autor: MAC//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24