- Państwo polskie na pewno pomogło mi w podjęciu tej decyzji, nie powiem, że było inaczej. Szczególnie opieszałość, całkowity brak zainteresowania ze strony nie tylko ekipy rządzącej, mówiąc szczerze, ale też innych polityków - mówi Andrzej Żydek o powodach, przez które 23 września ubiegłego roku zdecydował się podpalić przed kancelarią premiera. Reporterom "Czarno na Białym" udzielił jedynego jak na razie wywiadu.
Andrzej Żydek przez ponad trzy lata bezskutecznie próbował walczyć z nieprawidłowościami w warszawskim urzędzie skarbowym, w którym pracował. W efekcie swoich działań stracił pracę. Zawiedziony postawą państwowych urzędników, będąc w trudnej sytuacji finansowej, zdecydował się na desperacki krok. - Podjąłem decyzję, jaką podjąłem, na szczęście okazało się, że mi nie do końca się udało, więc żyjemy dalej - mówi.
23 września 2011 r.
Świat runął mi na głowę, zostałam sama z trójką dzieci. Miesiąc nie jadłam nie spałam, na tabletkach uspokajających byłam i czułam, że się staczam. Renata Róg-Żydek
23 września ubiegłego roku Żydek targnął się na swoje życie. Podpalił się dokładnie naprzeciwko Kancelarii Premiera. Uratowali go pracownicy Biura Ochrony Rządu. Co doprowadziło go do tak desperackiego kroku? Pan Andrzej pracował w urzędzie skarbowym na warszawskiej Pradze. I to tam - jak twierdzi - natknął się na szereg nieprawidłowości, do jakich dochodziło w jego referacie.
Nikt nie reagował
Zdaniem pana Andrzeja, polegały one m.in. "na bezprawnym przetrzymywaniu przez lata zawiadomień o podejrzeniach popełnienia przestępstw czy też wykroczeń skarbowych". - Nie nadawano temu biegu, co powodowało, że przynajmniej w 2007 roku przedawniło się ok. 80 takich postępowań w sprawach karnych.(..) Dodatkowo gdy wszczynałem jakieś postępowanie karne, okazywało się później, że tego postępowania nie ma - wyjaśnia.
Ministerstwo nabiera wody w usta
Z tą wiedzą próbował coś zrobić, a pierwszym krokiem, który zrobił, było poinformowanie Ministerstwa Finansów. Reakcja była szybka - w 2008 roku ministerstwo skontrolowało urząd, a on sam stracił pracę. Ministerstwo Finansów nie ujawniło swojego raportu, wiadomo jednak, że wykryto nieprawidłowości.
Raport Izby Skarbowej wykazał, że dwa lata po po tym, jak Andrzej Żydek informował o łamaniu prawa, w praskiej skarbówce nic się nie zmieniło. W raporcie można przeczytać o "opóźnieniach sięgających kilku lat przy podejmowaniu decyzji podatkowych wobec podatników", "dopuszczaniu do przedawnienia karalności czynu" czy "niewłaściwej dokumentacji, która uniemożliwiała ustalenia liczby zawiadomień o naruszeniu prawa podatkowego". Mimo takich wniosków wiosną 2011 roku prokuratura, która prowadziła dochodzenie w tej sprawie, umorzyła je.
Ile kosztuje "sprawiedliwość"?
Prokuratura pokazała innym pracodawcom, że mężczyzna po prostu kłamał, więc nikt inny nie zdecydował się go zatrudnić. W efekcie 5-osobowa rodzina została z 3 tysiącami zł dochodu i z kredytem. Popadła w długi, a rozpaczliwy akt przed kancelarią premiera, był uwieńczeniem dramatu. Po podpaleniu się mężczyzny prokuratura wznowiła śledztwo. Teraz zapewnia, że weźmie pod uwagę raport Izby Skarbowej z 2009 roku.
Życie toczy się dalej
Prosiłbym premiera żeby nie wypowiadał się w sprawach o których nic nie wie, bo kontrola wykazała, że miał rację. Andrzej Żydek
Dziś cała rodzina wyjechała na południe Polski, zaszyła się w górskiej miejscowości, by móc już na spokojnie dojść do siebie i wrócić do Warszawy, do normalnego życia.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24