Przy pustych ławach rządowych i śmiejącej się sali doszło do debaty nad powołaniem "komisji hazardowej". Opozycja drwiła, że reprezentanta rządu nie ma dlatego, bo wszyscy są na cmentarzu, na którym "montują nową aferę". - A Tusk jest na polu minowym - dodawała Beata Kempa z PiS. PO się broniła: - Chodzi nam tylko o prawdę. Ona jest tylko jedna i leży tam, gdzie leży - argumentował Sebastian Karpiniuk.
Kiedy w Sejmie rozpoczęła się debata nad powołaniem komisji śledczej do zbadania afery hazardowej, rządowe ławy świeciły pustkami - nie było żadnego ministra, ani premiera. Nie uszło to uwadze PiS-u. Poseł Marek Suski domagał się przerwy i wznowienia obrad, kiedy na sali plenarnej pojawią się przedstawiciele rządu. - Gdzie jest rząd? - dociekał Suski.
- Na cmentarzu - rzucił któryś z posłów opozycji, nawiązując w ten sposób do miejsca, w którym z biznesmenem z branży hazardowej spotkał się były szef klubu PO Zbigniew Chlebowski.
- Do Wszystkich Świętych jeszcze kilka dni - upomniał posła marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.
Miro był w rządzie Tuska, nie Kaczyńskiego
Wcześniej poseł Arłukowicz, który z ramienia Lewicy ma zasiadać w komisji hazardowej apelował do premiera i polityków PO, by odrzucili polityczną agresję i nie byli sędziami we własnej sprawie. - Żebyście podjęli politycznie trudną decyzję i poparli projekt uchwały, który pozwoli wyjaśnić aferę hazardową. Historia jest dla historyków, polityka jest dla polityków - dowodził poseł Lewicy. I apelował do premiera: - Jeśli zależy panu, panie premierze, na wyjaśnieniu sprawy, to niech powściągnie pan historyczne zapędy swoich posłów. Polityczno-śledcza archeologia służy rozmydlaniu sprawy, i temu, by komisja nie skończyła pracy przed końcem kadencji.
Nawiązał w ten sposób do projektu PO, według którego, komisja hazardowa miałaby badać prace nad ustawą hazardową poczynając od rządów SLD (od 2002 roku), poprzez rządy PiS-u, a kończąc na wygłoszeniu w Sejmie informacji rządu PO-PSL w tej sprawie (październik 2009).
Lewica chce, by komisja hazardowa wyjaśniła aferę, która wybuchła, kiedy premierem był już Donald Tusk. - Miro (były minister sportu Mirosław Drzewiecki, którego nazwisko obok nazwiska Zbigniewa Chlebowskiego pada w kontekście afery hazardowej) nie był ministrem rządu Millera, Kaczyńskiego czy Marcinkiewicza, tylko Tuska - dowodził Arłukowicz.
"Wyjaśnijmy działanie CBA"
Propozycja Lewicy to siedmiu członków komisji hazardowej. Jak przekonywał Arłukowicz, taka liczba pozwoli na podział miejsc między klubami zgodnie z parytetami. A jednocześnie pozwoli na sprawną pracę.
Komisja hazardowa miałaby wyjaśnić: źródła wycieku materiałów CBA dotyczących afery hazardowej, a także, czy podczas prac nad nowelizacją ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych doszło do złamania procedur. Sejmowi śledczy mieliby też - według SLD – ustalić odpowiedzialność osób, które odpowiadały za przygotowanie projektu ustawy i zabezpieczenie interesów ekonomicznych państwa, a także zbadać nieformalne relacje między politykami, przedstawicielami administracji rządowej a biznesmenami z branży hazardowej.
- Trzeba sprawdzić legalność działania CBA. Jeśli rzeczywiście jest tak, że służby specjalne osaczają rząd, oznacza to, że z polską demokracją dzieje się źle i my jesteśmy powołani, żeby to wyjaśnić - dowodził Arłukowicz.
Poseł Lewicy przekonywał też, że trzeba wyjaśnić, czy polskie prawo tworzą dziś zdyszani i zmęczeni politycy, którzy wpadają zziajani do Sejmu po cmentarnym joggingu tylko na chwilę, żeby tworzyć ustawy, na które się wcześniej z kimś umówili.
- Również instytucje nie są przygotowane do ustanowienia prawa, bo zasiadają w nich ci, którzy są kolegami spoconych, zdyszanych polityków - stwierdził Arłukowicz.
Legislacja na cmentarzu
W imieniu PiS wystąpiła posłanka Beata Kempa. - Okazało się, że w Polsce proces legislacyjny zamiast tutaj, odbywał się na cmentarzach – mówiła posłanka odnosząc się do tajnych rozmów Zbigniewa Chlebowskiego z biznesmenami z branży hazardowej.
- Mamy do czynienia ze skorumpowaniem procesu legislacyjnego – mówiła Kempa i pytała posłów PO przekonujących, że żadnej afery nie ma: - Jeśli to nie jest aferą, to co jest aferą?(…) Jeśli to nie afera, to wytłumaczcie dlaczego prokuratura wszczęła śledztwo?
Pozakładali Tuskowi miny
Kempa obrazowo przedstawiła również sytuację w rządzie Donalda Tuska. - Tusk stoi na polu minowym, ale te miny pozakładali mu jego przyjaciele – mówiła posłanka, dodając, że teraz, w ramach komisji śledczej „na pole minowe nie wysyła inteligentnych saperów, ale wysyła cekaemy”.
- Kraj nasz jest w bardzo głębokim kryzysie – mówiła Kempa, podkreślając to co w tej sprawie dla niej jest najbardziej uderzające: - Biznesmeni z branży hazardowej byli przeświadczeni, że premier zatańczy, tak jak mu zagrają.
Na poparcie swojej tezy przypomniała stenogramy rozmów biznesmenów, którzy zastanawiali się jak usunąć z rządu wiceministra Jacka Kapicę. - Tu jest olbrzymie zagrożenia dla państwa – podkreśliła Kempa.
PiS domaga się wyjaśnień
Następnie przedstawiła, co według PiS powinna wyjaśnić komisja śledcza. PiS uważa, że należy wyjaśnić rolę w tej sprawie wicepremiera Grzegorza Schetyny (w związku ze spotkaniami z biznesmenami), Adama Szejnfelda (w związku z pismami wysyłanymi przez niego) i Jacka Kapicy.
Także Donald Tusk powinien znaleźć się w obszarze zainteresowań komisji. – Dlaczego nie podjął działań zaradczych w celu zabezpieczenia procesu legislacyjnego? – pytała Kempa dodając, że komisja powinna też zbadać rolę w aferze Mirosław Drzewieckiego i Zbigniewa Chlebowskiego.
PiS chce również zbadać związek między poinformowaniem przez CBA premiera o aferze hazardowej, a sprawą przeciwko szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu w Rzeszowie.
- Dlaczego tej kwestii nie wyjaśnić? To jest rzecz, której PO się boi – mówiła Kempa, pytając się dlaczego odbyło się spotkanie prokuratorów w prokuraturze rzeszowskiej, gdzie zapadła decyzja o postawieniu Kamińskiemu zarzutów.
- Zbadajmy i te naciski. Przecież to było państwa hasło przez dwa lata – mówiła Kempa.
PO chce rozmyć sprawę
Posłanka projekt powołania komisji śledczej autorstwa PO nazwała propozycją rozmycia sprawy.
Zamiast rozmywania zaś należy, według Kempy „skupić trzeba się na kwestiach najważniejszych”. - Trzeba zdiagnozować, jakie mechanizmy zachodzą w tym rządzie, że dzieją się rzeczy skandaliczne – mówiła Kempa.
- Na taki sposób procedowania nie ma zgody Prawa i Sprawiedliwości – podkreśliła posłanka PiS. Dodała też, że jej klub sprecyzował zakres przedmiotu badanego przez komisję od 16 XI 2007 do 13 X 2009.
Kempa skrytykowała też pomysł PO, by przewodniczącym komisji był przedstawicielem koalicji: - Niedopuszczalna jest propozycja przewodnictwa i bycia sędzią we własnej sprawie – mówiła posłanka.
"Prawdy i tylko prawdy"
- Chcecie badać państwo wszystko, czyli w zasadzie nic – podsumowała Kempa, zadając na koniec wystąpienia kilka pytań: - Czy w państwie według Donalda Tuska przestrzega się demokracji? Czy w państwie według koncepcji Donalda Tuska liczyć się będzie prawda, czy też nadrzędność tych uwikłanych w afery?
- Nie chcemy wojny, chcemy prawdy. Apelujemy do pana – prawdy i tylko prawdy – mówiła Kempa pod adresem premiera.
Karpiniuk: Prawda, uczciwość i rzetelność
Jako trzeci na mównicy pojawił się Sebastian Karpiniuk, który miał bronić wniosku Platformy. Zaczął zaskakująco, od tego, że "z ogromnym zainteresowaniem wysłuchał obu wnioskodawców". Ale, jak się okazało, zdanie to było tylko pretekstem do ataku. - Odnoszę nieodparte wrażenie, że te wnioski pisała jedna osoba. Proces zacieśniania koalicji SLD-PiS galopuje, co nijak ma się do prawdy – kontynuował.
Później Karpiniuk, który z ramienia PO odpowiedzialny był za przygotowanie projektu uchwały o powołaniu komisji śledczej, tłumaczył dlaczego zakres jej prac powinien być taki szeroki. - Nie może być tak, że w Polsce zakres pracy w komisji śledczej wyznacza ustępujący szef służb specjalnych. My jako parlamentarzyści nie możemy być zakładnikami Mariusza Kamińskiego – podkreślał.
Z każdą minutą posłowie PiS i Lewicy coraz bardziej tracili cierpliwość. Pierwsze głośne śmiechy przerwały posłowi PO gdy powiedział, że Platforma "proponuje prawdę, uczciwość i rzetelność".
Posłowie opozycji co chwilę rzucali pod adresem przemawiającego Karpiniuka kąśliwe uwagi, albo śmiali się. Dwa razy uciszał ich marszałek Stefan Niesiołowski. Poseł PO konsekwentnie tymczasem bronił stanowiska, dlaczego komisja powinna zająć się badaniem afery na przestrzeni aż trzech rządów: Bo każdy ma coś na sumieniu - próbował przekonać.
"Nie można stać tyłem do prawdy"
Do Lewicy Sebastian Karpiniuk zaapelował o "poświęcenie". - Nie jest wiarygodny ten, kto tyłem stoi do prawdy. A wy proponujecie ćwierćprawdę. Mam nadzieję, że będziecie w stanie stawić czoła całej prawdzie, bo prawda jest tylko jedna i leży tam gdzie leży – mówił, zwracając się ku lewej części sali.
Później znów wrócił do wytykania błędów PiS-owi. - Rozumiem, że niektóre rzeczy z tego co mówię mogą być dla was niewygodne – podkreślał. Na koniec, pośród śmiechów posłów, zaapelował: - Proszę wszystkie stronnictwa w tej izbie żebyśmy wspólnie nie zamiatali tego pod dywan. Niech każdy z nas podniesie róg tego dywanu i pokaże, że nic pod nim nie ma. (…) W obliczu wspólnej troski o prawdę, której jak mniemam państwo również hołdujecie, zwracam się do SLD i PiS żebyście wsparli projekt, który dokładnie do tego zmierza – poprosił.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24