Urządzenia miały kontrolować zachowanie pracowników restauracji, a nie nagrywać gości salki dla VIPów - tak według naszych nieoficjalnych informacji tłumaczą się śledczym właściciele warszawskiego lokalu. Prokuratorzy nie mogą sprawdzić ich wersji, póki oficjalnego zawiadomienia o przestępstwie nie złoży Tomasz Siemoniak.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała w piątek, że wszczęła w sprawie podsłuchów postępowanie sprawdzające (poprzedza ewentualną decyzję o wszczęciu śledztwa). Oskarżyciele nic poza tym na razie nie mogą zrobić. Nie mogą oficjalnie wykonywać żadnych czynności. Problem kryje się w zawiłościach prawa karnego.
Ściganie na wniosek pokrzywdzonego
Przestępstwo nielegalnego nagrywania jest ścigane na wniosek osoby pokrzywdzonej. - Nie wystarcza, że Służba Kontrwywiadu Wojskowego odkryła instalację i poinformowała o tym policję - podkreśla jeden z naszych rozmówców z prokuratury. Dodaje, że funkcjonariusze zabezpieczyli urządzenia, a także komputery stacjonarne, laptopy i twarde dyski. Całość przekazali prokuraturze rejonowej na Mokotowie.
Szefostwo prokuratury zdecydowało jeszcze o przeniesieniu sprawy ze szczebla rejonowego do okręgowego. Ale tylko tyle mogli zrobić.
Do wszczęcia śledztwa konieczny jest bowiem wniosek pokrzywdzonego, czyli wicepremiera i ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka. To on miał zjeść obiad ze swoim gościem, holenderską minister obrony Jeanine Hennis-Plasschaert, właśnie w tej salce, gdzie znaleziono podsłuch. - Nasi wojskowi prawnicy analizują sprawę. Jeśli decyzja zostanie podjęta, będziemy informować - stwierdził w piątek rzecznik MON płk Jacek Sońta.
Wersja restauratorów
Jeżeli prokuratura rozpocznie śledztwo, sprawdzi wersję restauratorów, którzy - według naszych informacji - w obecnej fazie postępowania tłumaczyli policjantom i prokuratorom, że urządzenie zamontowanie w salce VIP służyło do kontrolowania zachowania pracowników lokalu, a nie do nagrywania gości.
Chcieliśmy oficjalnie potwierdzić nasze informacje. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak odmówił komentarza. Odesłał do swoich słów z piątkowej konferencji prasowej. Mówił na niej, że odnalezione urządzenie zostało zamieszczone w restauracji "względnie trwale". - Nie wiemy obecnie, czy rejestrowało obraz i dźwięk w tej restauracji, a jeśli tak, to kto został nagrany - stwierdził. Wyjaśnił, że rozstrzygnęłoby to postępowanie dowodowe, ale można je przeprowadzić dopiero po wszczęciu śledztwa.
Poszukiwani poszkodowani
- Zabezpieczyliśmy urządzenia i nośniki danych, w tym komputery, także z restauracji, na których nagrania mogły być rejestrowane. Zostaną wykorzystane, kiedy zostanie wszczęte śledztwo – mówił rzecznik.
Nawet jeśli by okazało się, że faktycznie właściciele restauracji zamontowali urządzenie w celu kontroli personelu obsługującego VIP-ów, nie można wykluczyć, czy za jego pomocą nie nagrywano przy okazji gości. Ale to można zbadać tylko w trakcie śledztwa. Czy do takowego dojdzie, zależy od Tomasza Siemoniaka i ewentualnie innych osób, które były gośćmi restauracji Różana i mogły poczuć się pokrzywdzone faktem zamontowania podsłuchu.
Autor: Maciej Duda (m.duda@tvn.pl), Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl