Historia reprywatyzacji w Warszawie jest dłuższa niż rządy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pojawiają się w niej również nazwiska ważnych polityków Prawa i Sprawiedliwości, których jednak komisja reprywatyzacyjna, zdominowana przez PiS, przesłuchiwać nie chce. Materiał magazynu "Czarno na białym".
Kamienica przy Nabielaka 9 to jeden z najbardziej znanych adresów w Warszawie. Tu mieszkała Jolanta Brzeska - kobieta, która stała się symbolem walki o prawa lokatorów i zginęła w tajemniczych okolicznościach.
Jedyne dotąd posiedzenie
Za reprywatyzację kamienicy odpowiada Mirosław Kochalski, który z ramienia PiS rządził Warszawą po tym, jak wybory na prezydenta Polski wygrał ówczesny prezydent stolicy, Lech Kaczyński.
W sprawie kamienicy przy Nabielaka 9 przed komisją reprywatyzacyjną zapewniał: - Nikt nie naciskał na mnie, abym podjął jakąkolwiek decyzję - mówił.
- Może miałem 5-10 minut, żeby się zapoznać, zwrócić uwagę na kluczowe elementy w tej sprawie - tłumaczył.
- Bardzo byłam zszokowana wystąpieniem pana Mirosława Kochalskiego na komisji weryfikacyjnej, bo jako jeden ze współpracowników prezydenta musiał mieć świadomość, jak to jest poważna sprawa, reprywatyzacja warszawska - mówi Elżbieta Jakubiak, była szefowa gabinetu prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. - Ja generalnie uważam, że jako sekretarz miasta nie miał prawa do zarządzania majątkiem takich rozmiarów i do zwrotów nieruchomościowych - podkreśla.
Dwa lata temu, po wygranych przez PiS wyborach, Mirosław Kochalski został wiceprezesem Orlenu.
Październikowe posiedzenie z jego udziałem było pierwszym w pracach komisji, na którym jej członkowie zajmowali się reprywatyzacją za rządów PiS w stolicy.
"Komisja jest narzędziem politycznym"
Oprócz Mirosława Kochalskiego zeznawała między innymi córka Jolanty Brzeskiej oraz ówcześni przedstawiciele Prokuratorii Generalnej. Wniosek o przesłuchanie ówczesnego wiceszefa MSW Arkadiusza Czartoryskiego - dziś polityka PiS, który miał podjąć ostateczną decyzję w sprawie kamienicy przy ulicy Nabielaka 9 - przepadł w głosowaniu.
- Komisja jest narzędziem politycznym, chce się koncentrować przede wszystkim na rządach Hanny Gronkiewicz-Waltz, kompletnie wypierając to, co było wcześniej, tak jakby cala reprywatyzacja zaczęła się w 2006 roku - mówi Robert Kropiwnicki, członek komisji reprywatyzacyjnej z Platformy Obywatelskiej.
Tymczasem Hanna Gronkiewicz Waltz w sprawie innej kamienicy - przy Noakowskiego 16 - broni się używając podobnych argumentów: że ta decyzja została wydana przez jej poprzednika, Lecha Kaczyńskiego.
- Tak nie można powiedzieć. Procedura ruszyła, natomiast sama decyzja zwrotowa nie była podjęta przez Lecha Kaczyńskiego - nie zgadza się Elżbieta Jakubiak.
Prominentni politycy PiS
Ale według dokumentów, decyzję podejmowali w 2003 roku - czyli za rządów Lecha Kaczyńskiego w stolicy - urzędnicy z jego upoważnienia. A decyzje miały zapadać, gdy w warszawskim Śródmieściu rządzili dziś prominentni politycy PiS: Jarosław Zieliński, Mariusz Błaszczak i Jacek Sasin. Czy będą wezwani przez komisję?
- Wzywanie na świadków pana Zielińskiego, Błaszczaka czy Sasina mija się z celem, bo niewiele wniosą. Nie mieli upoważnienia do podpisywania decyzji zwrotowych - argumentuje Jan Mosiński, członek komisji reprywatyzacyjnej z ramienia PiS.
Wielokrotnie była za to wzywana Hanna Gronkiewicz-Waltz. Zeznawał jej mąż, byli lokatorzy kamienicy oraz były szef Biura Gospodarki Nieruchomościami za rządów Platformy, który karierę w ratuszu zaczynał jeszcze za rządów Lecha Kaczyńskiego. Polityków PiS komisja nie wezwała.
- Prawo i Sprawiedliwość nie może mówić, że afera reprywatyzacyjna to nie my - mówi Jan Śpiewak, warszawski radny, który nagłośnił aferę reprywatyzacyjną i domaga się dymisji Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Uważa jednak, że komisja powinna sięgnąć głębiej.
- Źle się stało, że (…) w sprawie Noakowskiego 16 nie zostali przesłuchani urzędnicy z Prawa i Sprawiedliwości, to uderza w wiarygodność prac komisji. Szkoda, że tak się nie stało - argumentuje.
- Oni nie podejmowali żadnych decyzji w tej sprawie. Co najwyżej mogli zapytać urzędników, sprawując ogólny nadzór, w jakim kierunku idą te decyzje - ocenia rolę byłych burmistrzów z PiS Elżbieta Jakubiak.
Brak dużej ustawy reprywatyzacyjnej
Przez cztery lata rządów Prawa i Sprawiedliwości w stolicy, w tym trzech lat prezydentury Lecha Kaczyńskiego, ratusz zwrócił ponad 400 nieruchomości. Przez dziesięć lat rządów Platformy w Warszawie takich decyzji było prawie pięć razy więcej.
- Wtedy nie było nieuczciwej reprywatyzacji, kiedy ja byłam dyrektorem biura, a Lech Kaczyński był prezydentem - zaznacza Elżbieta Jakubiak. - Nie przypominam sobie żadnej sytuacji, w której zwrócono kamienicę czy nieruchomość, nie mając przekonania, że wraca ona do właściciela - podkreśla.
A jednak zdarzały się błędy. Warte ponad 140 milionów złotych ogródki działkowe o wielkości 30 hektarów zwrócili prywatnej spółce urzędnicy Lecha Kaczyńskiego. Stracili za to stanowiska. Dopiero rok temu, po wyroku sądu, udało się tę decyzję unieważnić.
- Piętą achillesową jest tutaj brak dużej ustawy reprywatyzacyjnej - twierdzi Jan Mosiński. - Tutaj ani nie winię Platformy ani nie winię PiS, generalnie nie udało się przeprowadzić w polskim Sejmie dużej ustawy reprywatyzacyjnej, która ewentualnie naprawiłaby szkody - mówi.
Tak mówi dziś polityk PiS. Choć po tym, jak taką ustawę w 2001 roku zawetował prezydent Aleksander Kwaśniewski, jego następcy Lechowi Kaczyńskiemu nie udało się naprawić błędów. Tym bardziej, że jako były prezydent Warszawy, miał świadomość skali problemu, a PiS miał wtedy swój rząd.
Od roku w Sejmie leży projekt ustawy reprywatyzacyjnej złożony przez Platformę Obywatelską, ale teraz aktywnością w tej sprawie wykazuje się szef komisji weryfikacyjnej Patryk Jaki. To on dwa miesiące temu zaprezentował projekt ustawy, która zakłada między innymi wypłatę odszkodowania w wysokości 20 procent wartości nieruchomości. Na razie pełną parą pracuje jego komisja reprywatyzacyjna.
Autor: mm//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24