|

PiS kontra ludzie LGBT+. Czy łańcuch i troje nastolatków wystarczą, by powstrzymać wojnę?

- Kiedy kruszy się poparcie, kiedy kończą się pieniądze, pozostaje polskiej partii rządzącej tylko jedno: zaostrzenie wojny ideologicznej - twierdzi Rafał Grupiński. Czy rzeczywiście? Opowiem, jak ta "wojna" zawiodła troje młodych ludzi na barykady, a dokładniej przed gmach ministerstwa edukacji. I w czyim imieniu przykuli się do jego bram.

Artykuł dostępny w subskrypcji

1 lipca minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek mówi PAP o fundacjach, które "rozszerzają edukację seksualną młodzieży" i w ten sposób ją "demoralizują". Chodzi o ustalanie, komu wolno wchodzić z zajęciami do szkół.

Laura Kwoczała, Wiktoria Magnuszewska i Franek Broda - których niemal miesiąc później przykutych przed budynkiem MEiN, będzie oglądać w mediach cała Polska - nie czują się "zdemoralizowani". Raczej "wkurzeni", bo w edukacji seksualnej nie widzą żadnego zagrożenia, a szansę dla swoich rówieśników.

4 lipca w publicznej telewizji minister Czarnek przekonuje, że "nie wie, co to znaczy homofob" i "kocha ludzi mądrą miłością".

Jednak Wiktoria i Franek nie czują się kochani, bo w kolejnym zdaniu minister dorzuca: "nie chcę, żeby ktoś ze swoją orientacją seksualną, i to w sposób wulgarny i prymitywny, wychodził na ulice i mówił, że to jest norma". 18-letni Franek kilka miesięcy wcześniej dokonał coming outu (gdy okazało się, że jest siostrzeńcem premiera Morawieckiego o licealiście zrobiło się głośno), a Laura i Wiktoria nieraz brały udział w marszach równości.

5 lipca zaczynają się już trochę obawiać. Wprawdzie minister Czarnek nie powiedział tego dnia nic specjalnie bolesnego, ale za to prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustaw o systemie oświaty i o finansowaniu zadań oświatowych. Zgodnie z nią Czarnek będzie mógł ustanawiać i finansować programy edukacyjne. Laura, Wiktoria i Franek boją się nawet myśleć, co to będą za programy.

Oni z totalitaryzmami nie czują się związani, ale powodów do krytyki ministra - i jego ludzi - im nie brakuje. Jeszcze tego samego dnia (choć zrobi się o tym głośno dopiero kilka dni później) doradca Czarnka prof. Paweł Skrzydlewski mówi w "Naszym Dzienniku" o "gruntowaniu cnót niewieścich", które dla młodych są co prawda dość memiczne, ale - jak się okazuje - również przerażające (bo łatwo im wyobrazić sobie świat, w którym te "cnoty" zamykają kobiety w domach i stereotypowych rolach).

A tu już 11 lipca ojciec Tadeusz Rydzyk nazywa Czarnka "najlepszym ministrem edukacji po wojnie" i stwierdza, że osoby mu przeciwne "nie kochają Polski i Boga".

Laura, Wiktoria i Franek nie chcą być rozliczani z miłości do kraju, za to czują się z każdej strony atakowani. Zaś minister nie może nachwalić się prof. Skrzydlewskiego, z dumą mówiąc: "my genderowcami nie jesteśmy".

Tym, którym wypowiedzi o cnotach niewieścich się nie spodobały, minister mówi, że zrozumieli je "w sposób nieprawdopodobnie prymitywny".

20210719_151532
Protest "Gruntujemy Cnoty Niewieście"
Źródło: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl

15 lipca w Telewizji Republika minister kontynuuje: "Życzymy sobie, żeby prezentowanie poglądów odmiennych konserwatywnych i chrześcijańskich także nie spotykało się z ostracyzmem i na przykład prześladowaniem".

- Kto tu jest prześladowany?! - zastanawia się młodzież sprzed MEiN. A minister już 19 lipca pytany o edukację seksualną grzmi: "Naszych dzieci proszę nie demoralizować, wara od naszych dzieci!"

Potem jeszcze jest wniosek o wotum nieufności (21 lipca), gdzie w debacie sejmowej wśród najczęściej padających słów znajdują się: "ideologizacja" i "ideologia" (aż 22!), "demoralizacja" i "seksualizacja". Największą obrazą jest tego dnia słowo "lewacki", a wrogiem ministra i rządu "lewackie bojówki". Dla porównania "prawa uczniów" padły tego wieczora raz, "zaufanie" ani razu, a "wychowanie" 28 razy, ale raczej w kontekście tego, że PiS najlepiej wie, jak rodzice chcieliby wychowywać dzieci.

Jak wyglądała debata o edukacji w Sejmie?
Jak wyglądała debata o edukacji w Sejmie?

Laura, Wiktoria i Franek nie mają wątpliwości - trzeba iść przed ministerstwo i zmusić ministra do słuchania. - Nie jest łatwo się zdobyć na coś takiego, długo się zbieraliśmy - mówią mi. Dlaczego właśnie teraz?

Przepraszamy za utrudnienia

MEiN zablokowali pod hasłem: "Przepraszamy za utrudnienia, mamy ministra Czarnka do obalenia". Mieli ze sobą transparenty, m.in. "LGBT+ to ludzie", "macie krew na rękach", "ugruntuj swoje cnoty", "zabronili kochać, wolno się bać".

- Nie jestem tu sam - podkreślał wielokrotnie, siedząc przed ministerstwem, Franek Broda (rocznik 2003). A gdy dziennikarze pytali, czy wujek wie, że protestuje, odpowiadał, że trzeba spytać wujka. Miał w sobie wiele cierpliwości, gdy powtarzał, że Mateusz Morawiecki w obecnej sytuacji jest dla niego przede wszystkim "premierem kraju". Prywatnie jest synem jego najstarszej siostry.

- Jesteśmy tu razem i razem będziemy opowiadać o powodach - podkreślał w poniedziałek Franek. A te powody to nie tylko obraźliwe i homofobiczne wypowiedzi ministra (protestujący mieli ze sobą głośnik i nagranie, na którym odczytywano słowa Czarnka o ideologii LGBT, roli rodziny, prawach kobiet), ale i planowane zmiany w nadzorze pedagogicznym.

- Protestujemy przeciw lex Czarnek - tłumaczyła Laura. - Nie chcemy, by szkołami kierowali kuratorzy oświaty, widzimy w tym zagrożenie dla autonomii uczniów i nauczycieli - podkreślała.

20210726_101357
Aktywiści z Młodzieżowego forum LGBT+ przypięli się do bramy Ministerstwa Edukacji i Nauki
Źródło: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl

Dwa pociągi i metro

Jak wyglądała droga przed MEiN? Najpierw Laura (tegoroczna maturzystka z Oleśnicy) poznała Franka. Spotkali się we Wrocławiu, gdzie chłopak na co dzień mieszka, na wiecu Rafała Trzaskowskiego. Laura działała już wtedy w młodzieżówce partyjnej.

- Podszedł i powiedział, że chciałby zorganizować protest pod hasłem "LGBT+ to ludzie", zachęcał nas do włączenia się - wspomina Laura. I przyznaje: - Na początku byłam trochę uprzedzona na samo hasło "siostrzeniec premiera". Nie rozumiałam wtedy jeszcze, przez co on musi przechodzić, gdy jego aktywizm i zaangażowanie przedstawiane są jako coś robionego "na złość rodzinie". Ale teraz, gdy się znamy, wiem, jaki jest autentyczny.

Wiktorię poznali, gdy ta założyła młodzieżową grupę Forum LGBT+, która dziś jest kolektywem. Zaprosiła Franka i Laurę, by byli ambasadorami grupy.

Laura (rocznik 2002) pierwszą demonstrację zorganizowała jesienią 2020 roku we Wrocławiu, gdy dowiedziała się, że Przemysław Czarnek ma zostać ministrem. - Czułam ogromny stres, pan Czarnek dał się poznać ze skandalicznych, homofobicznych wypowiedzi i posługiwania się historią w celach politycznych. Nie chciałam, żeby ktoś taki kierował szkołami - wspomina. Do działań w Młodzieżowym Forum LGBT+ zaprosiła Franka i Wiktorię. - Od tego momentu robiliśmy razem wiele rzeczy i niemal każda dotyczyła edukacji - mówi.

Po jednym ze spotkań w ramach projektu Tour de Konstytucja siedzieli w kawiarni. Jak często w tym gronie rozmawiali o formach obywatelskiego nieposłuszeństwa i o tym, jak łatwo władzy ignorować protesty. Laura żartem rzuciła, że żeby zwrócić ich uwagę, musieliby się przypiąć do bramy… a Wiktoria z Frankiem krzyknęli: - Superpomysł, zróbmy to!

Po tygodniu zaczęli planować akcję, a kolejne wypowiedzi i plany ministra tylko utwierdzały ich w przekonaniu, że potrzebne są radykalne działania.

Noc przed spali nieco ponad godzinę, bo po zjechaniu się do Warszawy długo rozmawiali. Przed ministerstwem kręcili się już po godz. 4, by przygotować się do akcji. Wcześniej dowiedzieli się, że grozi im mandat, bo to, co chcą zrobić, może zostać uznane za wykroczenie.

To było dla nich ważne. Laura już raz na własnej skórze przekonała się, że aktywizm może skończyć się poważnym konfliktem z prawem. Po Strajku Kobiet w Oleśnicy, w którym brała udział, prokuratura wszczęła postępowanie. - Czekamy teraz na opinię biegłego, czy na proteście można było zarazić się koronawirusem - mówi dziś.

W Warszawie ostatnie, co usłyszała, nim akcja się zaczęła, to ochroniarz mówiący: "hej, hej, tu nie wolno, bo zablokujecie wjazd". Laura pomyślała: "Świetnie, o to właśnie chodzi!".

To Wiktoria (rocznik 2001, ale nie skończyła jeszcze 20 lat) wiozła do Warszawy ciężki łańcuch przez pół Polski (dwa pociągi z Bielska-Białej, a potem metro). - Kupiłam go w sklepie budowlanym, zabrałam dwóch kolegów, ale nie wiedzieli, po co go kupuję. Zdziwili się dopiero, jak zaczęłam ich nim obwiązywać, żeby sprawdzić, ile metrów potrzebuje. Zaufali mi, wiedzieli, że użyję go w dobrych celach - opowiada.

Gdy Franek i Laura poszli rozmawiać z wiceministrem Rzymkowskim, to Wiktoria pilnowała wejścia
Gdy Franek i Laura poszli rozmawiać z wiceministrem Rzymkowskim, to Wiktoria pilnowała wejścia
Źródło: Justyna Suchecka / tvn24.pl

W poniedziałek to ona pilnowała miejsca przed ministerstwem i tego by nie zabrano im łańcucha, którym się przypięli, gdy Franek i Laura weszli do środka, by porozmawiać z wiceministrem Tomaszem Rzymkowskim, który po sześciu godzinach protestu zaprosił ich do środka. W kulminacyjnym momencie wokół ich stanowiska ustawionych było 30 policjantów i pięć radiowozów.

Protest młodych przed Ministerstwem Edukacji i Nauki
Protest młodych przed Ministerstwem Edukacji i Nauki
Źródło: Justyna Suchecka, tvn24.pl

Przetrwać i zostać usłyszanym

- Cel był taki, żeby przetrwać jak najdłużej, żeby zostać wysłuchanym, a to się udało - mówi Laura.

- To był akt frustracji i bezsilności, które narastały przez tak długi czas - podkreśla Wiktoria, która na co dzień studiuje w Londynie (choć w ubiegłym roku zajęcia odbywały się zdalnie). I dodaje: - Łatwo jest wyjechać, ale to nie sprawia, że zapominasz o tym, jak wielu ludzi jest narażonych na niebezpieczne reformy i propagowanie nienawiści. Nie mogę się od tej myśli uwolnić - dodaje. Wiktoria jest już wprawiona w aktywizmie - prowadziła grupy zajmujące się uczniowskimi problemami, brała udział w protestach, zdobywała mikrogranty na projekty społeczne.

Na 20 sierpnia zaplanowano spotkanie aktywistów z ministrem Czarnkiem. - Nie liczyliśmy na cud, wiedzieliśmy, że nie zostanie odwołany, ale wciąż wierzymy, że może zmienić swoją szkodliwą retorykę - mówi Laura.

Planowane spotkanie to efekt wizyty u wiceministra Rzymkowskiego.

Franek: - W czasie naszej rozmowy wiceminister wielokrotnie mówił, że najważniejsze dla niego jest, żeby ludzie szanowali innych ludzi. To przecież tak jak dla nas. Dlatego mam nadzieję, że rozmowa z nami zostanie potraktowana poważnie.

Rzymkowski po spotkaniu powiedział dziennikarzom, że "chciałby aby takie dialogi odbywały się na sejmowych komisjach z przedstawicielami opozycji". I chwalił umiejętność prowadzenia rozmowy protestujących.

2607N297XR PIS DNZ OTREBA KURATORZY
Protest pod bramą ministerstwa edukacji
Źródło: TVN24

Wiktoria: - Najważniejszym momentem w poniedziałek była demonstracja solidarnościowa. Nie planowaliśmy jej, zakładaliśmy, że będziemy tam sami, a jednak ludzie przyszli, by nas wesprzeć. Od początku podkreślaliśmy, że nie robimy tego dla siebie, że to większa sprawa, że mówimy w imieniu tych, którzy są wykluczani… jednak to, jak ludzie przynosili wodę, koce, materac, a gdy zaczęło padać, pelerynki, dodawało nam sił, zapalało do dalszej walki - dodaje.

Franek: - To, co się wydarzyło, ilu ludzi się zaangażowało, ilu wsparło, jest poruszające. I myślę, że pokazuje jak ważna to sprawa.

Wiktoria przyznaje też, że gdyby miała to robić tylko w swoim imieniu, pewnie nie miałaby odwagi. - Ale wiedziałam, że chodzi o wielu ludzi, którzy są narażani na systematyczną dyskryminację, co jest obrzydliwe.

Służby prasowe resortu w mediach społecznościowych napisały jeszcze w poniedziałek: "Dziękujemy protestującym przed gmachem ministerstwa za bardzo dobre spotkanie z wiceministrem Rzymkowskim. Z uwagą wysłuchaliśmy młodych ludzi, spotkanie pozwoliło na poznanie ich postulatów".

Co w ministerstwie usłyszeli, tego dowiemy się pewnie wkrótce.

Wiktoria: - To w rękach ministra jest to, co będzie dalej. Wiemy, że nie powie "rozumiem, podaję się do dymisji", ale wciąż może wziąć odpowiedzialność za swoje słowa. Oczekiwania, oczywiście, mamy duże, ale nadzieje nieco mniejsze.

Tusk wrócił, znów trzeba walczyć

Na razie wraca pytanie: dlaczego wojna wokół społeczności LGBT+ znów rozgorzała? Pytam o to socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Przemysława Sadurę, a on na dobry początek przypomina, kto głosuje na PiS i co wynika z niedawnych badań na temat programu "500 Plus".

- Partia rządząca ma dwa elektoraty: "500 Plus" i taki, który ze Sławomirem Sierakowskim nazwaliśmy "500 Minus" - zastrzega prof. Sadura. - Ta druga grupa zagłosuje na PiS, nawet gdyby to przestało finansować programy socjalne. Pamiętajmy, że w obu tych grupach jest elektorat twardy i miękki, potencjalny, o który trzeba bardziej dbać.

Ale jak to się ma do tematu LGBT? - zapytacie.

- Cała historia komunikacji społecznej PiS to naprzemienne pompowanie przekazu dla jednego lub drugiego elektoratu - mówi Sadura. - Z rzadka próbują się przełamać, skierować coś do młodzieży, miejskich wyborców, tak było na przykład z "Piątką dla zwierząt", bo prawa zwierząt raczej nie interesują twardego elektoratu tej partii. Ale w praktyce nie wychodzi im to najlepiej. A teraz, po okresie epatowania środkami unijnymi, Polskim Ładem, czas, by zadbać o elektorat "500 Minus", ten, na który już w przeszłości kampanie szczucia działały - dodaje.

Z badań Sadury i Sierakowskiego wynika, że przed poprzednimi wyborami to zadziałało. - Prowadziłem wywiady focusowe i widziałem, jak ludzie mocno angażowali się w temat LGBT, jakie wzbudzał w nich emocje - wspomina socjolog.

Zaraz, zaraz… przecież teraz żadnych wyborów nie ma! - przerywam opowieść.

Ale i na to prof. Sadura ma odpowiedź: - Teraz do Polski wrócił Donald Tusk, który natychmiast rozpoczął opowieść, że oto mamy w kraju do czynienia z konfliktem moralnym, dochodzi tu do walki dobra ze złem, sił jasności i ciemności. To taki niemal archetypiczny podział, który ma miejsce w każdej wielkiej opowieści. A PiS tę opowieść uwielbia, choć "dobro" i "zło" naturalnie definiuje inaczej niż Tusk. I znów mamy w Polsce grę na polaryzację - dodaje.

tusk 3
Tusk o edukacji i głosowaniu nad wnioskiem o odwołanie Przemysława Czarnka
Źródło: TVN24

Ale dlaczego właśnie LGBT? - Bo przeciwnicy Tuska muszą być "najtwardsi z najtwardszych", a to oznacza, że muszą być mocniejsi, siłę odbierając Solidarnej Polsce i Konfederacji, do której wyborców trafia przekaz anty-LGBT - ocenia Sadura.

To nie polityczny spryt

Inny socjolog prof. Krzysztof Podemski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, nie przeceniałby jednak strategii politycznych partii rządzącej. "To nie polityczny spryt" - podkreśla.

- Myślę, że ta władza przyciąga do siebie wielu wyborców, którzy potrzebują takiej retoryki, ale politycy PiS jej nie kreują, oni zwyczajnie czują tak samo - mówi prof. Podemski. - Przyciągają osoby, które mają problemy z własną seksualnością i fanatyków religijnych z kręgu Ordo Iuris i dawnego ZChN, którzy żyją w takiej ultrakonserwatywnej bańce i mają skłonności, podobnie zresztą jak strona liberalna - wierzyć, że inny świat nie istnieje. Oni są przekonani, że Polska to kraj takich samych konserwatywnych, tradycyjnych ludzi jak oni. A że przy okazji mogą się podlizać Kościołowi, który dość jawnie wspiera PiS, to świetnie się dla nich składa - dodaje socjolog.

Zdaniem prof. Podemskiego znaczenie badań, które - jak głosi legenda - miałby regularnie przeprowadzać PiS wśród elektoratu, i świadome kierowanie do niego przekazu, ma znaczenie marginalne. - Wiem, że istnieje przekonanie, że w PiS ciągle śledzą badania opinii publicznej, ale do mnie bardziej przemawia ta interpretacja, nazwijmy ją, psychoanalityczna niż makiawelistyczna - mówi prof. Podemski. I dodaje: - Szczucie na społeczność LGBT to odreagowanie własnych obsesji, efekt kiszenia się we własnej zamkniętej przed zmianami świata bańce, bardziej niż chłodne polityczne kalkulacje.

Z prof. Sadurą prof. Podemskiego łączy jednak przekonanie, że taka retoryka to w efekcie skłanianie się ku elektoratowi Zbigniewa Ziobry i Krzysztofa Bosaka. - Jest jednak wtórna wobec obsesji na temat seksualności, które dzielą z Kościołem - dodaje Podemski.

Seksualizacja, demoralizacja, indoktrynacja

Te "obsesje" wyraźnie było słychać w czasie dyskusji nad wnioskiem o wotum nieufności dla ministra Przemysław Czarnka. Nie zawsze skupiają się wprost na samej społeczności LGBT. - Chodzi jednak o to, by wywołać poczucie zagrożenia i tak zaostrzyć konflikt - mówi prof. Sadura. Stąd prawicowi politycy na jednym wydechu potrafią mówić o LGBT, neomarksizmie, bolszewikach, Unii Europejskiej i oczywiście seksualizacji. Prawicowym politykom wszystko się tu ze wszystkim łączy. I zupełnie im nie przeszkadza, że na przykład seksualizacja oznacza coś zupełnie innego, niż mówią.

I taką narrację - która wcześniej tak poruszała protestującą przed ministerstwem młodzież - w Sejmie można było usłyszeć wielokrotnie.

czarnek 1
Czarnek: musimy zrobić tak, żeby te lewackie bojówki na uniwersytetach przestały terroryzować naszą młodzież
Źródło: TVN24

- To, że dzieci będą chronione przed demoralizacją, nie jest sprawą ani polityczną, ani ideologiczną - mówiła Agnieszka Górska z PiS.

- To wy chcieliście seksualizować małe dzieci, to wy chcieliście odebrać im dzieciństwo - atakowała Koalicję Obywatelską posłanka PiS Urszula Rusecka. Ale jak to "seksualizowanie" wyglądało? Nie mówiła.

Równie nieprecyzyjny w zarzutach był Przemysław Czarnek, gdy do posła Koalicji Obywatelskiej z Poznania Rafała Grupińskiego zwracał się, niemal krzycząc: - To w Poznaniu jest ten problem. To wy tam, w Poznaniu, chcecie seksualizować te dzieci, wpuszczać organizacje, które je demoralizują, a my, jako państwo, mamy konstytucyjny obowiązek chronić dzieci.

Nawet koncyliacyjny zazwyczaj prof. Jacek Kurzępa z PiS mówił: - Nie ma również w nas zgody na szkołę, która indoktrynuje i seksualizuje doświadczenie młodości.

SEJM 6
Dziemianowicz-Bąk: stoję tu w obronie młodych, którym minister Czarnek chce ukraść dzieciństwo i zohydzić przyszłość
Źródło: TVN24

Poseł Rafał Grupiński, gdy prezentował wniosek o odwołanie Czarnka, mówił: - Powtórzmy, dlaczego Czarnek. Dlaczego akurat minister Czarnek ma zarządzać edukacją? Kiedy kruszy się poparcie, kiedy kończą się pieniądze, pozostaje polskiej partii rządzącej tylko jedno: zaostrzenie wojny ideologicznej.

I przestrzegał Czarnka: - Urobi się pan minister po łokcie, nawozi się pani kurator (chodziło Barbarę Nowak z Krakowa - red.) pełnych ideologii taczek do szkół, a skończy się to sekularyzacją społeczną i areligijnością całego młodego pokolenia. Do tego doprowadzicie - dodawał.

Ale PiS się tego najwyraźniej nie boi, bo nawet premier Morawiecki - zwykle bardziej stonowany w wypowiedziach, prezentujący w założeniu merytokratyczną stronę PiS - broniąc Czarnka mówił: - Nie chcemy tylko dopuścić do zapanowania w naszych szkołach, na naszych uczelniach lewackich i lewicowych ideologii. I nie dopuścimy.

MORAWIECKI 1
Premier: będziemy bronić prawa naszej młodzieży do nauki bez lewackiej indoktrynacji
Źródło: TVN24

Ach, te lewicowe dziewczyny

"Zagrożenie" - z punktu widzenia PiS - jest spore. Z lutowego komunikatu CBOS wynika, że poglądy młodych Polaków wyraźnie się spolaryzowały. Spadły odsetki centrystów oraz niezdecydowanych. A rekordowy jest poziom deklaracji lewicowych, za co odpowiadają przede wszystkim młode Polki - z lewicą utożsamia się aż 40 proc. z nich (przy 22 proc. młodych mężczyzn).

CBOS informował, że w 2020 roku odsetek młodych Polaków (18–24 lata) o poglądach lewicowych wzrósł niemal dwukrotnie w stosunku do poprzedniego roku, osiągając najwyższy poziom w historii badań (30 proc.). I - ku niezadowoleniu obozu rządzącego - po raz pierwszy od blisko dwóch dekad był wyższy od odsetka młodzieży o poglądach prawicowych.

A do tego lewicowi są już nie tylko młodzi mieszkańcy miast. "Najsilniejsze, około dwukrotne wzrosty odnotowaliśmy w małych miastach liczących do 20 tys. mieszkańców (z 12 proc. do 30 proc.), w miastach od 100 do 500 tys. mieszkańców (z 19 proc. do 36 proc.), a także na wsi (z 12 proc. do 25 proc.)" - czytamy w komunikacie. CBOS bazuje w nim na rocznych zestawieniach powstałych w wyniku agregacji zbiorów z dwunastu comiesięcznych badań zrealizowanych w danym roku kalendarzowym i obejmuje okres od roku 1990 do 2020.

Lisy, jeże i politycy w twierdzy

PiS te dziewczyny - takie zresztą jak Laura i Wiktoria - swoją nagonką na LGBT tak po prostu skreśla? - Na koniec najważniejsze jest nie to, co kto uważa, ale czy idzie do urny wyborczej - przypomina Dorota Piontek, politolożka z poznańskiego UAM.

I odsyła do jednej z teorii prof. Edmunda Wnuka-Lipińskiego, który mówił, że ludzie są jak lisy i jeże. - To też historia o wyborach. Jeże oczekują, że zostaną zaopiekowane, a lisy podejmują indywidualistyczne strategie rozwiązywania problemów. W PiS mogą uważać, że ich zaangażowani, uwrażliwieni przeciwnicy prędzej czy później się zniechęcą i jak na przykład pisarz Jacek Dehnel wyjadą do Berlina. Na dłuższą metę nie trzeba się więc nimi przejmować - mówi profesorka.

Przypomina, że politycy często kalkulują koszty dotarcia do swoich wyborców, również te emocjonalne. - W demokracji mitem jest, że chodzi o to, żeby mieć jak największą bazę wyborczą. Chodzi o to, żeby mieć bazę zmobilizowaną - mówi Piontek.

Ale dlaczego właśnie społeczność LGBT+ wykorzystywana jest do mobilizacji prawicowego elektoratu? - Ludzie chętnie chodzą manifestować poparcie dla kwestii związanych z moralnością i obyczajowością. Dzieje się tak dlatego, że każdy z nas ma poczucie, że ma do tego kompetencje i nie musi sobie zadawać trudu, by zdobywać jakąś dodatkową wiedzę - tłumaczy prof. Piontek. - Żeby się tak zaangażować na przykład w kwestie gospodarcze w Polskim Ładzie, trzeba wykonać wysiłek, z którego nie ma żadnej korzyści. A w tym przypadku wystarczą nam właśnie doświadczenia, bo każdy z nas jest seksualny - dodaje.

3006N073XST AMBASADA
Spot ambasady USA o wadze słów wobec osób LGBT
Źródło: Twitter/@USEmbassyWarsaw

Prof. Piontek przypomina też, że żyjemy w czasach, które mogą być trudne dla osób "gorzej przygotowanych poznawczo do konfrontowania się ze zmianą". - W konsekwencji te osoby potrzebują manichejskiego porządku - mówi politolożka. - Weźmy choćby kwestie płci: była kobieta i mężczyzna, czarno-białe, proste. "Po co kombinować?", pytają takie osoby. Wprowadzenie nowych pojęć, zniuansowania sprawia, że ich rzeczywistość przestaje być klarowna i czytelna. A przecież, znów wracamy do własnych doświadczeń, oni wiedzą, co jest "normalne".

Czy to pogląd, czy polityczna kalkulacja? Prof. Piontek nie chce rozstrzygać. Ale przypomina: - Seksualność zawsze angażowała energię polityków o osobowościach autorytarnych, którzy traktują świat jako niebezpieczny. Takich, którzy mają potrzebę funkcjonowania w zamkniętej społeczności. W twierdzy, broniącej się przed wpływami z zewnątrz.

A jeśli rzeczywiście PiS prowadzi w tej kwestii kalkulacje polityczne, to może liczyć, że młodzież nie będzie elektoratem zmobilizowanym. - Wyszumią się, pokrzyczą, najwyżej nie pójdą na religię, ale zorganizujemy im etykę, tak że nie będzie różnicy - mówi z przekąsem prof. Piontek, nawiązując do planów ministra Czarnka, by nauczycieli etyki kształcić głównie na uczelniach katolickich.

Ale jest jeszcze jedna możliwość, zauważa prof. Piontek. - To może być po prostu zarządzanie przez kryzys. Jak z zapędzeniem się w lichwiarskie pożyczki, gdy bierzemy ich tak dużo, by z powodu niewypłacalności nikt nas nie ruszył. Na tej zasadzie kryzysy trzeba kumulować. A w tym PiS, świadomie lub nie, jest doskonały - dodaje.

Gdzie szukać pomocy?

Kampania Przeciw Homofobii 28 lipca uruchomiła Program Ochrony Prawnej KPH. Nowa inicjatywa jest adresowana do osób, które stawiają czoła homo- i transfobii, aktywnie działając na rzecz społeczności LGBT+.

Celem Programu jest zapewnienie bezpłatnej pomocy prawnej tak, by osoby walczące o równość nie musiały samodzielnie mierzyć się z narastającymi na sile represjami prawnymi wynikającymi z ich aktywności.

- W razie bezpodstawnych działań prokuratury, zasypywania pozwami cywilnymi czy w innych sytuacjach, w których za swoją działalność na rzecz równości komuś groziłyby konsekwencje prawne - będziemy wspierać - zapowiada adwokatka Karolina Gierdal z KPH. I dodaje: - Żeby osoby nie bały się działać i były pewne, że zawsze otrzymają pomoc. Ostatni rok utwierdził nas w przekonaniu, że oficjalne ogłoszenie takiego programu jest konieczne.

Osoby objęte programem KPH będą mogły liczyć m.in. na bezpłatną pomoc prawną, reprezentację przez prawnika lub prawniczkę w sądzie czy prokuraturze. W niektórych, uzasadnionych przypadkach, KPH pokryje koszty postępowania lub pomoże w zorganizowaniu zbiórki, a także będzie wspierać w nagłośnieniu danej sprawy lub podejmie działania rzecznicze.

Czytaj także: