- Jest określona procedura, która pewnie trochę potrwa, ale będziemy wiedzieli, czy Jan Tomaszewski zaprzeczając miał rację, czy nie - mówił o domniemanej współpracy posła-elekta PiS z SB europoseł tej partii Ryszard Czarnecki. - Ale jeśli współpraca okaże się prawdą, to konsekwencje są jasne - dodał. Rzecznik IPN mówił wcześniej, że oświadczenie lustracyjne Tomaszewskiego, jako nie pełniącego wcześniej publicznych funkcji będzie rozpatrywane "w pierwszej kolejności".
Według "Newsweeka", który powołuje się na dokumenty IPN, Jan Tomaszewski miał być zarejestrowany w czerwcu 1986 roku jako konsultant SB pod pseudonimem "Alex". - Nigdy na nikogo nie donosiłem i nigdy nie byłem współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa - komentował te doniesienia były bramkarz reprezentacji Polski. W jego opinii dokumenty, na które powołuje się tygodnik, nie dotyczą jego osoby. - Jest napisane: Jan Tomaszewski - syn tego i tego, magister i nauczyciel WF. Nigdy nie byłem magistrem, ani nauczycielem WF - podkreślił poseł-elekt.
Wyjaśnić sprawę od "a do ż"
- Należy z całą pewnością sprawę wyjaśnić do końca. Lustracja ma swoje prawa i musi być przeprowadzona "od a do ż" - komentował Czarnecki. - Bardzo bym jednak chciał, abyśmy w sprawie lustracji nie stosowali podwójnych standardów. Dzisiaj mówimy o Janie Tomaszewskim, który zaprzecza tym informacjom, a nie mówimy ani słowa o wiceszefie BBN Zdzisławie Lachowskim, który jak donoszą dziennikarze był współpracownikiem SB - dodał.
Jak podkreślił, do tej pory tym doniesieniom nie zaprzeczył ani Lachowski, ani jego szef - gen. Jan Koziej, ani prezydent Bronisław Komorowski. - Jeśli mówimy już o tym, to mówmy o wszystkich, a nie o jednej osobie, która wystartowała z list PiS. Wiceszef BBN z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa ma dużo większe znaczenie - mówił Czarnecki. - Jest określona procedura, która pewnie trochę potrwa, ale będziemy wiedzieli, czy Jan Tomaszewski zaprzeczając miał rację, czy nie. Ale jeśli współpraca okaże się prawdą, to konsekwencje są jasne - dodał.
Podejrzani do dymisji
Do tej pory Prawo i Sprawiedliwość dość ostro traktowało swoich polityków podejrzanych o współpracę z SB.
W połowie 2006 roku, po sześciu miesiącach na stanowisku ministra finansów odwołana została Zyta Gilowska, której Rzecznik Interesu Publicznego, Włodzimierz Olszewski, zarzucił "kłamstwo lustracyjne". We wrześniu okazało się, że jej oświadczenie jest zgodne z prawdą i Gilowska wróciła na swoje stanowisko.
Z kolei w 2009 roku partia skreśliła z listy do Parlamentu Europejskiego europosła Marcina Libickiego, który według IPN figuruje w dokumentach Służby Bezpieczeństwa jako kontakt operacyjny. W końcu sąd uznał jego oświadczenie lustracyjne za prawdziwe. Libicki odszedł jednak z partii.
IPN nie komentuje, a weryfikuje
Rzecznik IPN Andrzej Arseniuk mówił wcześniej, że dziennikarze mieli pełne prawo zapoznać się z dokumentami Instytutu, ocenić je i opublikować. - IPN zajmuje się oświadczeniami lustracyjnymi, ale nie zajmuje się wygłaszaniem oświadczeń dotyczących danej publikacji prasowej - podkreślił rzecznik. Nie potrafił powiedzieć, czy wcześniej było wzmożone zainteresowanie teczką Jana Tomaszewskiego. - W Instytucie pracuje mnóstwo historyków. Dziennikarze mogą występować do IPN o materiały archiwalne i zgodnie z ustawą naszą rolą jest je udostępnić - mówił jedynie.
Według wiedzy Arseniuka Państwowa Komisja Wyborcza przekazuje już oświadczenia lustracyjne posłów do IPN. - Zgodnie z ustawą Instytut w pierwszej kolejności będzie zajmował się oświadczeniami posłów, którzy nie sprawowali dotąd funkcji publicznej, a jak wiemy poseł Tomaszewski takiej funkcji nie sprawował. Wtedy rozpocznie się normalna procedura weryfikacji oświadczenia. Jeśli prokurator IPN nabierze podejrzeń, że jest ono niezgodne z prawdą, to może wszcząć procedurę postępowania lustracyjnego - wyjaśnił rzecznik.
Źródło: tvn24