- Na szczytach władzy istniała zorganizowana grupa przestępcza, mówię to z całą odpowiedzialnością. PiS to dwa kłamstwa i spójnik - twierdzi Leszek Piotrowski. Adwokat rodziny Barbary Blidy ujawnia w "Gazecie Wyborczej" tajne zeznania byłego premiera i ministra sprawiedliwości.
W lutym prokuratorzy wyjaśniający okoliczności śmierci Barbary Blidy przesłuchali byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego i byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Pytano ich o kulisy słynnych już narad, w których brali też udział szef ABW Bogdan Święczkowski, szef CBA Mariusz Kamiński, komendant główny policji Konrad Kornatowski i szef MSWiA Janusz Kaczmarek. Omawiano wtedy najważniejsze śledztwa w kraju - przypomina "GW".
Z niewyjaśnionych powodów Ziobro i Kaczyński zeznania złożyli jednak w tajnej kancelarii, a protokoły objęto tajemnicą służbową. Mecenas Leszek Piotrowski, pełnomocnik prawny rodziny Blidów, uczestnik obu przesłuchań, zdecydował się ujawnić, co politycy PiS powiedzieli w łódzkiej prokuraturze. Cytował z pamięci, bo protokoły zostały w kancelarii tajnej.
"Prawo i Sprawiedliwość to tylko dwa kłamstwa i spójnik"
- Ujawnienie zeznań może narazić mnie na odpowiedzialność karną, ale uważam, że trzeba to zrobić. To stan wyższej konieczności. Trzeba pokazać ludziom, że Prawo i Sprawiedliwość to tylko dwa kłamstwa i spójnik - deklaruje.
Pytany, jak wyglądały przesłuchania Ziobry i Kaczyńskiego, stwierdził, że ku jego zdziwieniu nie były one przez prokuraturę nagrywane (wszyscy zeznający do tej pory świadkowie zostali nagrani kamerą). Według Piotrowskiego, "niezrozumiałe jest dla dla niego, że chroni najważniejszych świadków."
Według niego, prezes PiS przyznał, że przed akcją u Barbary Blidy w kancelarii premier odbyły się narady, "na których omawiano najważniejsze śledztwa w kraju". - Kaczyński twierdził, że te spotkania były konieczne ze względu na bezpieczeństwo państwa, bo ich celem była koordynacja działań służb specjalnych, policji i prokuratury. Zwoływał narady telefonicznie, nie wykorzystując pracowników sekretariatu. Według b. premiera nie było w tym nic niezwykłego, bo zgodnie z jego zarządzeniem szefowie innych resortów także spotykali się na takich naradach - twierdzi Piotrowski.
"Na szczytach władzy istniała zorganizowana grupa przestępcza"
Jak dodał, Ziobro i Kaczyński przyznali, że podczas narad nikt nie robił notatek, nie protokołował ani nie nagrywał. - Jeden z prokuratorów zapytał nawet żartobliwie Ziobrę, czy nie rejestrował tych narad swoim słynnym dyktafonem. On z całą powagą odparł, że nie - relacjonował adwokat.
- Te nasiadówy miały nieformalny charakter i żywo przypominały mi gangsterskie spotkania w "Ojcu chrzestnym". Tyle, że politycy PiS omawiali strategię działań przeciwko politycznym przeciwnikom, a nie zabójstwa. Moim zdaniem te działania świadczą, że na szczytach władzy istniała zorganizowana grupa przestępcza. I mówię to z całą odpowiedzialnością za słowa - deklarował prawnik.
Kaczyński szefem gangu?
Według niego prokuratura powinna rozważyć, czy Święczkowski i Ziobro, zapewniając premiera na naradzie, że mają mocne dowody na Blidę, nie dopuścili się fałszywego oskarżenia. - Przecież śledztwo przeciwko prezesowi spółki górniczej, któremu Blida rzekomo przekazała łapówkę, właśnie umorzono z braku dowodów. A przecież Kornatowski, Kaczmarek, a nawet Tomasz Szałek [prokurator krajowy, uczestniczący w jednej z narad] zeznali, że Ziobro i Święczkowski zapewniali premiera Kaczyńskiego, że dowody na Blidę są mocne - dodał.
Zdaniem Piotrowskiego, Jarosław Kaczyński, który na udanej akcji prokuratury i służb specjalnych zyskałby politycznie, "wyrastałby na naturalnego przywódcę takiej grupy przestępczej". Tego tematu Piotrowski nie chciał jednak rozwijać, gdyż, jak zaznaczył, "był kiedyś przyjacielem, adwokatem i kolegą partyjnym Kaczyńskiego" i "po prostu nie wypada".
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24