Zamieszany w aferę wizową Piotr Wawrzyk udzielił pierwszego wywiadu po odwołaniu go z funkcji wiceministra spraw zagranicznych. - W tej chwili odpoczywam i na tym się skupiam, ale niezależnie od tego, o czym powiedziałem teraz, jestem do dyspozycji prokuratury, służb - oświadczył poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Prokuratura i Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadzą śledztwa w sprawie nieprawidłowości przy składaniu wniosków o wydawanie wiz. Opozycja mówi o korupcji i twierdzi, że podejrzenia budzą setki tysięcy wydanych dokumentów.
W tej sprawie zatrzymany został w kwietniu i aresztowany na miesiąc współpracownik Wawrzyka Edgar K. Z naszych informacji wynika, że już po miesiącu wyszedł na wolność, gdyż zdecydował się na współpracę z agentami CBA i prokuratorem.
"Nie zostałem przesłuchany"
Piotr Wawrzyk był gościem podcastu "Podejrzani politycy" Radia Zet. Dziennikarze Mariusz Gierszewski i Radosław Gruca zapytali go, czy był przesłuchiwany przez prokuraturę. - Nie zostałem przesłuchany, ale od początku byłem w gotowości. W każdej chwili do rozmowy, do składania zeznań, do odpowiedzi na wszystkie pytania. Ja po prostu nie mam nic do ukrycia, nie mam sobie nic do rzucenia, nic złego nie zrobiłem. Jestem w pełni gotowy współpracować w jakiejkolwiek postaci, w jakimkolwiek zakresie z prokuraturą czy z innymi instytucjami – odpowiedział poseł.
- Jedyne (spotkanie ze służbami – red.) było w dniu, kiedy zostałem odwołany. To wizyta w Ministerstwie Spraw Zagranicznych panów z CBA, którzy przedstawili mi decyzję o tym, że muszą zabrać telefon i od tamtej pory jedyny kontakt, jaki był polegał na tym, że przekazaliśmy prokuraturze informacje, kto będzie mnie ewentualnie reprezentował – powiedział. Wawrzyk uściślił, że zabrano mu jedynie telefon.
Wawrzyk: nie ma czegoś takiego, jak afera wizowa
Wawrzyk dalej był pytany, jak widzi z aktualnej perspektywy aferę wizową. - Nie ma czegoś takiego, jak afera wizowa w MSZ. Afera zwykle kojarzy się z działaniami o charakterze przestępczym – odparł. Zapewniał, że jedynym przestępstwem jakie ma miejsce w tej sprawie związanej z wizami, to są afery, to są działania korupcyjne poza Ministerstwem Spraw Zagranicznych. - Natomiast ani w centrali ministerstwa, ani w placówkach, według mojej najlepszej wiedzy, nie doszło do żadnego działania o charakterze niezgodnym z prawem – dodał.
Na pytanie, czy w MSZ były osoby, które ułatwiały otrzymanie wizy, Wawrzyk odpowiedział, że według jego wiedzy "to (ułatwianie - red.) po pierwsze nie ma charakteru przestępczego, bo to jest procedura nadzwyczajna i ona była wielokrotnie wcześniej stosowana". - Pierwszy przypadek, o ile dobrze pamiętam, pochodził z 2018 bądź 2019 roku, kiedy jedna z dużych firm dostała bardzo duży kontrakt państwowy i miała problem z jego realizacją, bo nie miała kim zrealizować tego zamówienia w sensie pracowniczym. Ta firma się zwróciła wtedy do nas, w grę wchodziły nawet setki milionów złotych. Uwzględniliśmy to w ten sposób, że po prostu te wnioski szybciej trafiły do rozpatrzenia. Natomiast nie było czegoś takiego jak mówienie, że "proszę wydać wizę" – twierdził, podkreślając, że w tym przypadku chodziło o sytuację nadzwyczajną, gdzie chodziło jedynie o tempo przyznania wizy.
Wawrzyk: zostałem wykorzystany przez Edgara K.
Były wiceminister był pytany również o doniesienia Onetu, który podał, że Wawrzyk został wyrzucony z rządu i z list PiS, bo pomógł swoim współpracownikom stworzyć nielegalny kanał przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów Zjednoczonych. Portal przedstawił szczegóły jednego z najbardziej efektownych przerzutów nielegalnych imigrantów z Indii.
- To dotyczy jednego przypadku, chodzi o tych tak zwanych "filmowców Wawrzyka", jak to ktoś określił w mediach. To była druga sytuacja związana z ekipą filmową. Pierwsza ekipa, która przyjechała, nakręciła film, między nimi kręcili scenę finałową na zamku w Czersku. Ten film powstał – opisał polityk. - Pewnie byli też w Warszawie, bo do Warszawy przylecieli, musieli się gdzieś zatrzymać, to wszystko jest oczywiście do ustalenia. Zatem nic nie wskazywało na to, żeby druga ekipa miała mieć inny charakter, skoro było wiadomo, że pierwsza się wywiązała z tych zobowiązań, które ta ekipa podjęła – dodał Wawrzyk.
Na pytanie, czy czuje się w tej sytuacji kozłem ofiarnym, Wawrzyk odparł: Uważam, że zostałem wykorzystany przez pana Edgara K. do jego działalności niezgodnej z prawem, jak już dzisiaj wiemy, ale o tym, że on prowadzi działalność niezgodną z prawem dowiedziałem się kilka tygodni po jego zatrzymaniu dopiero.
- Według tego, co on mi przekazywał, ta działalność miała charakter wyłącznie czysto biznesowy, nie miała charakteru w żaden sposób korupcyjnego czy jakiegokolwiek innego przestępczego. To miała być działalność o charakterze formalnego pośrednictwa pracy, rekrutowania pracowników – przekonywał.
Wawrzyk dalej był pytany o relacje z Edgarem K. - Jedynym związkiem formalnym pana Edgara z MSZ było to, że był przez pewien czas młodzieżowym delegatem do ONZ, który był wyznaczany chyba przez jakieś struktury w KPRM, związane z tak zwanym ministrem do spraw młodzieży, a my po prostu tylko akceptowaliśmy tę kandydaturę – wyjaśniał.
- Po jakimś czasie pomagał mi troszeczkę w działalności poselskiej, ale na takiej zasadzie, że jeżeli mógł gdzieś coś, to wtedy to robił, ale tylko i wyłącznie wtedy, kiedy nie mogła to robić osoba, która kierowała moim biurem, więc to miało wyłącznie dorywczy charakter – mówił dalej Wawrzyk w rozmowie zaprzeczając jednocześnie, by z Edgarem K. łączyły go bliskie relacje prywatne.
Wawrzyk o swoim odwołaniu z MSZ. "Dano mi sygnał, że czekają panowie z Centralnego Biura Antykorupcyjnego"
Pytany z kolei o swoją hospitalizację, Wawrzyk zaczął od podziękowań dla osób, którzy go wspierali. - To mi pozwalało utrzymać się w miarę w równowadze i nigdy tych takich słów wsparcia w takim trudnym momencie się nie zapomina i naprawdę jestem wszystkim państwu bardzo za to wdzięczny i bardzo dziękuję – powiedział. - To nie było załamanie. To była po prostu próba samobójcza – przyznał.
Podkreślał przy tym, że od początku wybuchu afery w sierpniu pisane były na jego temat "totalne bzdury", choćby – jak podał – na temat jego odwołania z MSZ. - Zostałem odwołany w ten sposób, że kiedy już byłem w domu, nie w biurze, dano mi sygnał, że czekają panowie z Centralnego Biura Antykorupcyjnego i kiedy przyszedłem do biura przedstawili dokument prokuratorski o tym, że muszą wziąć ode mnie telefon – opisał.
- Sam poprosiłem o rozmowę z ministrem Rauem. W trakcie rozmowy minister mi powiedział, że zapadła decyzja o tym, że muszę być odwołany w związku z tą sytuacją. Poszedłem się spakować i po jakiejś godzinie czy dwóch, przyszło pismo z Kancelarii Premiera z podpisem premiera odwołujące mnie z funkcji – dodał.
Wawrzyk odniósł się także do doniesień o "straganach z wizami". - Nie ma czegoś takiego, nie ma takiej technicznej możliwości, dlatego że wiza to jest dokument, który jest wyrabiany w Warszawie, który dla konkretnej osoby jest w Warszawie przygotowywany z jego danymi i trafia do właściwego konsulatu, gdzie jest przekazywany tej osobie – przekonywał.
- Te stragany nie były dedykowane wyłącznie dla polskich wiz, a również dla innych placówek w tym kraju. Tutaj potwierdzam, że podjąłem decyzję, kiedy się dowiedziałem o tym procederze, żeby całkowicie wstrzymać wydawanie wiz w tym kraju, ale wtedy placówka została w pewnym sensie oblężona przez prominentów w tym kraju z twierdzeniem, że to jest jakiś kuzyn, to jakiś pociotek, to jakiś współpracownik, to jeszcze ktoś tam – wspomniał. - Podobna sytuacja miała miejsce w MSZ i w efekcie doszliśmy do wniosku, że po prostu trzeba ostrzej patrzeć na te wnioski i bardzo rygorystycznie sprawdzać – dodał Wawrzyk.
"To był rzeczywiście mój błąd. Za bardzo zaufałem"
Wawrzyka zapytano także, czy zwracał uwagę na niepokojące sygnały i czy informował o nich. - Była rzeczywiście taka sytuacja, polegająca na tym, że przyszły do mnie dwie osoby, które podały nazwisko konkretnej osoby, która według jej wiedzy bierze łapówki za wizy w dwóch konsultach azjatyckich i ja, nie czekając na dalszy rozwój sytuacji, poprosiłem osobę, która zajmuje się tego rodzaju sprawami z ramienia CBA w ministerstwie i po kilku tygodniach zapytałem tej osoby, czy ta sprawa ma jakiś ciąg dalszy (…) i dostałem informację, że współpraca nadal jest kontynuowana – odpowiedział.
Wawrzyk nie określił, kiedy to było, jednak oświadczył, że jest to "do sprawdzenia, bo każdy, kto wchodzi do MSZ jest odnotowywany w księdze wejść". - Mam wrażenie, że to było w okolicach lata ubiegłego roku. Czy to był lipiec, czy czerwiec, czy maj, to w tej chwili nie doprecyzuję – dodał.
Dziennikarze zapytali byłego wiceministra o informację z MSZ, z której wynika, że z Stany Zjednoczone dostały informacje o nadużywaniu wydanych przez polskich urzędników dokumentów w Meksyku przez obywateli Gruzji.
- Ten wątek gruziński dopiero teraz usłyszałem, natomiast jeżeli chodzi o Stany Zjednoczone, to jest to informacja chyba z początku tego roku, ale z tego, co mi przekazano, chodziło o jedną osobę, którą Amerykanie zidentyfikowali na granicy z Meksykiem, która się legitymowała naszą wizą – odparł Wawrzyk.
Były wiceminister dalej przekonywał, że błąd w rozumieniu sytuacji wokół wiz polega na tym, że media traktują wszystkie wydane wizy tak, jakby były to wizy pracownicze.
W rozmowie wrócono do słów Wawrzyka, który przyznał, że został wykorzystany przez Edgara K. Polityk przyznał, że "rzeczywiście za bardzo zaufał tej osobie". - Nie powinienem był tego robić. To był rzeczywiście mój błąd. Za bardzo zaufałem. Przekazywano mi cały czas informacje, że to jest wyłącznie działalność w sektorze biznesowym, że nie ma tu jakiegokolwiek związku z przestępstwem – mówił. - Ale takich osób, właściwie firm, bo to raczej nie o osobach należy mówić, a o firmach, było więcej. To nie jest jednostkowy przypadek – dodał poseł PiS.
"Odpoczywam"
Na koniec Wawrzyka zapytano, czy ma ochotę wrócić do dyplomacji. W odpowiedzi były wiceminister zaprzeczył, jakoby był nadal zatrudniony w strukturach resortu. - Dostaję przez trzy miesiące odprawę, tak jak każdy z państwa, który kończy współpracę z daną firmą. Dlatego jestem, w cudzysłowie, na liście płac Ministerstwa Spraw Zagranicznych – wyjaśnił.
- W tej chwili odpoczywam i na tym się skupiam, ale niezależnie od tego, o czym powiedziałem teraz, jestem do dyspozycji prokuratury, służb. Każdego dnia jestem w stanie przedstawić wszystkie informacje, które są w moim posiadaniu, żeby nie było żadnych wątpliwości, niejasności co do mojej roli – mówił. Podkreślił, że nie zastanawia się nad tym, czy wrócić do dyplomacji.
Wawrzyk: jestem pewien, że prawda pozwoli oczyścić moje nazwisko
Dwa tygodnie temu Wawrzyk opublikował wpis, w którym przypomniał, że kończy się jego poselska kadencja. "Wydarzenia ostatnich tygodni były i nadal są trudnym doświadczeniem dla mnie, nie tylko jako polityka ale też jako człowieka. Tym bardziej dziękuję za wszystkie dobre słowa, które do mnie napływają w tych dniach, szczególnie w okresie mojego pobytu w szpitalu" - napisał.
"Jestem pewien, że sprawy które doprowadziły do obecnej sytuacji zostaną w najbliższym czasie wyjaśnione, a prawda pozwoli oczyścić moje nazwisko" - dodał Wawrzyk.
CZYTAJ TAKŻE: Pytania o aferę wizową. "Informatorzy mówią, że Wawrzyk nie zrobiłby czegokolwiek w MSZ bez zgody ministra Raua"
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałabyś/chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc - zarówno dzieciom, jak i dorosłym.
Źródło: Radio Zet, tvn24.pl