Film z jego osobą obiegł całą Polskę, łamiąc karierę polityczną. Senator Krzysztof Piesiewicz chce sprawiedliwości nie tylko za szantaż. Oskarżone osoby mają odpowiedzieć także za nagranie filmu bez jego zgody - podaje "Wprost".
Podstawą roszczenia senatora ma być artykuł 267 kodeksu karnego. Głosi on, że "kto w celu uzyskania informacji, do której nie jest uprawniony, zakłada lub posługuje się urządzeniem podsłuchowym, wizualnym albo innym urządzeniem lub oprogramowaniem", podlega karze ograniczenia wolności do dwóch lat.
Aby oskarżeni - Joanna D., Zbigniew S. i Halina S. - mogli odpowiedzieć w tym samym procesie za filmowanie (teraz toczy się o szantaż), muszą wyrazić na jednak to zgodę. Senator Piesiewicz ma nadzieję, że nie będzie z tym problemu - pisze gazeta.
Jeżeli jednak oskarżeni o szantaż nie wydadzą zgody na rozszerzenie zarzutów, sprawę będzie musiał ponownie rozpatrzyć prokurator. – W takich sytuacjach prokuratura może sformułować nowy akt oskarżenia – mówi „Wprost" mecenas Czesław Jaworski, pełnomocnik Piesiewicza.
Bezwzględny szantaż
Film z udziałem ubranego w sukienkę Piesiewicza, nagrany w jego mieszkaniu przez Joannę D. ujawnił na swej stronie internetowej w grudniu 2009 roku "Super Express". Nagranie miało być dowodem, że senator posiadał i zażywał narkotyki.
Piesiewicz zaprzeczył, by je zażywał mówiąc, że to były lekarstwa. Zarazem przyznał, że zdarzało mu się zażywać narkotyki, ale wiele lat wcześniej. Mówił, że Joannę D., od której zaczął się szantaż, poznał przypadkowo pod hotelem i kilka razy się z nią spotkał.
Spotkanie Piesiewicza z Joanną D. i striptizerką Joanną S. nagrano rok wcześniej we wrześniu. Później kilka razy "odsprzedawano" politykowi kompromitujące taśmy. Według mediów, w sumie senator miał zapłacić za nagrania ponad 550 tys. zł, m.in. w październiku 2008 r. za "odkupienie" taśm zapłacił 196 tys. zł nieustalonej do dziś kobiecie, podającej się za dziennikarkę.
Senator nie chciał wtedy ścigania szantażystów, a śledztwo w sprawie szantażu początkowo umorzono.
Prokuratura w akcji
W 2009 r. Halina S., znajoma Joanny D., zadzwoniła za wiedzą tej pierwszej do Piesiewicza, mówiąc, że pies "wygrzebał z ziemi płyty z nagraniami", na których opakowaniu miał być numer jego komórki. Za niemal 40 tys. zł Piesiewicz "odkupił" od niej taśmy.
Szantażyści ponownie zażądali jednak pieniędzy, zagrozili też upublicznieniem nagrań. Wówczas senator zawiadomił prokuraturę, która przygotowała zasadzkę. W listopadzie 2009 r. zatrzymano osoby wskazane przez Piesiewicza. Nie było wobec nich wniosków o areszt, co prokuratura tłumaczyła stosunkowo niską grożącą im karą. Prokuratura zapewniała, że szantażyści to "przypadkowa grupa".
Zarzuty wobec oskarżonych dotyczą zmuszania Piesiewicza do "określonego zachowania" w zamian za nieujawnianie kompromitujących go materiałów - za co grozi do trzech lat więzienia.
Źródło: Wprost
Źródło zdjęcia głównego: TVN24