Czeczenka, która próbowała przedostać się z dziećmi przez "zieloną granicę" do Polski może liczyć na pomoc naszego kraju w uzyskaniu statusu uchodźcy - zapowiedziała prezydentowa Maria Kaczyńska, która odwiedziła kobietę w szpitalu w Ustrzykach Dolnych.
Pierwsza dama powiedziała też, że Czeczenka bardzo chciałaby, by jej trzy córeczki, które zmarły podczas wędrówki zostały pochowane w rodzinnym kraju. - Miała życzenie i to życzenie matki, która wychowana jest w tradycji czeczeńskiej, której najbardziej w tej chwili zależy, by jej córki zostały pochowane w Czeczenii - podkreśliła Maria Kaczyńska.
Ukraińska milicja nie ma informacji o ojcu trzech czeczeńskich dziewczynek, które zmarły z wyczerpania po przekroczeniu tzw. zielonej granicy w Bieszczadach. Według polskich mediów, ojciec dziewczynek prawdopodobnie znajduje się na Ukrainie.
Oficerowie dyżurni z posterunków milicyjnych w rejonach położonych przy granicy z Polską nie potwierdzili, jakoby zgłosił się on na milicję. Jak podało w sobotę radio RMF, ojciec czeczeńskich dziewczynek zgłosił się na milicję na Ukrainie, gdy usłyszał w mediach, co stało się z jego rodziną.
W nocy z czwartku na piątek funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej znaleźli Czeczenkę - 36-letnią Kamisę D., która próbowała przedostać się do Polski przez tzw. zieloną granicę wraz z czwórką dzieci. Troje z nich dziewczynki: 13-letnia Xaea, 10-letnia Ceda i 6-letnia Elina zmarły - najprawdopodobniej z powodu wychłodzenia i wycieńczenia. Ich ciała znajdowały się w wysokich Bieszczadach na granicy Polski i Ukrainy. - Wszyscy ubrani byli w letnią odzież, jedna z dziewczynek nie miała nawet butów - powiedział prokurator rejonowy w Lesku Zygmunt Słabik.
Kamisa D. wraz z dwuletnim synem Magometem została przetransportowana do szpitala. Jej i dziecku nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo.
Źródło: tvn24