Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych alarmuje, że pomysł rządu, aby "szukać pielęgniarek i położnych wśród osób, które kształciły się poza granicami RP, to realne zagrożenie dla życia i zdrowia pacjentów". Jak poinformowała sekretarz Rady, "30 tysięcy polskich pielęgniarek i położnych nie jest zatrudnionych". - Nie zgadzamy się na to, aby naszymi rodzicami, dziećmi, nami samymi, opiekowały się osoby, które nie znają języka polskiego, które nie mają stwierdzonych kwalifikacji - mówił wiceprezes Sebastian Irzykowski.
Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych w środę w komunikacie oceniła, że nowy pomysł rządu, aby szukać pielęgniarek i położnych wśród osób, które kształciły się poza granicami RP, "to realne zagrożenie dla życia i zdrowia pacjentów". Ich zdaniem, "sugerować to może, że wszystkie polskie pielęgniarki i położne znalazły już zatrudnienie, tymczasem tak nie jest".
- Jesteśmy w obowiązku jako Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych poinformować i przekazać opinii publicznej informacje na temat, jakie mamy zasoby kadrowe niewykorzystane. 30 tysięcy pielęgniarek i położnych nigdzie nie jest zatrudnionych, nie wykonują również zawodu jako indywidualne samodzielne podmioty lecznicze ani w podmiotach państwowych ani w podmiotach niepublicznych - powiedziała w środę na konferencji prasowej przed Ministerstwem Zdrowia Joanna Walewander, sekretarz Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych.
Zaznaczyła, że "w 2020 roku Okręgowe Rady Pielęgniarek i Położnych stwierdziły ponad pięć tysięcy praw wykonywania zawodu, z czego 70 procent pielęgniarek i położnych nie znalazło zatrudnienia w obecnym systemie ochrony zdrowia".
"Nie zgadzamy się na to, aby naszymi rodzicami, naszymi dziećmi, nami samymi opiekowały się osoby, które nie znają języka polskiego"
Sebastian Irzykowski, wiceprezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych powiedział, że "samorząd zawodowy pielęgniarek i położnych został powołany do tego, by dbać o jakość opieki sprawowanej przez pielęgniarki i położne nad polskimi pacjentami".
- Dlatego nie zgadzamy się na to, aby naszymi rodzicami, naszymi dziećmi, nami samymi opiekowały się osoby, które nie znają języka polskiego, które nie mają stwierdzonych kwalifikacji, które nie mają stwierdzonej informacji o tym, czy były karane na terenie swojego kraju. Dlatego zabiegamy o to, aby to nie decyzja administracyjna w Ministerstwie Zdrowia była decyzją, który mówi o tym, czy ktoś ma wykonywać zawód pielęgniarki i położnej na terenie Polski - zaapelował.
"Nie ma stabilności w naszym zawodzie, jeśli chodzi o warunki i płace"
Walewander dodała, że polskie pielęgniarki "chętnie podjęłyby pracę, ale propozycje, które są przedstawiane, nie są przyjmowane z uwagi na to, że albo to są złe warunki pracy albo złe warunki płacy". - Nie ma stabilności w naszym zawodzie, jeśli chodzi o warunki i płace - oceniła. - Bo jeżeli jeden minister dał, to drugi albo realizuje to wynagrodzenie albo za moment może to cofnąć - mówiła.
"Jeżeli mówimy, że wszystkie ręce na pokład to przede wszystkim sięgnijmy do naszych polskich obywateli"
Zofia Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych mówiła, że "dyrektorzy szpitali tłumaczą się, że nie mają środków na zwiększenie zatrudnienia pielęgniarek i położnych, że nie mają środków na zatrudnienie personelu pomocniczego". - Mamy rzeszę u nas wykształconych opiekunów medycznych jako zawód pomocniczy dla pielęgniarek, dla pacjentów i oni też nie są zatrudniani. To jest ponad 40 tysięcy. To są zasoby, które są niewykorzystane - powiedziała.
- Jeżeli mówimy, że wszystkie ręce na pokład, to przede wszystkim sięgnijmy do naszych polskich obywateli, którzy posiadają wykształcenie medyczne, paramedyczne, dajmy im dobre warunki wynagrodzenia - mówiła.
- Dlaczego na stadionie i innych miejscach, gdzie są awaryjne szpitale zgłosiło się tak dużo chętnych? Bo tam zaproponowano podwójną stawkę. Tymczasem osobom, które ciężko pracują, umierają nasze koleżanki położne, chorują, one nadal nie dostają zwiększonego wynagrodzenia - powiedziała, zwracając uwagę, że ustawa covidowa wciąż nie została opublikowana.
Pod koniec października Sejm przegłosował poprawki Senatu do ustawy dotyczącej przeciwdziałania sytuacjom kryzysowym związanym z wystąpieniem COVID-19. Posłowie poparli poprawkę, zgodnie z którą dodatek w wysokości 100 procent wynagrodzenia przysługiwać ma wszystkim (a nie tylko tym skierowanym do pracy przez wojewodę) pracownikom ochrony zdrowia zaangażowanym w leczenie chorych na COVID-19 lub podejrzanych o zakażenie.
Następnego dnia Sejm uchwalił kolejną nowelizację tak zwanej ustawy covidowej. Jej projekt został złożony przez PiS w celu - jak wskazano w uzasadnieniu - "konwalidacji błędu", który miał miejsce podczas rozpatrywania senackich poprawek do poprzedniej noweli covidowej. Nowela ta czeka na rozpatrzenie w Senacie. 4 listopada prezydent podpisał pierwszą z omawianych ustaw, przesłaną mu już z Sejmu po poprawkach Senatu, ale dotąd nie została ona opublikowana w Dzienniku Ustaw.
Rzecznik rządu Piotr Mueller na antenie Polskiego Radia wyjaśniał, że ustawa "w obecnym brzmieniu jest efektem pomyłki w głosowaniach", a "jej wejście w życie oznaczałoby wypłacenie dodatkowych wynagrodzeń praktycznie wszystkim lekarzom". Wicepremier Jarosław Gowin w radiu RMF FM przekonywał, że "niepublikowanie ustawy, którą podpisał prezydent, to wyraz odpowiedzialności za Polskę", a szef KPRM Michał Dworczyk pytany o powody zwłoki publikacji ustawy odpowiedział, że nie ma wiedzy w tej sprawie.
"Robimy wszystko, żeby do strajku nie doszło"
Prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Zofia Małas powiedziała, że rada "robi wszystko, żeby do strajku nie doszło". - Stąd ta nasza dzisiejsza konferencja - podkreśliła.
- Samorząd nie jest od organizowania strajku, nie mamy kompetencji ustawowych do strajku. Natomiast związek zawodowy ma prawo walczyć, łącznie ze strajkiem o godne warunki pracy i płacy swoich członków, w tym przypadku pielęgniarek i położnych - dodała.
Jak powiedziała, "jeżeli rząd będzie się wsłuchiwał w nasze argumenty, być może nie będzie takiej groźby".
"Byłbym bardzo zaskoczony, jeżeli rzeczywiście nie byłoby miejsc pracy dla pielęgniarek"
Minister zdrowia Adam Niedzielski w środę odniósł się do dzisiejszej konferencji pielęgniarek. - Byłbym bardzo zaskoczony, jeżeli rzeczywiście nie byłoby miejsc pracy dla pielęgniarek. To wydaje się absurdalne, bo jest ogromne zapotrzebowanie na personel - powiedział.
- Jeżeli chodzi o projekt ustawy, który będzie prezentowany w Sejmie jutro na komisji, to my będziemy starali się przedstawiać nasze argumenty, strona społeczna będzie również miała szanse swoje argumenty przestawić - mówił.
Zaznaczył, że on musi "spojrzeć szerzej, co jest zagrożeniem, co jest ryzykiem dla pacjentów, a nie tylko jakie są interesy poszczególnych grup zawodowych". - Interesem pacjenta jest przede wszystkim to, żeby miał zapewnioną opiekę medyczną, którą najważniejszą składową jest personel medyczny, także mam nadzieję, że razem wypracujemy takie rozwiązanie, które będzie przede wszystkim dobre dla pacjentów - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24