W jednym miejscu ubiegamy się o to, żeby dwie dodatkowe agencje unijne przyszły do Polski, a w innym nie przestrzegamy werdyktów Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości - mówił były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Kowal w programie "Faktach po Faktach". Adrian Zandberg z partii Razem ocenił, że gdyby Polska przestała "respektować europejskie trybunały, to zagrożone byłyby prawa zwykłych ludzi".
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej podjął 28 lipca decyzję o nakazie natychmiastowego wstrzymania wycinki Puszczy Białowieskiej na obszarach chronionych. Minister środowiska Jan Szyszko zapowiedział jednak, że działania będą kontynuowane.
Jak stwierdził, rośnie tam około 1,3 mln zarażonych kornikiem drzew i trzeba je usunąć jeszcze w tym roku.
"Polkom i Polakom zostanie odebrana możliwość odwołania"
- Albo ministerstwo [środowiska - red.] nie wie, jak działa Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, albo udaje. To się skończy karami - stwierdził Adrian Zandberg z partii Razem, komentując w środowy wieczór w TVN24 decyzję ministra Szyszki.
Zdaniem Zandberga kary finansowe ze strony Unii to nie najgorsze konsekwencje takiej decyzji w sprawie puszczy.
- Jeżeli Polska przestałaby respektować europejskie trybunały, to zagrożone byłyby prawa zwykłych ludzi. Powiedzmy sobie to jasno: i Trybunał Sprawiedliwości (Unii Europejskiej - red.), i Europejski Trybunał Praw Człowieka to są instytucje, które stoją na straży naszych praw jako obywateli, jako pracowników - podkreślił przedstawiciel partii Razem.
- Jeżeli Polska będzie zachowywać się tak, jakby nie respektowała tych instytucji, to skończy się nie tylko reperkusjami międzynarodowymi. To będzie także oznaczać, że Polkom i Polakom zostanie odebrana możliwość odwołania się od niesprawiedliwych decyzji - dodał Zandberg.
Ocenił, że w sprawie Puszczy Białowieskiej widać, jak "konkretne interesy wygrywają z interesem społecznym". - Nie trzeba być Adamem Wajrakiem, żeby widzieć, że są bardzo konkretne biznesowe interesy, które stoją za tymi wycinkami - uznał.
Kowal: polityka rządu staje się hybrydą
- Tym, co się najbardziej rzuca w oczy, jest to, że brakuje koordynacji europejskiej w polskim rządzie - powiedział Paweł Kowal, były wiceminister spraw zagranicznych.
- To jest szalenie niebezpieczne, bo polityka rządu staje się taką hybrydą. W jednym miejscu ubiegamy się o to, żeby dwie dodatkowe agencje unijne przyszły do Polski (po brexicie - red.), ponieważ one wychodzą z Wielkiej Brytanii, a w innym miejscu nie tylko nie przestrzegamy (wyroków - red.) ETS-u, ale oświadczamy, że nie będziemy tego robić - wyjaśniał.
Kowal zauważył, że polskie władze starają się wykorzystać europejskie prawo, żeby zablokować projekt budowy gazociągu Nord Stream 2, a dodatkowo w sprawę gazociągu bardzo aktywnie włączyły się Stany Zjednoczone, przez co "jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek, żeby wygrać tę rozgrywkę polityczną".
- W innym miejscu zaś deklarujemy, że nas nie interesują regulacje europejskiej - zauważył Kowal.
- Pani premier, która ma do tego (polityki europejskiej - red.) dedykowanego wiceministra (Konrada - red.) Szymańskiego, powinna spinać politykę europejską rządu. W przeciwnym wypadku będziemy mieć taką sytuację, że każdy minister w Polsce będzie miał swoją własną politykę - ocenił Kowal.
- Jak słyszę, że jeden minister ma jedną, drugi - inną, to już nie wchodzę w to, co na to kornik. Ale to faktycznie zaczyna być perspektywa kornika: każdy kornik widzi jedynie swój pień, nie dostrzega lasu - dodał Kowal.
"To powinien być duży komitet, duży konkurs międzynarodowy"
Goście programu rozmawiali również o decyzji wojewody mazowieckiego, który we wtorek zerwał współpracę ze stołecznym konserwatorem zabytków. Sprawa dotyczy losów wszystkich stołecznych zabytków, ale opinia publiczna koncentruje się przede wszystkim na budowie pomników smoleńskich przy Krakowskim Przedmieściu. Prawdopodobnie zerwanie porozumienia spowoduje powrót tematu monumentów. Oznacza bowiem, że zgodę lub jej odmowę na ich postawienie będzie wydawał wojewódzki konserwator zabytków, a nie - jak do tej pory - stołeczny. Ten pierwszy podlega wojewodzie mazowieckiemu, a więc pośrednio rządowi.
Kowal samej decyzji wojewody nie chciał komentować, gdyż jego zdaniem "konserwator w Warszawie to szereg drażliwych tematów".
- Natomiast co do pomników moje stanowisko jest proste. Sprawa nie jest jednej partii, jednego środowiska, ona jest narodowa, państwowa. I już dawno powinna była zostać załatwiona - stwierdził były wiceszef MSZ. Dodał, że komitety zajmujące się budową pomników powinny być ponadpartyjne.
Kowal, który podkreślił, że obecnie nie jest aktywnym politykiem, ocenił, że "tam, gdzie chodzi o prezydenta, elity państwa, sprawa powinna być narodowa". Za projekty monumentów powinien odpowiadać "duży komitet", a najlepsze prace wyłonić "duży konkurs międzynarodowy".
- To powinno mieć swoją klasę - stwierdził był wiceszef MSZ.
- Dzisiaj mamy taką sytuację, że kraj obstawiony jest pomnikami prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Marii Kaczyńskiej. Jeszcze nie widziałem ani jednego, który miałby klasę artystyczną, byłby ustawiony w odpowiednim miejscu - wyznał Kowal.
- Grozi nam to samo, w tym trybie partyjnym, a nie państwowym, co się stało z pomnikami Jana Pawła II - skomentował.
ZOBACZ CAŁY ODCINEK PROGRAMU "FAKTY PO FAKTACH":
Autor: tmw/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24