Rok po wybuchu największej afery w polskim internecie wciąż jest tylko jeden podejrzany - Stuart B., znany w sieci jako Stuu. To jednak może się niedługo zmienić - Pandora Gate to dzisiaj gigantyczne śledztwo, z którego wyodrębniono 14 różnych wątków. Wszystkie na razie bez przedstawionych zarzutów, ale dotyczą poważnych przestępstw - między innymi pedofilii. Postępowania - jak przyznają sami prokuratorzy - nie byłoby, gdyby nie internetowi szeryfowie. I niestety jeszcze długo będziemy na nich zdani.
Na pierwszy rzut oka Pandora Gate niewiele zmieniła. Na wolności jest główny antybohater historii, która w październiku 2023 roku zbulwersowała opinię publiczną w Polsce. Chodzi o Stuarta B., jednego z najpopularniejszych youtuberów w kraju, który miał prowadzić korespondencję o podtekście erotycznym z dziewczętami poniżej 15. roku życia. Prokuratura ustaliła, że w 2015 i 2018 roku doprowadził dwie nieletnie dziewczynki do innej czynności seksualnej. Grozi mu za to do 12 lat więzienia.
Formalnie tych zarzutów Stuu jeszcze nie usłyszał, bo od 2020 roku przebywa w Wielkiej Brytanii. Tam został zatrzymany 14 października zeszłego roku. Na wolność - za kaucją - wyszedł osiem dni później.
- Wystąpiliśmy do strony brytyjskiej o ekstradycję Stuarta B. Sąd w Manchesterze przychylił się do wniosku o wydanie pana B. do Polski, ale podejrzany odwołał się od tej nieprawomocnej decyzji. Czekamy zatem na decyzję sądu apelacyjnego - mówi nam prokurator Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Dodaje, że wyrok brytyjskiego sądu drugiej instancji może zapaść jeszcze w tym roku.
- Czy zatem do powrotu Stuu w sprawie nic się nie dzieje? - pytamy.
- Bynajmniej - odpowiada prokurator. Podkreśla, że zebrane w Pandora Gate materiały to już kilka tysięcy stron zeznań, ekspertyz i opinii, które zgromadzono w 15 tomach akt. A to jeszcze nie koniec.
- Materiał jest gromadzony w postaci nagrań w różnych mediach. Do tego dochodzi zawartość dysków twardych, historii korespondencji i zeznań świadków, których przesłuchaliśmy już kilkudziesięciu - wylicza prokurator Skiba.
Co w ciągu roku udało się ustalić śledczym?
Kula śnieżna
Ogrom materiału nie może dziwić, bo Pandora Gate to nie tylko oskarżenia pod adresem Stuu. Ponieważ prokuratura nie chce informować o szczegółach swoich ustaleń ze względu na dobro śledztwa, warto wrócić do tego, co w ubiegłym roku o swoich ustaleniach mówił Sylwester Wardęga (znany jako Wardęga lub "Druid") i Mikołaj Tylko (znany jako Konopskyy). To dwaj internetowi twórcy, dzięki którym Pandora Gate wyszła na światło dzienne. Według nich, Pandora Gate składa się z czterech głównych wątków:
Pierwszy dotyczył relacji znanych youtuberów z nieletnimi fankami. Tutaj, oprócz Stuu, pojawiały się zarzuty kierowane w stronę innego internetowego twórcy - Verteza, który też miał wymieniać erotyczne wiadomości z nieletnią fanką (twórca wszystkiemu potem zaprzeczył i stwierdził, że porównywanie go ze Stuu jest farsą).
Drugi wątek dotyczył znanych youtuberów, którzy mieli wiedzieć o pedofilii w środowisku, ale niczego z tym nie robili. W tym kontekście pojawiał się między innymi Marcin Dubiel (po wybuchu afery zniknął z sieci na kilka miesięcy, ale ostatnio wrócił do publikowania nagrań) czy Boxdel, właściciel dużej federacji freakfightowej (od jakiegoś czasu w ostrym sporze z Sylwestrem Wardęgą, którego oskarża o sprowokowanie afery w celach biznesowych).
Trzeci z wątków dotyczył twórców, którzy podczas relacji na żywo pokazywali zdjęcia i filmy przesłane przez młode kobiety bez weryfikacji ich wieku (w tym kontekście pojawiał się youtuber DeeJayPallaside, który po wybuchu afery publikował filmy, na których zapłakany tłumaczył, że "nie jest dumny z niektórych materiałów, które trafiały na kanał". Dalej publikuje filmy).
Czwarty z wątków dotyczył kontrowersyjnych materiałów, które miały sugerować, że twórcy zachowywali się w sposób przemocowy wobec kobiet powyżej 15. roku życia. Dopuszczać się tego mieli m.in. Krzysztof Gonciarz (z lewicującego, umiarkowanego twórcy przeistoczył się obecnie w youtubera mówiącego m.in. o "toksycznej kobiecości" i uczestnika walk w klatce) oraz twórca znany jako Gargamel (zniknął z sieci na dłuższy czas, ale ostatnio wrzucił nowy teledysk).
Dlaczego przytaczamy te ustalenia? Bo po wybuchu Pandora Gate prokuratura wprost przyznawała, że gdyby nie praca Wardęgi i Konopskyy’ego, śledztwa by nie było:
- Całe to postępowanie zostało wszczęte w oparciu tak naprawdę o śledztwo przeprowadzone przez youtuberów, którego wyniki zostały opublikowane w serwisie YouTube - mówił przed kamerą "Superwizjera" TVN prokurator Szymona Banna, ówczesny rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Wypowiedź została nagrana w kwietniu tego roku.
Od tego czasu prokuratora Bannę zastąpił prokurator Piotr Skiba. Przekazuje nam, że i w sprawie Pandora Gate zmieniło się bardzo dużo, a śledczy wiedzą dziś sporo więcej, niż wynikało to z internetowych ustaleń.
- Wyodrębniliśmy aż czternaście różnych wątków, które - zgodnie z właściwością miejscową - zostały przekazane do dwunastu prokuratur w całej Polsce - mówi prokurator Skiba.
Czternaście wyodrębnionych wątków toczy się obecnie w sprawie, czyli na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów. Wszystkie sprowadzają się do podejrzenia popełnienia trzech przestępstw: z artykułów 157, 197 i 200 Kodeksu Karnego. Kolejno to:
- spowodowanie uszczerbku na zdrowiu,
- zgwałcenie lub wymuszenie innej czynności seksualnej,
- seksualne wykorzystanie małoletniego.
Ścianą oddzieleni
Jak to się jednak stało, że gigantyczne śledztwo dotyczące między innymi pedofilii - jak przyznaje sama prokuratura - potrzebowało zaangażowania internetowych szeryfów? Dlaczego poszkodowane nie powiedziały o tym, co się stało, rodzicom albo pedagogowi szkolnemu? - Bo wszystko to wydarzyło się w internecie ludzi młodych. Świecie, do którego dostęp jest niezwykle ograniczony - odpowiada na pytania tvn24.pl Daniel Cysarz, seksuolog i psychoterapeuta.
CZYTAJ TEŻ: PANDORA GATE, MEETUPY, DRAMY I NUDESY. WSZYSTKO, CO CHCESZ WIEDZIEĆ O INFLU, ALE WSTYDZISZ SIĘ ZAPYTAĆ >>>
Co ma na myśli? Że świat internetowych gwiazd oraz fanów w niewielkim stopniu przebija się do "dorosłych" instytucji, takich jak szkoła, policja czy prokuratura. Youtubowi celebryci są też często anonimowi dla mainstreamowych mediów.
- Świat internetu w dużej mierze uciekł nam, dorosłym. Rodzice nie wiedzą, kim są idole ich dzieci, nie wiedzą, czym są streamy, rolki, dramy czy meetupy. Brak wiedzy pogłębia przepaść międzypokoleniową. Dzieci zostają w sieci same i stają się łatwiejszym celem dla przestępców seksualnych niż ich rówieśnicy z poprzedniego pokolenia - ocenia Daniel Cysarz.
Dlaczego? - Dziecko wie, że niedoinformowany w zakresie cyfrowej rzeczywistości rodzic ma tendencję do tego, żeby swoją bezsilność i brak znajomości tematu przerzucić na prosty zakaz korzystania z internetu. Rodzic zakaże używania telefonu czy komputera, nie rozumiejąc, że dziś to właśnie w sieci toczy się lwia część życia młodych ludzi. Dziecko w obawie przed takim zakazem i wyłączeniem z sieci woli ukryć przed rodzicem niebezpieczne sygnały, na które się natknęło. Dziecko zostaje ostatecznie samo w obliczu zagrożenia - odpowiada ekspert.
Daniel Cysarz wdrażał rządowy program związany z ograniczeniem dostępu dzieci i młodzieży do pornografii (był realizowany przez resort zdrowia od 2016 do 2018 roku).
- Jedną z podnoszonych wtedy kwestii była ta związana z potrzebą wynalezienia oprogramowania, które uniemożliwiałoby dzieciom korzystanie ze stron porno. Po pewnym czasie jednak porzuciliśmy ten pomysł. Z badań wynikało, że tworzenie ograniczeń jest bez sensu, bo dzieci i młodzież zawsze znajdą sposób omijania zabezpieczeń. Zrozumieliśmy, że musimy działać inaczej, że skoro nie możemy odciąć dzieci od złych treści, to musimy nauczyć je radzić sobie z bodźcami, na które i tak się natkną - tłumaczy.
Dlatego też Daniel Cysarz jest przekonany, że kluczowe jest położenie nacisku na edukację, przede wszystkim wśród dzieci. - Tyczy się to zarówno wspomnianej pornografii, jak i innych zagrożeń. Musimy uświadamiać, co jest szkodliwe i dlaczego. Musimy podkreślać, jakich granic nikomu nie wolno przekraczać. Dzieci muszą być uzbrojone w świadomość i wiedzę, innej drogi nie ma - zaznacza.
A gdzie w tym wszystkim są rodzice? - Oczywiście najlepiej by było, gdyby i oni się edukowali, lepiej rozumieli ten świat. Niestety, trudno w tym zakresie mieć jakieś złudzenia. Dorośli często nie mają ani chęci, ani ochoty, żeby uczyć się cyfrowej rzeczywistości od zera. Do internetu często podchodzą tak, jak jeszcze starsze pokolenia podchodziły do zakupów w sieci - nieufnie, z dużym dystansem - przyznaje ekspert.
Bez przewodnika ani rusz
Wizja Daniela Cysarza, że dzieci powszechnie będą przygotowane do poradzenia sobie z zagrożeniami czekającymi w sieci, na razie ma się nijak do rzeczywistości. A skoro tak, to - jak mówi mi emerytowana policjantka Ida Stefanowska - skazani jesteśmy na internetowych szeryfów. Członków internetowej społeczności, którzy - w razie potrzeby - zaalarmują mainstream, że dzieje się coś złego. Czyli zrobią dokładnie to, co przy okazji Pandora Gate zrobili Konopskyy i Wardęga.
Ida Stefanowska była naczelnikiem Wydziału do Walki z Cyberprzestępczością, który wchodził w skład Zespołu do Walki z Handlem Ludźmi w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Zatrudnialiśmy naprawdę zdolnych ludzi, którzy byli fantastycznymi ekspertami w zakresie systemów komputerowych, mieli niesamowitą wiedzę, jeżeli chodzi o funkcjonowanie serwerów, szyfrowanie wiadomości i tak dalej. Mimo to musieliśmy korzystać z konsultantów, nierzadko bardzo młodych, którzy byli dla nas przewodnikami, doradzali nam i pomagali lepiej zrozumieć analizowaną materię - opowiada była policjantka.
Konsultant jest dla działań operacyjnych tym, kim dla prokuratorów są biegli. Mają się znać na danym zagadnieniu i pomóc policjantom dobrze je zrozumieć.
- Zdarzało się, że pomagali nam hakerzy albo członkowie zamkniętych grup dyskusyjnych. Bez ludzi ze środka niektórych rzeczy nie da się zgłębić - przyznaje Ida Stefanowska.
Często status konsultanta dostawali ci, którzy wcześniej sami zgłaszali policji, że ktoś dopuszcza się przestępstwa. - Tacy whistleblowerzy (sygnaliści - red.) mogli potem liczyć na drobną gratyfikację, której wysokość musiał zatwierdzić naczelnik, czasami to było pięćset złotych, czasem tysiąc. Ważniejsze jednak było to, że dzięki sygnałowi źli ludzie dostawali po łapach - opowiada Stefanowska.
Kiedy była jeszcze aktywną policjantką, pracowała nad akcją "Pandora". Ta nie dotyczyła jednak polskich youtuberów, tylko siatki pedofilów działających w całej Europie.
CZYTAJ WIĘCEJ: "MAM BLONDYNECZKĘ, PIĘĆ LAT". PEDOFIL VIP SYPIE KOLEGÓW >>>
- Wiem, że gdyby nie aktywność internautów, to wielu sprawców patologii mogłoby bezkarnie łamać prawo i krzywdzić innych. Trudno nie szanować internetowych szeryfów. Czasami za swoją aktywność muszą zapłacić pewną cenę i na przykład złożyć zeznania, bo zdemaskowani przez internautów mają tendencję do grożenia pozwami o zniesławienie - zaznacza emerytowana policjantka.
Szeryf z sieci nie bierze jeńców
W sprawie Pandora Gate w rolę szeryfów wcielili się Konopskyy i Wardęga, i zrobili na tym miliony wyświetleń (a to przekłada się na wzrost popularności kanału i wpływów z reklam). Ale czasami internetowemu szeryfowi muszą wystarczyć dowody uznania ze strony społeczności. Tak było w przypadku użytkownika portalu wykop.pl, który przygotował stronę internetową poświęconą znanemu youtuberowi Kamilowi L., pseudonim "Budda". Kamil L. został zatrzymany w rocznicę zatrzymania Stuu.
CZYTAJ TEŻ: CZTERY KSIĄŻKI "BUDDY", ŁĄCZNIE 368 STRON. PROKURATURA: PAŃSTWO STRACIŁO NA TYM 60 MILIONÓW ZŁOTYCH >>>
Użytkownik wykopu podzielił się wynikami swojego internetowego śledztwa. Internauta prześwietlał informacje na temat "Buddy", bo - jak sam napisał - jego młodszy brat był tak ślepo zapatrzony w youtubera, że postanowił mu się bardzo dokładnie przyjrzeć. Dlatego można tam przeczytać o kulisach organizowania loterii, wątpliwościach związanych z prowadzeniem wypożyczalni luksusowych samochodów i tak dalej.
"Budda" jeszcze przed zatrzymaniem zdążył pozwać do sądu użytkownika wykopu i grozić innym użytkownikom portalu na opublikowanym w sieci filmie, że "więcej zarobi na odszkodowaniach niż na loterii".
Wspomniany portal wielokrotnie pozwalał nagłaśniać problemy w sieci. To tutaj zbierano na przykład materiały obciążające jednego z youtuberów, który na filmie znęcał się nad niepełnosprawnym mężczyzną. To tutaj klatka po klatce internauci analizowali materiały wideo, dzięki czemu udało się ustalić tożsamość "Froga", kierowcy, który nagrywał swoje szaleńcze przejazdy przez Warszawę, a potem publikował je w sieci.
- Zdarzało się też, że nasi użytkownicy potrafili ustalać dużo więcej niż policja. Na podstawie zamazanego filmu czy szczątków informacji dostępnych w sieci udawało im się ustalać, kim są i gdzie mogą przebywać poszukiwane osoby, namierzali sprawców pobić czy kierowców, którzy uciekli z miejsca wypadku. Internetowych śledztw mieliśmy już tak wiele, że nie jestem w stanie sobie ich wszystkich przypomnieć - mówi nam Michał Białek, szef portalu.
- Wykop działa już dwadzieścia lat. Kiedy zaczynaliśmy, społeczeństwo przez palce patrzyło na internetowych twórców i - jak to się wtedy mówiło - blogerów, czyli tych, co pisali w sieci. W społecznym wyobrażeniu coś dobrego dla społeczeństwa robili tylko dziennikarze w prasie i telewizji - opowiada Białek. Teraz - jak ocenia - sytuacja wygląda zupełnie inaczej. - Gdyby nie nasi użytkownicy, mnóstwo historii zostałoby w cieniu. Za śmiesznymi nickami często kryją się specjaliści w wielu branżach, profesorowie i eksperci, którzy poświęcają swój czas pro publico bono - wskazuje.
Atencja i nie tylko
To na wykopie gromadzono też materiały obciążające znanego patostreamera z Torunia, Daniela Magicala. Transmitował na żywo libacje alkoholowe, rynsztokowe rozmowy, a nawet przypadki przemocy. Trzeba jednak zaznaczyć, że zanim internetowa społeczność zaczęła interweniować, przez kilka tygodni wspierała patostreamera i pomagała mu docierać do nowych odbiorców.
- Tak to niestety wygląda, że dopóki ktoś jest lubiany, to może liczyć, że internet przymknie oko na jego grzeszki. Tak było z Magicalem: dopóki wykop go lubił i się nim nie znudził, był bezkarny i mógł liczyć na darmową promocję. Jeżeli zatem tak ma działać coś, co musi nam zastąpić policję czy prokuraturę, to mamy bardzo poważny problem - komentuje "Śnieżyn", jeden z użytkowników wykopu, który zabezpieczał nagrania obciążające patostreamerów.
Michał Białek, szef wykop.pl: - W internecie, jak w życiu, istotne są trendy. Trudno powiedzieć, co sprawia, że popularna i lubiana, chociaż skrajnie kontrowersyjna aktywność nagle przestaje być akceptowana. Myślę, że może wiązać się to z potrzebą atencji i uczestniczenia w czymś. Do momentu kiedy coś jest nowe i modne, silniejsza jest grupa akceptująca zjawisko. Po pewnym czasie - jak to było z patostramerami - do głosu doszli ci, którzy chcieli walczyć z czymś, co godziło w ich wartości.
Sposób działania internetowych szeryfów bywa tyleż skuteczny, co bezwzględny. Magdalena Gwóźdź i Łukasz Ruciński to reporterzy "Superwizjera" TVN, którzy kilka miesięcy temu realizowali materiał na temat afery Pandora Gate. Ostatecznie w ich reportażu nie pojawiła się żadna osoba, która ma w sprawie status osoby poszkodowanej. Dlaczego?
- Kiedy wybuchła afera, te dorosłe już kobiety były przekonane, że cała Polska pochyliła się nad ich krzywdą. Były pewne, że wreszcie ktoś skupił się na ich dramacie, na ich emocjach. Kilka miesięcy później nabrały przekonania, że były co najwyżej narzędziem do nakręcenia dużej afery w sieci. Dziś czują się wykorzystane i potraktowane instrumentalnie, dlatego nie chcą już publicznie mówić o swoich przejściach - opowiada nam Łukasz Ruciński.
Skąd takie przekonanie u kobiet, z którymi przed laty korespondowali i spotykali się znani youtuberzy? Pandora Gate wybuchła rok temu, ale jej echo ciągle jest słyszalne w sieci. Kolejni youtuberzy nabijają wyświetlenia, wracając do dramatów ofiar. Zdarza się, że w sieci - bez zgody tych dziewczyn - prezentowane są fragmenty ich rozmów sprzed lat ze znanymi youtuberami.
- Niestety stały się one narzędziem do robienia popularności. Po tym, co przeszły przed laty, to ostatnie, na czym im zależy - kończy Łukasz Ruciński.
spowodowanie uszczerbku na zdrowiu,
zgwałcenie lub wymuszenie innej czynności seksualnej,
seksualne wykorzystanie małoletniego.
Autorka/Autor: Bartosz Żurawicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl/Polska Policja