Po odejściu siedmiu specjalistów w szpitalu im. prof. Grucy w Otwocku nie ma komu wykonywać skomplikowanych operacji ręki i barku. A po odwołaniu z funkcji kierownika kliniki prof. Stanisława Pomianowskiego będzie mniej operacji łokcia. - Przyjąłem propozycję pozostania w szpitalu na stanowisku konsultanta, by nadal móc operować pacjentów i uczyć przyszłych specjalistów chirurgii łokcia, ale będę to robił na pół etatu - mówi w wywiadzie z tvn24.pl prof. Pomianowski, wybitny chirurg.
Prof. Stanisław Pomianowski do niedawna był kierownikiem Kliniki Chirurgii Urazowej Narządu Ruchu i Ortopedii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego (CMKP) w Otwocku. Jest twórcą stosowanej na całym świecie endoprotezy bipolarnej głowy kości promieniowej typu KPS (od nazwisk Kędzior, Pomianowski, Skalski – profesora i dwóch inżynierów, którzy są jej współtwórcami). Po badaniach skuteczności w USA, po raz pierwszy wszczepił ją pacjentowi w Otwocku w 1998 r. Do dziś w klinice w placówce odbyło się ponad 400 takich operacji, a na świecie kilka tysięcy. Stanowisko kierownika kliniki prof. Pomianowski zajmował od 16 lat, a pracownikiem szpitala im. prof. Grucy w Otwocku, który jest siedzibą klinik ortopedii CMKP, jest od 1983 r.
Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego (CMKP) to uczelnia medyczna zajmująca się kształceniem specjalizacyjnym lekarzy, którzy ukończyli studia na wydziale lekarskim, i innych zawodów medycznych. Uczelnia jest organem założycielskim dla dwóch szpitali: Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego (SPSK) im. prof. Witolda Orłowskiego w Warszawie i SPSK im. prof. Adama Grucy w Otwocku, który jest szpitalem ortopedycznym. Ten ostatni uważany jest za jeden z najlepszych w kraju. Wielu ortopedów uważa go za "ostatnią instancję" - to tutaj odsyłani są pacjenci, z których chorobami nie mogą sobie poradzić specjaliści z innych placówek. To największy szpital ortopedyczny na Mazowszu i jeden z największych w Polsce. Operuje pacjentów z najbardziej skomplikowanymi urazami, takimi jak złamania miednicy czy przeprowadza replantacje kończyn. Prowadzi też operacje wydłużania kończyn u dzieci.
Niedawno szpital w Otwocku stracił ośmiu specjalistów. 4 lipca 2022 r., z funkcji kierownika kliniki, odwołano prof. Stanisława Pomianowskiego. Oficjalnie - z powodu utraty zaufania. Zdaniem Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL), który zażądał przywrócenia profesora do pracy, rzeczywistym powodem było jego wsparcie dla protestujących lekarzy i krytyka słów dyrektora CMKP prof. Ryszarda Gellerta.
Do końca czerwca nie było pewności, czy szpital w Otwocku nie zostanie bez ortopedów. Pod koniec marca z powodu niskich płac i złych warunków pracy wypowiedzenia złożyło 44 specjalistów. Ostatecznie CMKP porozumiało się z lekarzami. Na odejście zdecydowało się tylko ośmiu, w tym dwóch bez związku ze sporem.
Związkowcy ze szpitala informowali, że do wycofania wypowiedzeń przekonała ich nie tylko obietnica podwyżki (łącznie o 1900 zł od listopada oraz 50 proc. od stawki NFZ za każdego pacjenta przyjmowanego w przyszpitalnej poradni), ale przede wszystkim troska o pacjentów.
Z profesorem Pomianowskim rozmawialiśmy o kulisach odsunięcia go ze stanowiska.
W "Faktach" z 15 lipca 2022 r. dyrektor szpitala prof. Jarosław Czubak powiedział, że odwołanie pana z funkcji kierownika kliniki jest "wewnętrzną sprawą szpitala". Podziela Pan tę opinię?
Pierwszy raz sprawę upublicznił dyrektor CMKP Ryszard Gellert w wywiadzie udzielonym portalowi Rynek Zdrowia 5 kwietnia 2022 roku w taki sposób, że poczułem się zobowiązany do przedstawienia swojego punktu widzenia, co zrobiłem 15 kwietnia, w piśmie przesłanym do redakcji.
Wziął Pan wówczas w obronę 44 ortopedów, którzy z końcem marca złożyli wypowiedzenia, protestując przeciwko niskim zarobkom i złym warunkom pracy.
Wyraziłem poparcie dla protestujących pracowników szpitala i zająłem stanowisko w sprawie wypowiedzi prof. Gellerta, który stwierdził, że odejście 44 specjalistów nie zaważy na losach pacjentów, jak również na szkoleniu rezydentów, a nawet będzie lepiej, bo rezydenci będą mieli lepszy dostęp do stołu operacyjnego. Uznałem, że jest to lekceważące i krzywdzące zarówno dla lekarzy, jak i pacjentów. Uderzyło mnie, że można się w taki sposób wyrażać o tak znakomitych fachowcach. Wyraziłem opinię, że taka sytuacja stworzy problem z operatywą, dostępem pacjentów do świadczeń i wydłuży kolejkę do zabiegów planowych.
Na początku lipca został Pan odwołany ze stanowiska. Oficjalnym powodem miała być "utrata zaufania".
Kiedy 4 lipca wróciłem do pracy po urlopie, na korytarzu szpitalnym dwie pracownice CMKP wręczyły mi pismo o odwołaniu mnie z funkcji kierownika kliniki. Powiedziałem, że go nie podpiszę, na co panie odpowiedziały, że nie szkodzi, bo pismo jest wiążące również bez mojego podpisu. Byłem szczerze zdumiony, że odwołuje się mnie w taki sposób po blisko 40 latach pracy w tym szpitalu i 16 latach pracy na stanowisku kierownika kliniki, uważanej za jedną z najlepszych klinik ortopedycznych, tak pod względem klinicznym, jak i naukowym. Zachowując etat tytularnego profesora zatrudnionego w CMKP, musiałem określić mój status w szpitalu.
Dyrektor Czubak przedstawił Panu dwie propozycje...
Można powiedzieć, że jedną i to "nie do odrzucenia". Pierwszą było bowiem trzymiesięczne wypowiedzenie z pracy w szpitalu bez obowiązku świadczenia pracy, za to z zachowaniem wszystkich dodatków należnych kierownikowi kliniki. Nie mogłem się na nią zgodzić, bo nie mam w zwyczaju brać pieniędzy za nic. Druga dotyczyła pozycji konsultanta, zatrudnionego na pół etatu, którą zwykle otrzymują profesorowie odchodzący na emeryturę albo tacy, którzy na tę emeryturę już dawno przeszli, ale dyrektor chce zachować ich w szpitalu. Przyjąłem tę drugą propozycję, bo nie chcę zostawiać swoich pacjentów i współpracowników. Zacząłem też projekt naukowy, który chciałbym doprowadzić do końca. Mimo to czuję się potraktowany niesprawiedliwie.
Do emerytury jeszcze trochę Panu brakuje.
Kadencję na stanowisku kierownika kliniki miałem zakończyć 30 września 2024 r., a więc miałem jeszcze ponad dwa lata. Przez ten czas chciałem doprowadzić do dyplomu specjalizantów, czyli lekarzy kształcących się na specjalistów ortopedii i traumatologii narządu ruchu, oraz lekarzy, którzy pod moim kierunkiem robią doktoraty. Miałem także plany dotyczące działalności naukowej. I zamierzałem nadal operować. Jestem świadomy wpływu wieku na możliwości chirurga, dlatego stale monitoruję czas wykonywania procedur i ich jakość. Jeden z chirurgów ręki powiedział mi kiedyś, że jeżeli operacja trwa jakiś czas, świetnie się operuje i są dobre wyniki, a czasem nawet czas się skraca, to jest bardzo dobrze. Jeżeli czas stoi w miejscu, dalej jest bardzo dobrze. Jeżeli zaczyna się zwalniać, to znaczy, że może się popsuć jakość. Ja jestem na etapie robienia operacji bardzo dobrze w przewidzianym czasie. Na razie ani ja, ani nikt naokoło, nie widzi powodów, bym miał przestać operować. Przyjąłem propozycję zostania konsultantem, bo była to jedyna możliwość, by nadal istnieć w szpitalu. Jako konsultant nadal będę mógł operować. Będę jednak podlegał bezpośrednio dyrektorowi szpitala, a nie kierownikowi kliniki.
Czy odwołanie Pana z funkcji kierownika kliniki jest formą odwetu, jak sugerowali w liście otwartym związkowcy ze szpitala?
Może tak być. Oficjalnym powodem odwołania jest "utrata zaufania". 24 czerwca napisałem pismo, że nie biorę odpowiedzialności za sytuację w klinice. Tymczasem w artykule tvn24.pl przeczytałem wypowiedź pani Agnieszki Pochrzęst-Motyczyńskiej z CMKP, że powodem mojego odwołania było stwierdzenie, iż "nie biorę odpowiedzialności za dalsze losy kliniki". Takie zdanie w moim piśmie nie padło. Wypowiedzenia, złożone przez specjalistów pod koniec marca, upływały 30 czerwca, więc sześć dni wcześniej, w ostatni dzień pracy przed planowanym urlopem, czyli 24 czerwca, zatroskany o los kliniki i sytuację, napisałem do dyrektora szpitala o przyczynach, dla których ta sytuacja zaistniała. Wyjaśniłem, że w zasadzie nie miałem na nią wpływu, bo dyrektor szpitala narzucił mi ludzi na stanowiskach kierowniczych, nie biorąc w ogóle pod uwagę moich kandydatów i mówiąc, że ja nie odpowiadam za dobór personelu, a jedynie za naukę i dydaktykę. Każdy, kto to pismo przeczyta, zorientuje się, że stwierdziłem, iż nie biorę odpowiedzialności za sytuację, a nie za losy kliniki. Gdybym nie brał odpowiedzialności za losy kliniki, w ogóle nie pisałbym takiego pisma.
Dostał Pan odpowiedź?
Ja od dyrektora szpitala odpowiedzi nie otrzymałem. W odpowiedzi na popierające mnie pismo Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy dyrektor CMKP napisał, że pismo jest bezprzedmiotowe, bo zmieniłem formę zatrudnienia. Wyznaczono pełniącego obowiązki kierownika kliniki, którym został dr hab. Rafał Kamiński, kierownik jednego z oddziałów i mój wychowanek. Jestem spokojny, że to dobry wybór, ale niebawem rozpisany zostanie konkurs na to stanowisko i dr hab. Rafał Kamiński wcale nie musi wygrać.
Czy Pana odwołanie nie przełoży się na gorszy dostęp do leczenia urazów łokcia?
Jeśli chodzi o łokieć, jestem człowiekiem nadal operującym, jak i firmującym te zabiegi, ale mam dwóch wychowanków, znakomitych fachowców, którzy nie mają stopni naukowych, ale w łokciu potrafią zoperować wszystko. Niestety, nie mamy już takich fachowców, jeśli chodzi o chirurgię ręki i barku. Siedmiu znakomitych specjalistów odeszło z kliniki z powodu organizacji pracy i decyzji podejmowanych w szpitalu, względy finansowe były na dalekim miejscu.
Czy padły już propozycje zatrudnienia Pana w innych szpitalach?
Ja pracuję również w medycynie prywatnej i już dostałem propozycję, by przejść tam na stałe, a przynajmniej pracować więcej. Dostałem również propozycję ze szpitali państwowych. Powiedziałem, że na razie muszę wyjaśnić sytuację. Muszę sobie poukładać nową formę pracy jako konsultant. Poza tym przewodniczący OZZL dr Krzysztof Bukiel zażądał przywrócenia mnie na stanowisko. Nie powiem, że liczę na przywrócenie mnie na nie, ale poczułem się bardzo podbudowany taką formą wsparcia.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24