Po ponad trzech latach od wypadku oświęcimski sąd rejonowy ma ogłosić wyrok w sprawie zderzenia fiata seicento i kolumny BOR, w której jechała ówczesna premier Beata Szydło. Prokuratura zażądała dla oskarżonego kierowcy fiata roku ograniczenia wolności. Obrona chce uniewinnienia. - Nie chcę komentować, póki wyroku nie będzie i nie będę też komentowała wyroku sądu. Ja sama mam nadzieję, że ta sprawa wreszcie się skończy, bo to zupełnie niepotrzebnie tak się ciągnie - powiedziała była premier.
Prokurator wnosi o uznanie Sebastiana Kościelnika, którego seicento zderzyło się z rządową limuzyną w lutym 2017 roku w Oświęcimiu, za winnego i wymierzenie mu kary roku ograniczenia wolności. Ograniczenie to ma polegać na obowiązku nieodpłatnej nadzorowanej pracy w wymiarze 20 godzin miesięcznie. Jak tłumaczy prokurator, niski wymiar wnioskowanej kary wynika z młodego wieku oskarżonego.
Obrońca kierowcy seicento domaga się z kolei uniewinnienia swojego klienta.
- Spodziewałem się, że (prokurator - red.) będzie wnioskował o wyrok w zawieszeniu. Trochę zaskoczyło mnie, że to jest tylko ograniczenie wolności. Chciałbym, żeby to wszystko zostało umorzone, żebym został uniewinniony - mówił w środę Sebastian Kościelnik.
Jak przekazała reporterka TVN24 Marta Gordziewicz, sąd ma ogłosić wyrok o 14 w czwartek.
Beata Szydło: mam nadzieję, że ta sprawa wreszcie się skończy
O planowane ogłoszenie wyroku pytana była w Katowicach Beata Szydło.
- Nie chcę komentować, póki wyroku nie będzie i nie będę też komentowała wyroku sądu. Ja sama mam nadzieję, że ta sprawa wreszcie się skończy, bo to zupełnie niepotrzebnie tak się ciągnie, a ciągnie się tylko i wyłącznie dlatego, że niestety politycy Platformy (Obywatelskiej - red.) postanowili wykorzystać całą tę sytuację i tego młodego człowieka (kierowcę seicento - red.) do swoich rozgrywek politycznych - powiedziała była premier.
Mowy końcowe
We wtorek przed krakowskim sądem wygłoszona została niejawna część mów końcowych. Jak relacjonowała reporterka TVN24 Marta Gordziewicz, obejmowała ona materiał, który został utajniony na etapie śledztwa prokuratorskiego, a później także w postępowaniu przed sądem. Chodzi o zeznania ówczesnej szefowej rządu Beaty Szydło, funkcjonariuszy byłego Biura Ochrony Rządu oraz objęte tajemnicą materiały, dotyczące zasad przewożenia najważniejszych osób w państwie.
W ramach wcześniejszej, jawnej części mów końcowych prokurator starał się udowodnić, że Sebastian Kościelnik podczas jazdy wykazał się nieznajomością przepisów, brawurą i arogancją. - Przedstawiłem w wystąpieniu końcowym argumenty, które przemawiają za możliwością i zasadnością uznania Sebastiana Kościelnika za winnego popełnienia tego czynu. Oczywiście nie przedstawiłem całości materiałów, tylko te, które mogłem omówić jawnie - poinformował wówczas Rafał Babiński, prokurator okręgowy z Krakowa.
Babiński zwrócił się też do Kościelnika z pytaniem, czy podziękował kierowcy rządowej limuzyny, że ten, uderzając w jego auto, starał się manewrować, aby nie wyrządzić żadnych szkód i uratował mu życie, a Beatę Szydło i jej kierowcę przeprosił za to, że doznali poważnego uszczerbku na zdrowiu. Kościelnik nie krył oburzenia tymi słowami. - Słowa prokuratora były mocno nie na miejscu (...) Było to po prostu bezczelne z jego strony - stwierdził kierowca fiata seicento.
Mowę końcową wygłosił także Władysław Pociej, obrońca Sebastiana Kościelnika, który w jawnej części swojego wystąpienia argumentował, że winę za zdarzenie ponoszą kierowcy BOR. - W moim przekonaniu, jeśli pozbawić pojazdy rządowe statusu uprzywilejowania, jeżeli na dodatek wykazać, że kierowcy tych pojazdów złamali wszelkie zasady - jazda pod prąd, przekraczanie podwójnej ciągłej linii, wyprzedzanie na skrzyżowaniu, jazda z prędkością, która musi budzić zdumienie - to to są okoliczności, które muszą przesądzać o winie tych ludzi. W moim przekonaniu Sebastian Kościelnik mógłby ponosić odpowiedzialność za to zdarzenie, gdyby mógł widzieć i słyszeć pojazdy uprzywilejowane - ocenił po rozprawie Pociej.
Wypadek rządowej kolumny
Sebastian Kościelniak odpowiada za nieumyślne spowodowanie wypadku w lutym 2017 roku. Jego seicento zderzyło się z rządowym audi, będącym częścią kolumny ówczesnej premier Beaty Szydło. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.
Policja informowała, że rządowa kolumna trzech samochodów, w której jechała ówczesna premier Beata Szydło, wyprzedzała fiata seicento. Jego kierowca, Sebastian Kościelnik, przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać. Uderzył w auto ówczesnej szefowej rządu, które wjechało w drzewo. Poszkodowana została Beata Szydło oraz funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu.
Prokuratura zarzuciła Sebastianowi K. nieumyślne spowodowanie wypadku. Śledczy powoływali się na ustalenia biegłych, którzy stwierdzili, że - niezależnie od używania bądź nie sygnałów dźwiękowych przez pojazdy z kolumny uprzywilejowanej - wyłącznym i bezpośrednim sprawcą zdarzenia był kierowca seicento. Według nich nie rozeznał się on prawidłowo w sytuacji na jezdni.
W połowie marca 2018 roku krakowska prokuratura okręgowa, która badała sprawę, wystąpiła do sądu w Oświęcimiu z wnioskiem o warunkowe umorzenie postępowania. Śledczy chcieli wyznaczenia Kościelnikowi okresu próby wynoszącego jeden rok. Mężczyzna miałby też zapłacić 1,5 tysiąca złotych nawiązki.
Sebastian Kościelnik wraz ze swoim obrońcą Władysławem Pociejem nie zgodzili się na umorzenie sprawy. 27 lipca 2018 roku sąd w Oświęcimiu zadecydował, że sprawa trafi na rozprawę główną.
Proces rozpoczął się w połowie października 2018 roku. W jego trakcie przesłuchano kilkudziesięciu świadków i tylko jeden z nich zeznał, że rządowe limuzyny miały włączone sygnały świetlne i dźwiękowe.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24