Osoby z niepełnosprawnościami nie zostały we wtorek wpuszczone, mimo posiadanych przepustek, na posiedzenie sejmowej komisji, która zajmowała się projektem ustawy o świadczeniu wspierającym. - Głos osób, których dotyczą dane rozwiązania prawne - w tym zwłaszcza tak szczególnych grup narażonych na dyskryminację i w sytuacji tak wrażliwej jak osoby z niepełnosprawnościami - powinien być wysłuchany - powiedziała Małgorzata Szuleka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
We wtorek zebrała się sejmowa komisja polityki społecznej i rodziny. Na posiedzeniu zajęto się rządowym projektem ustawy o świadczeniu wspierającym. Jednak osoby z niepełnosprawnościami, z których część uczestniczyła wcześniej w konsultacjach dotyczących tego projektu, nie zostały wpuszczone na salę mimo przepustek. Mogły uczestniczyć w posiedzeniu jedynie zdalnie.
Szuleka: jest to bardzo niepokojąca decyzja
Gościem TVN24 była Małgorzata Szuleka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Jest to bardzo niepokojąca decyzja, bo co do zasady głos społeczeństwa obywatelskiego i osób, których dotyczą dane rozwiązania prawne - w tym zwłaszcza tak szczególnych grup narażonych na dyskryminację i w sytuacji tak wrażliwej jak osoby z niepełnosprawnościami - powinien być wysłuchany - powiedziała.
- W ciągu ośmiu ostatnich lat obserwujemy, że przestrzeń do konsultacji społecznych i udziału społeczeństwa obywatelskiego w procesach decyzyjnych jest bardzo mocno ograniczana. Sami w Fundacji Helsińskiej mamy szereg przykładów, kiedy nasi eksperci czekają na komisjach, żeby zabrać głos. A zdarzało się, że ten głos nie był im udzielany - dodała.
Przewodnicząca komisji Urszula Rusecka z PiS tłumaczyła, że osoby z niepełnosprawnościami "nie mogły znaleźć się fizycznie (na posiedzeniu komisji - red.) z uwagi na to, że chcemy, aby ta ustawa była w spokoju przeprocedowana". - Nie wydaje mi się, żeby udzielenie głosu osobom, których ten projekt bezpośrednio dotyczy, miał mieć tak dezorganizujący wpływ - skomentowała Szuleka.
Szuleka: to rozwiązywanie problemów, które sami sobie stworzyli
Komisja sprawiedliwości zarekomendowała we wtorek przyjęcie projektu posłów PiS, który przewiduje zmniejszenie liczby sędziów potrzebnych do pełnego składu Trybunału Konstytucyjnego. Zdaniem opozycji to kolejny przykład ręcznego sterowania tą instytucją, rządzący z kolei twierdzą, że ma to usprawnić działania Trybunału.
- To, co wczoraj padło na komisji, to była dziejowa chwila nadmiernej uczciwości ze strony przedstawicieli rządzącej większości, bo jeden z posłów powiedział wprost, że ta ustawa ma zmusić Trybunał Konstytucyjny do danego rozstrzygnięcia - komentowała Szuleka.
Sam pomysł zmniejszenia liczby sędziów potrzebnych do pełnego składu Trybunału Konstytucyjnego nazwała "mądrością etapu", gdyż, jak przypomniała, rządzący najpierw podnieśli ową liczbę z 9 do 13, potem obniżyli ją do 11, a teraz chcą wrócić do liczby wyjściowej. - Prawo i Sprawiedliwość specjalizuje się w rozwiązywaniu problemów, które samo sobie stworzyło - dodała.
- Jeśli chodzi o Trybunał pod tym przewodnictwem, to nie zobaczyliśmy jeszcze wszystkiego. (...) Najważniejszy problem to nie jest ta arytmetyka, największy problem to to, że Trybunał nie jest niezależny - stwierdziła. "Próbę ratowania sytuacji jednym rozwiązaniem" Szuleka oceniła jako "rozpaczliwą".
Zwróciła uwagę, ile spraw zawisło przed Trybunałem i nie zostało rozstrzygniętych z powodu jego paraliżu. - To ma ogromne i przełomowe znaczenie i wpływ na życie społeczne - dodała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24