Cofanie liczników o kilkadziesiąt tysięcy kilometrów, fałszowanie książek serwisowych, "odmładzanie" aut - tak wygląda handel używanymi autami z Niemiec w komisach przy naszej zachodniej granicy. Dziennikarze "Superwizjera" TVN przekonali się, jakie metody stosują handlarze, by oszukać nieświadomych klientów.
Reporterzy Superwizjera przez tydzień odwiedzali komisy zajmujące się handlem sprowadzanymi z Zachodu, używanymi autami. Przedstawiali się jako zwykli klienci i obejrzeli dziesiątki samochodów, sprowadzonych głównie z Niemiec. Pomagał im w tym człowiek, który sam zajmował się sprzedawaniem aut. Zgodził się na towarzyszenie dziennikarzom, bo - jak mówił - sprzeciwia się nieuczciwości handlarzy.
Przy zachodniej granicy działa wiele punktów, w których handlarze cofają liczniki przejechanych kilometrów w sprzedawanych samochodach. Takie warsztaty są otwarte przez siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Działają legalnie, bo w Polsce cofanie licznika w samochodzie nie jest przestępstwem (w Niemczech już tak). A jak się okazuje, cofnięcie licznika to żaden problem, nawet w autach z górnej półki. - Każdą elektronikę można oszukać - mówi były handlarz. Jak przyznaje, trzeba uważać na "okazyjne" cenowo auta z małym przebiegiem. - Samochód sprowadzony z Niemiec po pięciu latach powinien mieć przebieg co najmniej 300 tysięcy - przekonuje mężczyzna. - Taki samochód to auto użytkowe, nie do jeżdżenia w niedzielę do kościoła - dodaje.
"Odchudzony" o 150 tys. km
Samochód sprowadzony z Niemiec po pięciu latach powinien mieć przebieg co najmniej 300 tysięcy - przekonuje mężczyzna. - Taki samochód to auto użytkowe, nie do jeżdżenia w niedzielę do kościoła. Rozmówca "Superwizjera"
Jak się okazało, sprawdzone przez reporterów auta miały liczniki cofnięte o kilkadziesiąt, a nawet ponad 150 tysięcy kilometrów. Dziennikarze sprawdzili to w niemieckich serwisach, używając indywidualnego numeru, który posiada każde wyprodukowane auto.
Podający się za handlarzy chcących dokonać korzystnej dla siebie "korekty" przebiegu pojazdu - dziennikarze Superwizjera przekonali się jak łatwo i szybko można cofnąć licznik pojazdu. Z równą łatwością zmieniony przebieg można wpisać do książki serwisowej tak, by wszystko wyglądało na zgodne z prawdą i było praktycznie nie do wykrycia. Koszt - od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Z zalegalizowaniem fałszywego przebiegu też nie ma kłopotu. - Wystarczy oddać samochód do niemieckiego serwisu na wymianę paska rozrządu albo hamulców, co kosztuje kilkaset euro. Ale potem serwisant wpisuje do książki przebieg, który widzi na liczniku - tłumaczy rozmówca "Superwizjera".
Jak nie dać się oszukać? "Kupić nowe auto"
Istnieją też inne metody odmładzania samochodu - montuje się tanie, ale nowe alufelgi, opony, wymienia gałkę zmiany biegów, czyści tapicerkę. - Jeśli zniszczone jest siedzenie kierowcy, a reszta auta nietknięta, znaczy to, że prawdopodobnie jeździł nim przedstawiciel handlowy, który też "robił" dużo kilometrów - przekonuje rozmówca "Superwizjera".
Problemem nie jest też książka serwisowa. Oryginalną wyrzuca się do kosza i w serwisie aukcyjnym kupuje nową, z roku, w którym wyprodukowano auto. Wpisuje się do niej następnie fikcyjne naprawy i przebieg samochodu.
Jak nie dać się nabrać na "okazyjne" auto? - Kupić nowe. Polscy klienci nie chcą aut z przebiegiem większym niż 200 tys. km. Sami proszą się o oszustwo - podsumowuje były handlarz.
Źródło: Superwizjer TVN
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN