Od soboty lekarze mają obowiązek wpisywania do ministerialnego Systemu Informacji Medycznej informacji o ciąży pacjentki. Resort zdrowia tłumaczy, że znajdzie się ona tam dla dobra kobiety i jej nienarodzonego dziecka. Polki widzą to jednak inaczej i coraz częściej proszą ginekologów o zatajenie tej informacji. Boją się, że w razie utraty ciąży będą się musiały tłumaczyć przed organami ścigania.
Od soboty 1 października lekarz obowiązkowo wpisze do ministerialnego Systemu Informacji Medycznej (SIM) informację o ciąży pacjentki. Od 6 lipca do 30 września, w okresie dostosowawczym rozporządzenia, mógł to zrobić fakultatywnie. Teraz zobowiązuje go do tego prawo.
Chociaż Ministerstwo Zdrowia wielokrotnie podkreślało, że "rozporządzenie nie tworzy żadnego rejestru ciąż", zarówno lekarze, jak i pacjentki, nie mają takiej pewności. Kobiety odwiedzające gabinety ginekologiczne już od ponad roku pytają medyków, czy do oficjalnej dokumentacji muszą wpisywać ciążę, a niektóre proszą, by tego nie robili. Szczególnie na początku ciąży boją się, że w razie jej utraty będą musiały tłumaczyć się z poronienia organom ścigania.
Od roku ciąż jest mniej
- Od czasu ogłoszenia fakultatywnego obowiązku wpisywania ciąży minęły trzy miesiące, informacje medialne ucichły i strach nieco zelżał. Ale wciąż mam pacjentki, które dopytują, czy muszę wpisywać informację o ciąży i o to, kto będzie miał do niej wgląd - mówi Michał Gontkiewicz z Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, ginekolog-położnik przyjmujący prywatnie oraz w szpitalu w Płońsku. Z podobnymi sytuacjami spotyka się pięcioro innych lekarek i lekarzy, którzy wolą zachować anonimowość.
Gontkiewicz opowiada, że stara się uspokajać ciężarne, tłumacząc, że dostęp do danych ograniczony jest do pracowników medycznych, a przedstawiciele organów ścigania będą mieli do nich dostęp tylko w wyjątkowych przypadkach - na przykład związanych z przestępstwem czy krzywdą matki lub dziecka. To jednak nie uspokaja pacjentek.
- Od roku spadek liczby ciąż widać gołym okiem. Może nie na porodówce w Płońsku, gdzie liczba porodów utrzymuje się na stałym poziomie, ale w prywatnym gabinecie zauważam duży spadek. Kobiety boją się zostawać matkami z różnych względów. Strach przed rejestrem jest jednym z nich - przyznaje lekarz.
Kto będzie mógł sprawdzić, czy kobieta jest w ciąży?
Zgodnie z rozporządzeniem w sprawie szczegółowego zakresu danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji oraz sposobu i terminów przekazywania tych danych do SIM, dostęp do danych o ciąży nie będzie ograniczony wyłącznie do lekarza wpisującego.
- Dostęp do takich danych przysługiwał będzie nie tylko pracownikowi, który wytworzył elektroniczną dokumentację medyczną, ale także innym pracownikom świadczeniodawcy (szpitala czy przychodni - przyp. red.), jeżeli jest to niezbędne do prowadzenia diagnostyki lub zapewnienia ciągłości leczenia. To znaczy, że dostęp do danych będą mieli również inni lekarze pracujący u świadczeniodawcy, którzy prowadzą dalszą diagnostykę lub leczenie pacjenta - tłumaczy Oskar Luty, adwokat specjalizujący się w prawie medycznym i partner w kancelarii Fairfield.
Dodaje, że w przypadku świadczeń udzielanych w ramach podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), taki dostęp będą mieli lekarze, pielęgniarki oraz położne. - A gdy będziemy mieli do czynienia z zagrożeniem życia pacjentki, dostęp do nich będzie miał każdy pracownik medyczny, a więc na przykład ratownik medyczny czy personel medyczny izby przyjęć lub szpitalnego oddziału ratunkowego (SOR) - precyzuje mecenas Luty.
Co to oznacza w praktyce? Jeśli nieprzytomna kobieta trafi na SOR na przykład po wypadku, personel oddziału będzie mógł sprawdzić, czy nie jest w ciąży. Ma to zapobiec poddaniu jej szkodliwym dla płodu badaniom obrazowym lub podaniu nieodpowiednich leków. Zdaniem lekarzy taka możliwość ma na celu ochronę pacjentki i jej dziecka.
Ministerstwo: To dla dobra pacjentki
"Głównym celem nałożenia na usługodawców obowiązku raportowania do SIM danych zdarzenia medycznego było stworzenie narzędzia umożliwiającego pozyskanie przez nich istotnych i kompleksowych informacji o stanie zdrowia pacjenta" - odpowiedziało Ministerstwo Zdrowia Rzecznikowi Praw Obywatelskich profesorowi Marcinowi Wiąckowi, który w czerwcu napisał do ministra zdrowia Adama Niedzielskiego w sprawie rejestru.
"Nie można zgodzić się z zarzutem, że przekazywanie informacji dotyczących stanu zdrowia pacjenta w kontekście udzielanych mu świadczeń zarówno w chwili przekazywania tych informacji, jak również ich późniejsze wykorzystywanie w celu prowadzonego leczenia może być nieproporcjonalne i naruszać prywatność jednostki. Tego typu wnioski negowałyby bowiem w ogóle celowość wywiadu medycznego" - argumentowali urzędnicy Ministerstwa Zdrowia.
Medyk nie wykorzysta informacji o aborcji przeciwko pacjentce
To jednak nie przekonało części lekarzy, większości pacjentek i organizacji broniących praw kobiet. "Mimo iż Ministerstwo jako uzasadnienie podaje chęć ułatwienia pracy lekarzy, to w dzisiejszej Polsce każda zmiana dotycząca zdrowia reprodukcyjnego, zwłaszcza związana z gromadzeniem wrażliwych danych, spotyka się z podejrzeniami o złe intencje. I nie ma się czemu dziwić. Kobiety w Polsce jako normę znają niestety moralizowanie i wtrącanie się lekarzy w życie prywatne pacjentek, o całkowitym ignorowaniu ich obaw i potrzeb nie wspominając" - komentowała w czerwcu Krystyna Kacpura, prezeska zarządu Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA.
Kamila Ferenc, prawniczka i dyrektorka do spraw programowych FEDERY, zaznaczyła: "W świetle prawa osoby w Polsce wciąż na szczęście nie są karane za własne aborcje. Gdyby powiedziały ginekologowi w trakcie wizyty, że przerwały niedawno ciążę (nieważne, jaką metodą i gdzie), lekarz nie mógłby nic z tą informacją zrobić. Nawet gdyby zadzwonił na policję, byłby to stracony czas, bo postępowanie przeciwko kobiecie po aborcji nie mogłoby się z tego powodu w ogóle toczyć. To jednak do kobiety należy decyzja, czy chce mówić o aborcji, czy raczej powiedzieć, że doszło do naturalnego poronienia, np. w domu na toalecie".
Dane o ciąży to niejedyne informacje, które lekarz musi od października uwzględnić w dokumentacji medycznej. Nowe prawo przewiduje, że do SIM będzie musiał wpisać także informacje o: grupie krwi, alergiach, implantach, o rozpoczęciu i zakończeniu hospitalizacji, dane służące identyfikacji podmiotu medycznego, dane o wyrobach medycznych oraz kod ICF w zakresie rehabilitacji leczniczej.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock