- Aleksander Ostrowski wpadł razem z lawiną do szczeliny. Piotr (Śnigórski - red.) to widział, próbował pomóc, ale był w szoku - opowiadał w RMF FM himalaista i narciarz Andrzej Bargiel. Przyznał, że "wstyd mu za wspinaczy, którzy byli w bazie od Gaszerbrumem, bo nikt się w te poszukiwania nie zaangażował".
27-letni Aleksander Ostrowski zaginął w sobotę, gdy razem z Piotrem Śnigórskim zjeżdżali na nartach z ośmiotysięcznika Gaszerbrum II. W poniedziałek ze względu na trudne warunki pogodowe podjęto decyzję, że poszukiwania nie będą kontynuowane. Jerzy Natkański, dyrektor Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki poinformował, że prawdopodobnie lawina zepchnęła Ostrowskiego do szczeliny.
Według dotychczasowych informacji po 12-godzinnej wspinaczce na wierzchołek Gaszerbrum II himalaiści zawrócili z wysokości ok. 7600 m i wycofywali się do niższych obozów na nartach. Między drugim a pierwszym obozem Śnigórski utracił kontakt wzrokowy z jadącym za nim partnerem.
Inną wersję wydarzeń przedstawił jednak w rozmowie w RMF FM Andrzej Bargiel. Jak powiedział, Aleksander Ostrowski jechał pierwszy. - Trawersował nad serakami i niestety urwała się deska (deska śnieżna, forma lawiny - red.), która go zabrała i wpadł razem z tą lawiną do szczeliny. Tak to wyglądało. Piotr to widział, próbował tam pomóc, też był w szoku - dodał Bargiel.
Wyjaśnił, że "teren był na tyle trudny, że (Piotr Śnigórski - red.) nie był w stanie sam nic zrobić". - Krzyczał i zrobił, co mógł - powiedział Bargiel. Dodał, że później zjechał do obozu pierwszego i tam czekał.
"Nikt się w te poszukiwania nie zaangażował"
Sam Andrzej Bargiel - jak mówił w wywiadzie radiowym - wyruszył spod obozu pod Broad Peakiem, z którego jako pierwszy człowiek na świecie zjechał na nartach. Wraz z towarzyszącym mu Dariuszem zamierzali pomóc w poszukiwaniach Ostrowskiego. Chciał iść w górę z Szerpami, ale - jak zdradza - nie zgodził się na to porucznik łącznikowy pakistańskiej armii. Wyjście bez Szerpów - zaznaczył Bargiel - "byłoby zupełnie bez sensu".
- Zamknęli sezon pod Gaszerbrumami, musieliśmy zejść, jesteśmy w Concordii. Nie udało nam się nigdzie wyjść i nie jestem z tego powodu zadowolony, zawsze zostaje jakiś niesmak - powiedział alpinista.
Jak dodał, pod Gaszerbrumami nie ma już nikogo. - Napatrzyliśmy się też, jak to wszystko wygląda i szczerze mówiąc, trochę mi wstyd za tych wszystkich wspinaczy, którzy byli tam w tej bazie, bo nikt się w te poszukiwania nie zaangażował - powiedział Bargiel.
Przyznał, że "standardy, które panują teraz w górach, są bardzo przykre". - Nie wiem w ogóle, co ci ludzie mają w głowach. Obserwuję to i to jest niezdrowe, że dla ludzi wchodzenie na szczyt nie jest niebezpieczne, a pomaganie ludziom jest niebezpieczne - zaznaczył.
Autor: js//rzw / Źródło: RMF FM
Źródło zdjęcia głównego: Olek Ostrowski