Był chory i wyczerpany. Bezdomnemu z Krakowa najpierw próbowała pomóc straż miejska. Kiedy okazało się, że stan jego zdrowia jest poważny, strażnicy wezwali pogotowie. Ich zdaniem, załoga karetki uznała, że wystarczy noclegownia, a nie szpital. Pogotowie broni się twierdząc, że bezdomny odmówił jazdy do szpitala. Przepychanki trwały jeszcze długo - tak długo, aż zmarł.
Bezdomny schronił się na klatce schodowej w jednym z bloków. Spał na własnej kurtce, mieszkańcy bloku przynieśli kołdry, jedzenie. Według ich relacji, ledwo mówił, nie wstawał, czytał biblię. Prosili, by pozwolił sobie pomóc. - Nie zgadzał się na pogotowie. Mówił, że i tak mu nie pomogą, więc nie chciał szpitala - mówi jedna z mieszkanek bloku, która opiekowała się bezdomnym.
Odmówił pomocy
Mieszkańcy wezwali straż miejską. Jednak, według funkcjonariuszy, mężczyzna był zbyt chory, by przewozić go do noclegowni. Zasłabł, gdy prowadzono go po schodach.
Wezwano więc karetkę. Ratownicy zbadali mężczyznę. Pogotowie tłumaczy, że nie mogło zmusić pacjenta do leczenia, skoro tego nie chciał, a był trzeźwy, przytomny. - Został zbadany, zaproponowano mu przewiezienie. Nie wyraził na to zgody - twierdzi Anna Zielińska z krakowskiego pogotowia.
Jeśli osoba była z chorobą zakaźną, taką jak gruźlica, istniał obowiązek jej przymusowej hospitalizacji, bo zagraża innym nie tylko sobie samemu. Marcin Mikos
Po godzinie pogotowie znów przyjechało do bezdomnego. Lekarz z tak zwanej "ogrzewalni" przekonał go, by pojechał do szpitala. Tam okazało się, że chorował na gruźlicę.
- Jeśli osoba była z chorobą zakaźną, taką jak gruźlica, istniał obowiązek jej przymusowej hospitalizacji, bo zagraża innym, nie tylko sobie samemu - twierdzi Marcin Mikos z Polskiego Towarzystwa Prawa Medycznego.
Pomoc przyszła jednak zbyt późno - mężczyzna, skrajnie wycieńczony, zmarł. Według pulmonologa, dr Anny Prokop-Staszeckiej, nie miał szans na przeżycie, ponieważ był wychłodzony i wygłodzony.
Trzeba długo prosić
W grudniu i styczniu krakowskie pogotowie 80 razy ratowało bezdomnych. Instytucje, które im pomagają, nieoficjalnie przyznają, że często o przyjazd lub przewiezienie do szpitala trzeba ratowników długo prosić. Bo często nie wiadomo, czy stan mieszkańców noclegowni zagraża życiu.
Wielu bezdomnych potwierdza jednak: pogotowie jest bezsilne, jeśli ktoś nie chce się leczyć. - Jeden przyjmie pomoc, a drugi nie chce, bo myśli że mu tam krzywdę zrobią - mówi Jerzy Wtorek, również bezdomny.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN