Zofia i Henryk Hop z Brzuski na Podkarpaciu nie mają pieniędzy na jedzenie. By móc się ogrzać, para 70-latków drzewo do opału zbiera w lesie. Kiedy staruszkowie za namową sołtysa chcieli posprzątać gałęzie z wycinki zostali oskarżeni o kradzież drewna. Wyrządzone przez nich straty wyceniono na 11 złotych i 78 groszy... Teraz muszą zapłacić karę, na którą ich nie stać. Sprawą zajęli się leśnicy, policja, sąd, a na końcu komornik.
Zgłosili się na ochotnika
Prosił mnie czy bym nie znalazł kogoś, kto by te patyki posprzątał. W zamian za sprzątnięcie gałęzi mógłby za darmo zabrać do domu. Tadeusz Kołcz, sołtys
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Wiosną, w pobliżu ich domu, drogowcy wycinali przydrożne drzewa. Pozostałe z wycinki gałęzie trzeba było posprzątać. Kierownik prac zgłosił się więc do sołtysa. - Prosił mnie czy bym nie znalazł kogoś, kto by te patyki posprzątał. W zamian za sprzątnięcie gałęzi mógłby za darmo zabrać do domu - mówi Tadeusz Kołcz, sołtys wsi Brzuska.
Do prac zgłosiło się małżeństwo. Zdecydowali, że pójdą i pozbierają patyki. - No i pojechaliśmy traktorem - mówi Zofia Hop. Jak dodaje, zebrane gałęzie zwozili do domu. Problem pojawił się, kiedy dojazd do kolejnych utrudniły im dwa - jak twierdzą - połamane drzewka.
Wycięli dwa połamane drzewka
My na łopatkach leżymy. Raz nam uwalili, drugi raz uwalili. Jak trzeci raz uwalą to my tu pozdychamy. Zofia Hop
- Chcieliśmy wjechać traktorem. To wziął mój chłop wyciął i już - mówi Zofia.
Wycięcie dwóch drzewek spowodowało poważne kłopoty i uruchomiło machinę sądowniczą. Wkrótce w domu Hopów pojawiła się policja. Małżonkowie zostali oskarżeni o kradzież drewna. Straty wyceniono na 11 złotych 78 groszy.
Choć szkody są bardzo małe, staruszków ukarano, bo jak argumentuje Stanisław Rębisz, zastępca nadleśniczego z Nadleśnictwa Bircza "dom można rozebrać wyciągając cegłę po cegle. Tak samo można wyciąć las wycinając małe gałęzie".
"Nie mamy co jeść"
Dom można rozebrać wyciągając cegłę po cegle. Tak samo można wyciąć las wycinając małe gałęzie Stanisław Rębisz, zastępca nadleśniczego z Nadleśnictwa Bircza
- Zasądzono państwu Hop po 100 zł grzywny i 58 złotych nawiązki - dodaje Rębisz. Jednak pary 70-latków nie było stać na zapłacenie kary, więc sprawa trafiła do sądu. Do egzekucji długu wkroczył komornik, który zajął rentę pana Henryka i emeryturę pani Zofii. - My na łopatkach leżymy. Raz nam uwalili, drugi raz uwalili. Jak trzeci raz uwalą to my tu pozdychamy - mówi z łzami w oczach pani Zofia i tłumaczy, że na zapłacenie kary zwyczajnie ich nie stać. Urzędnicy wiedzą jednak lepiej - i twierdzą, że staruszkom nie wiedzie się źle, bo nigdy nie ubiegali się o pomoc finansową czy materialną.
Jednak to, że o pomoc nigdy nie prosili, nie znaczy jednak, że jej nie potrzebują. - My nie mamy na jedzenie. Nawet kartofli nie mamy, bo są tu straszliwe dziki - dodają.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24