Wciąż nie wiadomo kto jest winny śmierci młodego mężczyzny, który przechodząc przez kładkę nad trakcją kolejową, wpadł w dziurę i zaczepił o przewody elektryczne. Rażony prądem - spłonął żywcem. Prokuratura do dziś nie postawiła zarzutów, bo.. nie wie komu. Do kładki nikt się nie przyznaje. W programie "Prosto z Polski" powrót do bulwersującej sprawy wypadku w Dąbrowie Górniczej.
Ekipa TVN dotarła do amatorskiego filmu, zrobionego przez przypadkowego świadka zdarzenia. Zdjęcia są drastyczne. Marcin płonął na kładce, ale nikt nie mógł mu pomóc, bo czekano na odcięcie prądu.
"Nie mogą uwierzyć"
Do wypadku doszło 9 lipca. "Mamuś nie martw się, nie będę długo" - mama 26-letniego mężczyzny wspomina jego ostatnie słowa. Poszedł obejrzeć mecz z kolegami. Rodzina Marcina do dziś nie może uwierzyć w to, co się stało.
Czyja to kładka?
Choć od wypadku minęło już kilka dni, wciąż nie wiadomo komu postawić zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Nie udało się ustalić, kto jest właścicielem kładki i - tym samym - odpowiada za jej stan techniczny. W Prokuraturze Rejonowej w Dąbrowie Górniczej wciąż poszukiwane są dokumenty z budowy konstrukcji. - My dojdziemy prawdy. My im tego nie zostawimy - mówi rodzina mężczyzny.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24