- Nie sądzę, żeby po 1 stycznia w szpitalach stało się coś szczególnego, żeby było gorzej lub lepiej, niż dotychczas - mówi w TVN24 minister zdrowia Ewa Kopacz o wejściu w życie ustawy skracającej czas pracy lekarzy do 48 godzin tygodniowo. - Dyrektorzy szpitali mają instrumenty i pieniądze - dodaje.
1 stycznia w życie wchodzą dostosowane do unijnych przepisy, zgodnie z którymi lekarze będą pracować 48 godzin tygodniowo, chyba, że wyrażą pisemną zgodę na przedłużenie czasu pracy. Wtedy nie będzie mógł on przekraczać 72 godzin. Lekarze obawiają się, że szpitalom grozi paraliż.
- Trudności są i będą, ale szaleństwem jest opowiadanie, że nagle wszystko stanie - mówiła jednak minister Kopacz w TVN24. Jak podkreśliła, rząd zapewnił ze swej strony dyrektorom placówek instrumenty, które mają im ułatwić organizację pracy w szpitalach w nowym roku.
"Mają instrumenty w ręku" Po pierwsze, złagodzono szczegółowe warunki kontraktowania, dotyczące dodatkowych dyżurów. Chodzi o to, by w szpitalu lekarze mogli podczas swego dyżuru opiekować się pacjentami kilku oddziałów, a nie - jak dotąd - jednego.
Po drugie, średnia wycena tzw. punktu rozliczeniowego w świadczeniach lekarskich w całym kraju zwiększy się do 12 zł (teraz wynosi 10-11 zł). - Instrumenty dyrektorzy posiadają w ręku. Dostali też pieniądze, które są pierwszą transzą - mówiła minister Ewa Kopacz w TVN24. Kolejne - według zapowiedzi minister - mają trafić do szpitali w pierwszym i drugim kwartale 2008 r.
"Minister zdrowia zrobił, co mógł" Niektórzy dyrektorzy szpitali, by nie łamać przepisów chcą wprowadzić system zmianowy. Na ten pomysł natomiast nie godzą się lekarze. Grożą odejściem z pracy. Chcą większych pieniędzy.
- Wiem, że to ciężka praca dla dyrektorów i trudny moment - podkreśliła szefowa resortu zdrowia. Dodała jednak, że to dyrekcja i organ założycielski szpitala biorą odpowiedzialność za funkcjonowanie placówki od nowego roku. - To co było w gestii ministra zdrowia zostało zrobione - dodała Kopacz.
Jakby były podwyżki, to by zabrakło 6 mld zł Minister zaznaczyła także, że trudno spełnić od razu żądania finansowe lekarzy. - Z dnia na dzień w żadnej grupie zawodowej nie można dokonać tego, by wzrost płac był siedmiokrotny - mówiła Kopacz. Dodała, że według jej obliczeń, gdyby resort zgodził się na wypłatę lekarzom pensji rzędu 8 tys. zł, to w systemie na same tylko podwyżki zabrakło by 6 mld zł.
- Co oznacza dwuprocentowy wzrost składki zdrowotnej. Może należy zapytać pacjentów, co o tym sądzą? - pytała minister. - Czy to jest w porządku? Czy dziś za to tylko, że będziemy mogli spełnić żądania lekarzy, ot tak, na dzisiaj, na jutro, na najbliższe dni, powinniśmy podjąć tę decyzję, nie wskazując, co tak naprawdę się pacjentom za tę składkę należy? - dodała.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24