Proponują nauczycielom wyjazdy szkoleniowe z osobą towarzyszącą, laptopy za symboliczną złotówkę lub za darmo, a także darmowe egzemplarze dla uboższych uczniów. Wydawcy stosują różne chwyty marketingowe, aby zwiększyć sprzedaż podręczników - czytamy w "Rzeczpospolitej". Według resortu edukacji nadużywają pozycji na rynku.
Na rynku podręczników szkolnych dla 5 mln uczniów walczy w Polsce kilkunastu liczących się wydawców i kilkudziesięciu mniejszych. Jak podaje "Rzeczpospolita", komplet nowych podręczników dla pierwszoklasisty kosztuje dziś co najmniej 300 zł, dla gimnazjalisty ok. 500 zł, dla licealisty blisko 600-700 zł. Dlatego wydawcy stosują różne chwyty, aby przekonać nauczycieli do swoich podręczników. Książki zmieniają się praktycznie co roku.
- Aby dostać dodatkowy komplet książek czy oprogramowanie na tablicę edukacyjną, trzeba wypełnić deklarację, ilu uczniów kupiło nowy podręcznik, i podstemplować ją u dyrektora - mówi "Rzeczpospolitej" Joanna, lektorka niemieckiego z małej miejscowości na Pomorzu.
Andrzej Zdanowski, dyrektor Szkoły Podstawowej nr. 9 w Ełku uważa, że wydawcy rzadziej niż kiedyś proponują bonusy szkołom: - Częściej organizują szkolenia dla nauczycieli z metodykami, a ci przekonują, że dany podręcznik najlepiej spełnia wymagania - zaznacza w "Rz".
Aby dostać dodatkowy komplet książek czy oprogramowanie na tablicę edukacyjną, trzeba wypełnić deklarację, ilu uczniów kupiło nowy podręcznik, i podstemplować ją u dyrektora. Joanna, lektorka niemieckiego
Wyjazd, laptop, co jeszcze?
Innego zdania jest Piotr, nauczyciel z warszawskiego gimnazjum, który uważa, że to raczej "wyjazdy szkoleniowe" niż prawdziwe szkolenia. Twierdzi, że dostaje się np. propozycję wyjazdu na weekend do hotelu na Mazurach, często z osobą towarzyszącą. - Nie oszukujmy się, na szkoleniu nie siedzi się 12 godzin - dodaje.
Według Witolda Szczęsnego z Wydawnictwa Szkolnego PWN, szefa Sekcji Wydawców Edukacyjnych w Polskiej Izbie Książki, tego typu spotkania są pożyteczne, bo przygotowują do korzystania z podręcznika. Nie widzi nic złego w tym, że po konferencji nauczyciele zostają zaproszeni np. do kina, czytamy w "Rz". Jednak weekend w hotelu przekracza - jak mówi - dobre obyczaje.
Za to przedstawiciel małej firmy wydawniczej zaznacza, że na takich wyjazdach się nie kończy. Twierdzi, że zna nauczycieli, którzy za decyzję o wybraniu podręcznika od największych wydawców dostawali laptopy.
Przymus "nowości"
Dziennik zauważa, że dla zwiększenia sprzedaży niektóre podręczniki wydaje się razem z ćwiczeniami, co utrudnia uczniom odsprzedanie go młodszym kolegom. Często również nieznacznie modyfikuje się poprzednią wersję, dodając jedno czy dwa ćwiczenia, a do podręcznika dodaje się przedrostek "nowy".
Witold Szczęsny cytuje szacunki, które wskazują, że jest o co walczyć. Wartość sprzedaży podręczników szkolnych na polskim rynku wynosi ok. 600 mln zł. rocznie. Jednak decyzja o wyborze podręcznika należy w głównej mierze do nauczyciela i to o jego uznanie zabiegają wydawcy.
Zmiana raz na trzy lata
Ministerstwo Edukacji Narodowej przygotowało zmianę rozporządzenia, które ograniczy dokonywanie drobnych korekt przez wydawców. Grzegorz Żurawski, rzecznik resortu edukacji podkreśla w "Rz", że takie zabiegi "wprowadzały zamieszanie przy korzystaniu w klasie z tego samego podręcznika wydawanego w różnych latach". MEN chce pozwolić na zmianę podręczników nie częściej niż co trzy lata. Jak się okazało, jest to powrót do pomysłu byłego ministra edukacji Romana Giertycha. Polityk powiedział w gazecie, że taka ustawa weszła już w życie w 2006 r., zaczęła obowiązywać, lecz jego następczyni, minister Hall wycofała się z niej.
"Rzeczpospolita" informuje, że nowy projekt MEN przewiduje m.in. wprowadzenie ograniczenia składania wniosku o dopuszczenie do użytku szkolnego kolejnych wydań podręcznika, zmienionych w części stanowiącej nie wcześniej niż po upływie trzech lat od dnia dopuszczenia podręcznika do użytku szkolnego.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24