- Prezydent tak jakby nie miał pojęcia o losach dotychczasowych referendów, zarządzanych przez jego poprzedników - powiedział w "Faktach po Faktach" historyk Tomasz Nałęcz. - Próbuje znaleźć rozwiązanie sytuacji, w którą tak naprawdę sam się zapędził - ocenił socjolog Andrzej Rychard.
W piątek w Senacie został złożony projekt postanowienia prezydenta Andrzeja Dudy o zarządzeniu referendum ogólnokrajowego w dniach 10-11 listopada 2018 roku, dotyczącego zmian w konstytucji. Zawiera 10 pytań. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski powiedział w sobotę, że debata nad wnioskiem rozpocznie się w najbliższy wtorek po południu.
- Prezydent tak jakby nie miał pojęcia o losach dotychczasowych referendów zarządzanych przez jego poprzedników - mówił profesor Tomasz Nałęcz, w przeszłości doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego. Poprzednik obecnej głowy państwa pod koniec swej kadencji doprowadził do referendum z trzema pytaniami. Kosztowało ponad 70 mln złotych, frekwencja nie osiągnęła 8 procent.
Jak ocenił Nałęcz, Andrzej Duda, forsując referendum, "przypomina człowieka, który próbuje rozpędzić samochód i zobaczyć, czy ściana, na którą pędzi ustąpi czy nie ustąpi".
Moment konstytucyjny
Socjolog profesor Andrzej Rychard ocenił, że prezydent "próbuje znaleźć rozwiązanie sytuacji, w którą tak naprawdę sam się zapędził". Tłumaczył, dlaczego - jego zdaniem - nie jest to dobry czas na próby zmiany ustawy zasadniczej.
- Specjaliści powiadają, że aby myśleć o zmianie konstytucji potrzebne jest coś, co nazywa się momentem konstytucyjnym - tłumaczył Rychard. - Taki moment konstytucyjny zwykle jest charakteryzowany przez dwa czynniki. Po pierwsze, że rzeczywiście jest jakaś potrzeba zmiany i że są rozmaite ważne zmiany systemowe wprowadzane. (...) Jest też warunek drugi - istnieje pewna zgoda narodowa. U nas zgody narodowej nie ma - podkreślił Rychard.
- W związku z tym, w moim przekonaniu, nie ma momentu konstytucyjnego. Co więcej: ktoś kto inicjuje referendum konstytucyjne, czyli pan prezydent, sam przez sporą część społeczeństwa jest oskarżany o łamanie tej konstytucji w wielu przypadkach - zauważył.
- To nie tylko nie jest moment konstytucyjny, a jest to wręcz moment antykonstytucyjny. I dlatego ten moment jest kiepskim pomysłem - uznał socjolog. Ocenił, że "byłoby dobrze", gdyby prezydent "znalazł taką albo inną ekwilibrystykę, aby się z tego pomysłu wycofać". - To, o czym teraz rozmawiamy, to jest już minimalizowanie strat, które nastąpią - przewidywał gość TVN24.
"Szkodzi interesowi obozu"
Profesor Tomasz Nałęcz zgodził się, że obecnie "w Polsce czasu na zmianę konstytucji nie ma". - Prezydent, który kilka razy złamał konstytucję w sposób oczywisty, na przykład nie przyjmując przysięgi od legalnie wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, nie ma moralnego prawa, żeby z takim wnioskiem występować. Co więcej, w moim przekonaniu szkodzi interesowi obozu, z którym się utożsamia i któremu dosyć wiernie służy - skomentował historyk.
- W tej sprawie opozycja będzie jak jeden mąż. Co znaczy, że wezwie do niegłosowania, powołując się na bardzo przekonujące argumenty: że ktoś, kto łamie konstytucję, nie ma prawa proponować dyskusji o jej zmianie. Tak jak przestępca czy pirat drogowy nie może proponować policjantowi dyskusji o zmianie kodeksu karnego - powiedział Nałęcz.
Autor: ar//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24