Zdolności operacyjne Rosji nie wskazują na to, by ten kraj był w stanie skierować znaczącą liczbę żołnierzy na tereny Naddniestrza - ocenił w rozmowie z PAP prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego Zbigniew Pisarski. Zdaniem ekspertów Roberta Ratajczyka i Marka Menkiszaka apel władz separatystycznego regionu w Mołdawii z prośbą o "ochronę" jest próbą wywarcia presji na władze w Kiszyniowie.
Apel do Rosji wystosował tzw. Kongres Deputowanych Wszystkich Szczebli, który zebrał się w środę w Tyraspolu. Uczestnicy kongresu oświadczyli, że Naddniestrze jest obiektem "presji gospodarczej", co jest sprzeczne z "europejskimi zasadami i standardami ochrony praw człowieka i wolnego handlu".
Do tego wydarzenia odniósł się w rozmowie z PAP prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego prof. Zbigniew Pisarski. - Jeśli miałbym obstawić, czy większe szanse na przejęcie kontroli nad Naddniestrzem ma wojsko rosyjskie ruszające z terytorium Federacji Rosyjskiej, czy też siły wojskowe Mołdawii, Ukrainy i państw Zachodu, wskazałbym na drugą grupę – ocenił ekspert.
"Pseudoodpowiedź" na wypowiedź Macrona
Według Pisarskiego powielany przez rosyjskie media apel można odczytywać jako "pseudoodpowiedź" na wypowiedź prezydenta Francji Emmanuela Macrona o możliwym wysłaniu zachodnich wojsk lądowych na terytorium Ukrainy.
- Myślę, że to blef, bo zdolności operacyjne Rosji nie wskazują na to, by ten kraj był w stanie skierować znaczącą liczbę żołnierzy na tereny Naddniestrza - ocenił ekspert. Uznał, że każde odwrócenie uwagi Zachodu od toczącej się w Ukrainie wojny to dla Rosji zwycięstwo. - Rozdmuchiwanie takich komunikatów jest, w mojej ocenie, próbą rozproszenia uwagi Zachodu, by osłabić jego wysiłek na rzecz obrony Ukrainy. Podejrzewam, że ślady rosyjskiej aktywności można dostrzec również w ostatnim konflikcie na Bliskim Wschodzie – podkreślił.
Pisarski zauważył również, że na początku rosyjskiej ofensywy zbrojnej na Ukrainę w lutym 2022 roku duża rzesza ludzi w wieku poborowym uciekła z terytorium Naddniestrza do Mołdawii, kontrolowanej przez rząd w Kiszyniowie. - W mojej ocenie, świadczy to o niskim poziomie morale żołnierzy naddniestrzańskich. To nie wojsko, które byłoby zdeterminowane do prowadzenia działań ofensywnych na terenie Mołdawii – podsumował ekspert.
Rosja nie ma "fizycznej możliwości interwencji w Mołdawii"
Według eksperta do spraw Mołdawii z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach Roberta Ratajczyka apel separatystycznego Naddniestrza może spotkać się "z jakąś formą pomocy gospodarczej ze strony Rosji". - Naddniestrze jest de facto protektoratem, który w różnych latach, w różny sposób, był ekonomicznie wspierany przez Rosję – podkreślił profesor w rozmowie z PAP.
Jego zdaniem Rosja nie ma fizycznej możliwości interwencji w Mołdawii. - W Naddniestrzu stacjonują co prawda rosyjscy żołnierze, ale jest ich półtora tysiąca i pilnują magazynów broni oraz uczestniczą w tak zwanych siłach pokojowych - tłumaczył.
Według Ratajczyka przyłączenie Naddniestrza do Rosji wcale nie leży w interesie – zarówno politycznym, jak i gospodarczym - władz separatystycznego regionu Mołdawii. Podkreślił, że wcześniej kilka razy apelowano w tej sprawie do Moskwy, a nawet zorganizowano plebiscyty wśród mieszkańców. - Naddniestrze jest gospodarczo i politycznie kontrolowane przez miejscowy holding Sheriff, który boi się utraty swojej władzy i zysków, gdyby sytuacja Naddniestrza się zmieniła – wskazywał.
Ratajczyk uznał, że Rosja wykorzystuje Naddniestrze jako narzędzie do destabilizacji sytuacji politycznej, zwłaszcza w Mołdawii, ale i w Ukrainie.
Pytany o znaczenie apelu Naddniestrza do Rosji, ocenił, że "to próba wywarcia presji na władze w Kiszyniowie". - Obecnie naddniestrzańskie firmy muszą płacić cło do mołdawskiego budżetu. Wcześniej płaciły tylko opłaty do budżetu Naddniestrza i dzięki temu były konkurencyjne rynkowo - powiedział. - Wprowadzenie obowiązku regulowania jednocześnie mołdawskich i naddniestrzańskich opłat celnych stanowi dla tych firm problem związany z utrzymaniem konkurencyjności – dodał.
Temat "przemilczany" w orędziu Putina
Kierownik zespołu ds. Rosji Ośrodka Studiów Wschodnich Marek Menkiszak zauważył z kolei, że w czwartkowym przemówieniu Władimir Putin nie odniósł się do sprawy Naddniestrza. Zwrócił uwagę, że "Putin w orędziu mówił stosunkowo niewiele o polityce zagranicznej". - W tym aspekcie skupił się na zagrożeniu ze strony państw Zachodu - dodał.
Pytany, dlaczego temat został "przemilczany" w orędziu, Menkiszak odparł, że Putin ma na głowie ważniejsze rzeczy. - Zachodnie media nadinterpretowały ten temat, a - w mojej ocenie - chodziło o to, by wywrzeć presję na rząd w Kiszyniowie ze względu na różne działania gospodarcze, które uderzają w interesy Naddniestrza. Natomiast z pewnością nie chodziło o przygotowanie do poważnych działań militarnych. Rosja wysłała tylko pewien sygnał - podsumował.
Mołdawski wicepremier Oleg Serebrian oświadczył w środę, że Kiszyniów "odrzuca propagandę z Tyraspola". Podkreślił, że Naddniestrze czerpie korzyści z "polityki pokoju, bezpieczeństwa i integracji gospodarczej w ramach powiązań z Unią Europejską".
Źródło: PAP